Miłość do matki kontra małżeństwo: Jak jedno zaproszenie zniszczyło mój dom
— Michał, co ty sobie wyobrażasz? — głos Agnieszki drżał od złości, a w oczach miała łzy. Stała w progu kuchni, patrząc na mnie i na moją mamę, która właśnie rozpakowywała słoiki z bigosem i ogórkami kiszonymi.
Wiedziałem, że to się źle skończy. Ale przecież to tylko jeden wieczór, tylko jedno spotkanie. Moja mama nie widziała naszej Zosi od jej narodzin, a minęło już pół roku. Agnieszka nie chciała jej w domu – mówiła, że mama się wtrąca, krytykuje wszystko, od sposobu przewijania po wybór imienia. Ale przecież to moja matka! Czy nie miałem prawa, by zobaczyła wnuczkę?
— Agnieszko, proszę… — zacząłem cicho. — To tylko na chwilę. Mama chciała zobaczyć Zosię.
— Na chwilę? — przerwała mi ostro. — A zapytałeś mnie o zdanie? To jest nasz dom! — Jej głos podniósł się jeszcze bardziej. — Nie mogę uwierzyć, że zrobiłeś to za moimi plecami.
Mama stała cicho, z miną obrażonej królowej. — Ja tylko chciałam pomóc… — mruknęła. — Zawsze wszystko na mojej głowie było, a teraz nawet wnuczki nie mogę zobaczyć.
Zosia zaczęła płakać w swoim łóżeczku. Agnieszka rzuciła mi spojrzenie pełne rozpaczy i pobiegła do dziecka. Zostałem sam z matką i z poczuciem winy, które ściskało mnie za gardło.
Od dziecka byłem „synkiem mamusi”. Ojciec zmarł wcześnie, mama wychowywała mnie sama w bloku na Pradze. Byliśmy jak dwa palce jednej ręki. Ale odkąd poznałem Agnieszkę i zaczęliśmy budować własne życie, mama nie potrafiła się pogodzić z tym, że już nie jestem tylko jej.
— Michałku, ona cię odciąga ode mnie — powtarzała mi przez telefon. — Widzisz, jak ona patrzy na mnie spod byka? Jakby była lepsza! A ja tylko chcę dobrze.
Przez lata próbowałem godzić ogień z wodą. Wigilia u nas? Mama narzekała na barszcz Agnieszki. Urodziny Zosi? Mama przyniosła prezent „lepszy”, niż wszyscy inni. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub cichą wojną spojrzeń.
Ale tego dnia to ja zawiniłem najbardziej. Chciałem dobrze – chciałem, żeby mama poczuła się potrzebna, a Zosia miała babcię. Nie przewidziałem tylko, że Agnieszka poczuje się zdradzona.
Wieczorem siedzieliśmy w salonie w milczeniu. Mama już wyszła, zostawiając po sobie zapach bigosu i ciężką atmosferę. Agnieszka patrzyła przez okno na ciemne podwórko.
— Michał — powiedziała cicho — ja już nie mogę tak żyć. Albo twoja mama przestanie wtrącać się w nasze życie, albo… — urwała i zacisnęła usta.
— Albo co? — spytałem z lękiem.
— Albo ja odejdę — wyszeptała.
Serce mi zamarło. Przecież kochałem Agnieszkę. Kochałem też mamę. Dlaczego musiałem wybierać?
Przez kolejne dni chodziliśmy obok siebie jak cienie. Mama dzwoniła codziennie: „I co tam u mojej wnusi? Może przyjdziecie na obiad?”. Agnieszka zamknęła się w sobie. Zosia wyczuwała napięcie i płakała coraz częściej.
Pewnego wieczoru usiadłem przy stole i napisałem do mamy wiadomość: „Mamo, musimy ustalić granice. Kocham cię, ale muszę być mężem i ojcem”. Odpisała po godzinie: „Zawsze byłam sama, teraz też będę”.
Zadzwoniłem do niej. Płakała. — Michałku, ty już mnie nie potrzebujesz… Wszystko przez tę twoją żonę!
Agnieszka słyszała rozmowę przez drzwi kuchni. Przyszła do mnie później i powiedziała: — Wiem, że ci ciężko. Ale ja też mam granice.
Wtedy pierwszy raz pomyślałem: czy naprawdę można kochać dwie kobiety naraz i żadnej nie skrzywdzić?
Minęły tygodnie. Mama przestała dzwonić tak często. Agnieszka zaczęła się uśmiechać do Zosi, a ja próbowałem odbudować nasze zaufanie. Ale coś we mnie pękło – poczucie winy nie dawało mi spokoju.
Czasem budzę się w nocy i słyszę w głowie głos mamy: „Zawsze będziesz moim synkiem”. Czasem patrzę na Agnieszkę i myślę: „Czy wystarczająco ją chronię?”.
Dziś wiem jedno: rodzina to nie bajka o szczęściu. To pole bitwy o miłość i lojalność.
Czy naprawdę musimy wybierać między tymi, których kochamy? Czy rodzina zawsze musi boleć?