„Jestem chory, muszę jechać do rodziców” – historia o zdradzie, samotności i sile matki
– Jestem chory, muszę jechać do rodziców – powiedział Michał, nawet nie patrząc mi w oczy. Stał w przedpokoju, już z kluczykami w dłoni, a ja ściskałam w ramionach naszą dwuletnią Zosię, która właśnie zaczęła kaszleć.
– Michał, przecież dzieci też są chore… – zaczęłam, ale przerwał mi gestem.
– Właśnie dlatego. Nie chcę ich zarazić czymś gorszym. U rodziców się podleczę, wrócę za dwa dni. – Jego głos był zimny, obcy. Przez chwilę miałam wrażenie, że rozmawiam z kimś zupełnie mi nieznanym.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, drzwi się zamknęły. Zostałam sama z Zosią i czteromiesięcznym Antosiem, który właśnie zaczął płakać. W głowie miałam mętlik. Przecież Michał nigdy nie uciekał od problemów. Zawsze był tym, który zostawał, pomagał, wspierał. Co się zmieniło?
Przez kolejne godziny próbowałam ogarnąć rzeczywistość. Zosia miała gorączkę, Antoś nie chciał jeść. W nocy nie spałam ani minuty, nasłuchując ich oddechów, sprawdzając temperaturę, podając syrop. W międzyczasie w głowie kłębiły mi się myśli: dlaczego Michał wybrał ucieczkę? Czy naprawdę chodziło tylko o chorobę?
Następnego dnia zadzwoniłam do teściowej.
– Dzień dobry, pani Aniu. Czy Michał już u was? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie.
– Michał? Nie, nie widzieliśmy go od tygodnia – odpowiedziała zaskoczona. – Coś się stało?
Zamarłam. Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Michał skłamał. Ale po co? Gdzie był?
Przez kolejne dni próbowałam się z nim skontaktować. Nie odbierał telefonu, nie odpisywał na wiadomości. Zaczęłam się bać. Może coś mu się stało? Może leży gdzieś w szpitalu?
W końcu, po czterech dniach, dostałam od niego SMS-a: „Muszę odpocząć. Nie szukaj mnie.”
Poczułam wściekłość. Jak mógł mnie zostawić samą z dwójką chorych dzieci? Jak mógł tak po prostu zniknąć?
Zadzwoniłam do mojej mamy.
– Mamo, Michał mnie zostawił. Nie wiem, co robić… – wyszeptałam przez łzy.
– Kochanie, przyjedź do nas. Pomogę ci z dziećmi. – Jej głos był spokojny, ciepły. Poczułam ulgę, ale też wstyd. Przecież powinnam sobie radzić sama.
Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i pojechałam do rodziców. Mama przejęła opiekę nad Zosią, tata zabrał Antosia na spacer. Po raz pierwszy od kilku dni mogłam się położyć i po prostu płakać.
Wieczorem usiedliśmy przy stole.
– Co się stało między wami? – zapytał tata.
– Nie wiem… Ostatnio był jakiś inny. Często wychodził wieczorami, tłumaczył się pracą. Ale nigdy nie przypuszczałam, że mógłby mnie zostawić…
Mama spojrzała na mnie z troską.
– Może to tylko kryzys? Może potrzebuje czasu?
– A jeśli nie wróci? – zapytałam cicho.
Przez kolejne dni żyłam jak w zawieszeniu. Dzieci powoli zdrowiały, ja próbowałam funkcjonować. Każdego dnia sprawdzałam telefon, licząc na wiadomość od Michała. Zamiast tego dostałam list polecony – pozew o separację.
Zawalił mi się świat.
Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, analizując każdy szczegół naszego małżeństwa. Czy coś przeoczyłam? Czy byłam złą żoną? Może za bardzo skupiałam się na dzieciach?
Rano zadzwoniła do mnie przyjaciółka, Kasia.
– Słyszałam… – zaczęła niepewnie. – Widziałam Michała w kawiarni na rynku. Był z jakąś kobietą.
Poczułam, jak serce mi zamiera.
– Jesteś pewna?
– Tak… Przykro mi.
Wtedy wszystko stało się jasne. Michał nie uciekł przed chorobą, tylko przed nami. Przed odpowiedzialnością, przed codziennością, przed mną.
Przez kolejne tygodnie walczyłam o każdy dzień. O uśmiech Zosi, o spokojny sen Antosia, o własną godność. Michał przestał płacić alimenty, tłumacząc się problemami finansowymi. Musiałam wrócić do pracy na pół etatu, zostawiając dzieci pod opieką mamy.
Każdego dnia czułam się coraz bardziej samotna. W sklepie ludzie patrzyli na mnie z litością, sąsiadki szeptały za plecami.
– Widzisz, jak to jest? – mówiła jedna z nich do drugiej. – Mąż ją zostawił, a ona taka młoda…
Starałam się nie zwracać na to uwagi. Skupiałam się na dzieciach, na pracy, na przetrwaniu.
Pewnego dnia Zosia zapytała:
– Mamusiu, kiedy tatuś wróci?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dwulatce, że tata wybrał inną rodzinę?
– Tatuś jest teraz bardzo zajęty… – wyszeptałam, czując łzy pod powiekami.
Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Zastanawiałam się, gdzie jest Michał, czy myśli o nas, czy żałuje swojej decyzji.
Po kilku miesiącach dostałam wezwanie do sądu. Michał domagał się opieki naprzemiennej nad dziećmi. Przyszedł na rozprawę z nową partnerką – Magdą. Była ode mnie młodsza, zadbana, pewna siebie.
– Chcę być częścią życia moich dzieci – powiedział Michał przed sądem.
– A gdzie byłeś przez ostatnie pół roku? – zapytałam drżącym głosem.
Sędzia spojrzała na mnie ze współczuciem.
– Proszę państwa, dobro dzieci jest najważniejsze…
Po rozprawie Michał podszedł do mnie na korytarzu.
– Przepraszam… – powiedział cicho.
– Za co? Za to, że nas zostawiłeś? Za to, że kłamałeś? – zapytałam z goryczą.
– Nie potrafiłem inaczej…
Odwróciłam się i odeszłam. Wiedziałam już, że nie chcę go więcej widzieć.
Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Nadal jestem sama z dziećmi, ale już nie czuję się samotna. Odnalazłam w sobie siłę, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Zosia zaczęła chodzić do przedszkola, Antoś stawia pierwsze kroki. Ja wróciłam do pracy na pełen etat i powoli odbudowuję swoje życie.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej. Czy powinnam była wcześniej zauważyć sygnały? Czy to wszystko moja wina?
A może czasem trzeba po prostu pozwolić odejść tym, którzy nie chcą zostać?
Czy wy też kiedyś musieliście zaczynać wszystko od nowa? Jak poradziliście sobie z samotnością i zdradą?