„Ile jeszcze mogę udźwignąć?” – Ostatni poranek w domu Michała
– Znowu zaspałaś? – głos pani Grażyny, mojej teściowej, przebił się przez cienkie drzwi sypialni. – Michał musi mieć śniadanie przed pracą! Ile razy mam ci powtarzać?
Leżałam skulona pod kołdrą, wpatrując się w sufit, jakbym mogła tam znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania. Michał przewrócił się na drugi bok, nawet nie otwierając oczu. Westchnęłam ciężko i powoli podniosłam się z łóżka. W kuchni czekała już teściowa, z rękami założonymi na piersi i miną, która nie wróżyła niczego dobrego.
– Dzień dobry – wymamrotałam, próbując ukryć drżenie głosu.
– Dzień dobry? To już po szóstej! Michał zaraz wychodzi, a ty śpisz jakbyś nie miała żadnych obowiązków. – Jej słowa były jak igły wbijane pod skórę.
Zaczęłam przygotowywać jajecznicę, chociaż wiedziałam, że Michał i tak powie, że za słona albo za sucha. Odkąd stracił pracę w urzędzie i zaczął dorabiać na budowie, wszystko było nie tak. Jego frustracja rosła z każdym dniem, a ja stawałam się coraz bardziej przezroczysta.
– Mamo, daj jej spokój – usłyszałam nagle zza pleców. Michał wszedł do kuchni w dresie, z rozczochranymi włosami i zmęczonym wzrokiem. – Sama sobie zrobię śniadanie.
Ale pani Grażyna nie odpuszczała:
– Ty się nie wtrącaj! Gdyby nie ja, to byś chodził głodny. Ona nawet nie wie, jak się prowadzi dom!
Zacisnęłam zęby i odwróciłam się do okna. Za szybą padał deszcz, krople spływały po szkle jak łzy. Przypomniałam sobie czasy, kiedy Michał był inny – zabierał mnie na spacery po Plantach, śmialiśmy się do łez z byle czego. Teraz wszystko było inne. Każdy dzień zaczynał się od pretensji i kończył milczeniem.
Wieczorem siedziałam na łóżku z telefonem w ręku. Mama napisała: „Córeczko, martwię się o ciebie. Przyjedź do domu na kilka dni.”
Nie odpisałam od razu. Bałam się przyznać do porażki. W końcu przecież to ja wybrałam Michała, ja zgodziłam się zamieszkać z jego rodziną po tym, jak straciłam pracę w księgarni. Myślałam, że razem damy radę. Ale każdego dnia czułam się coraz bardziej samotna.
Następnego ranka sytuacja się powtórzyła. Teściowa znów miała pretensje o śniadanie, o pranie, o to, że nie wyprasowałam koszuli Michała. On sam siedział przy stole i przewijał wiadomości na telefonie.
– Może byś coś powiedział? – szepnęłam do niego, gdy zostaliśmy sami.
– Po co? I tak jej nie przekonasz – odpowiedział bez emocji.
– Ale ja już nie daję rady…
Spojrzał na mnie jak na obcą osobę:
– To może powinnaś wrócić do mamy?
Te słowa przelały czarę goryczy. Przez chwilę miałam ochotę rzucić czymś o ścianę, ale zamiast tego zaczęłam pakować rzeczy do torby. Każda para skarpetek, każda książka przypominała mi o tym, ile tu zostawiam – i jak mało to wszystko znaczyło dla innych.
Pani Grażyna weszła do pokoju bez pukania:
– Co ty wyprawiasz?
– Wyjeżdżam – powiedziałam cicho.
– I bardzo dobrze! Michał zasługuje na kogoś lepszego!
Nie odpowiedziałam. Michał nawet nie wyszedł z kuchni. Usłyszałam tylko dźwięk zamykanych drzwi lodówki.
Wyszłam z mieszkania z dwiema torbami i ciężarem na sercu większym niż kiedykolwiek wcześniej. Na klatce schodowej spotkałam sąsiadkę panią Zofię.
– Kochana, co się stało? – zapytała z troską.
– Muszę zadbać o siebie – odpowiedziałam i poczułam łzy napływające do oczu.
Pociąg do rodzinnego miasta był pusty. Patrzyłam przez okno na mijane pola i lasy, myśląc o tym, jak łatwo można zgubić siebie w czyimś życiu. Mama przywitała mnie ciepłym uściskiem i herbatą z malinami.
Przez pierwsze dni spałam po kilkanaście godzin. Budziłam się z poczuciem winy i żalu. Ale potem zaczęłam wychodzić na spacery z psem, pomagać mamie w ogrodzie. Powoli wracały kolory do mojego świata.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam zrobić coś inaczej. Czy powinnam była walczyć o ten związek bardziej? Ale ile można udźwignąć? Czy naprawdę musimy poświęcać siebie dla innych aż do całkowitej utraty własnej wartości?
Może ktoś z was też kiedyś stanął przed takim wyborem? Jak znaleźć siłę, by postawić siebie na pierwszym miejscu?