Baka, wybacz, że o Tobie zapomniałam

— Iwona, Twoja babcia chyba nie jadła od trzech dni — powiedziała pani Zofia, kiedy mijałyśmy się pod sklepem. Zatrzymałam się jak wryta. W rękach miałam siatki z zakupami, głowę pełną spraw do załatwienia, a serce nagle ścisnęło się z bólu.

„Jak to nie jadła? Przecież wczoraj do niej dzwoniłam. Mówiła, że wszystko w porządku…” — myślałam gorączkowo, próbując sobie przypomnieć szczegóły naszej ostatniej rozmowy. Ale czy naprawdę słuchałam? Czy tylko odhaczałam kolejny obowiązek na liście?

Wbiegłam do klatki schodowej, pokonując schody szybciej niż zwykle. Drzwi do mieszkania babci były zamknięte. Zapukałam raz, drugi, trzeci. W końcu usłyszałam cichy szelest i powolne kroki.

— Kto tam? — rozległ się słaby głos babci.

— To ja, Iwona. Babciu, otwórz proszę.

Drzwi uchyliły się powoli. Babcia wyglądała na zmęczoną i jakby mniejszą niż zwykle. Jej oczy były podkrążone, a dłonie drżały.

— Dziecko, co się stało? — zapytała cicho.

— To ja powinnam pytać! Dlaczego nic nie mówisz? Dlaczego nie dzwonisz?

Babcia wzruszyła ramionami i spojrzała gdzieś w bok.

— Nie chciałam przeszkadzać… Wiem, że masz dużo pracy, dzieci, dom…

Weszłam do środka. W kuchni panował chłód i pustka. Na stole leżał pusty talerz i kubek po herbacie. Lodówka była prawie pusta — tylko kawałek masła i słoik ogórków.

— Babciu! Przecież mówiłam, żebyś dzwoniła, jak czegoś potrzebujesz!

— Nie chciałam być ciężarem — szepnęła.

Poczułam narastającą złość — na siebie, na brata, na całą rodzinę. Gdzie byliśmy przez te trzy dni? Dlaczego nikt nie zauważył?

Zadzwoniłam do brata.

— Michał, byłeś ostatnio u babci?

— Nie miałem czasu, wiesz jak jest. Praca, dzieciaki… A co się stało?

— Babcia nie jadła od trzech dni!

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Przepraszam… — powiedział w końcu cicho.

Wieczorem usiedliśmy z mężem przy kuchennym stole. Dzieci już spały. Opowiedziałam mu wszystko.

— Może powinniśmy pomyśleć o opiekunce? — zaproponował ostrożnie Marek.

— Opiekunce? To nasza rodzina! To nasza odpowiedzialność!

Ale czy naprawdę dawaliśmy radę? Praca w korporacji pochłaniała mnie bez reszty. Marek miał swoje obowiązki. Michał mieszkał po drugiej stronie miasta i wiecznie był zajęty. Mama… Mama od lat nie rozmawiała z babcią po tamtej kłótni o spadek.

Następnego dnia pojechałam do mamy.

— Mamo, musimy porozmawiać o babci.

Mama spojrzała na mnie chłodno.

— Co znowu? Przecież dobrze wiesz, że ona zawsze była uparta. Sama sobie winna.

— Mamo! Ona jest sama! Nie może nawet zrobić zakupów!

Mama wzruszyła ramionami.

— Ja już zrobiłam swoje. Teraz twoja kolej.

Wyszłam stamtąd z poczuciem bezsilności i żalu. W głowie kłębiły mi się wspomnienia z dzieciństwa — babcia piekąca szarlotkę, babcia ucząca mnie szyć na maszynie, babcia tuląca mnie po nocnych koszmarach. Jak mogliśmy pozwolić jej tak samotnie żyć?

Przez kolejne dni próbowałam wszystko pogodzić — pracę, dom, dzieci i opiekę nad babcią. Robiłam zakupy dla niej i dla nas, gotowałam obiady na dwa domy, biegałam między spotkaniami a apteką. Czułam się jak w potrzasku.

Pewnego wieczoru zadzwonił Michał.

— Iwona… Może rzeczywiście powinniśmy zatrudnić kogoś do pomocy? Ja nie dam rady częściej przyjeżdżać…

Zgodziłam się niechętnie. Znalazłam panią Halinę — ciepłą kobietę po pięćdziesiątce, która miała doświadczenie w opiece nad starszymi osobami. Babcia początkowo była nieufna.

— Nie chcę obcych w domu — mówiła stanowczo.

— Babciu, to tylko na chwilę. Żebyś miała z kim porozmawiać, żeby ktoś ci pomógł zrobić zakupy…

W końcu się zgodziła. Pani Halina okazała się aniołem — gotowała zupę pomidorową taką jak babcia lubiła najbardziej i słuchała jej opowieści o dawnych czasach.

Ale rodzinna atmosfera była coraz bardziej napięta. Mama nie chciała słyszeć o pojednaniu z babcią. Michał unikał rozmów o przeszłości. Marek coraz częściej wracał późno z pracy, a ja czułam się coraz bardziej samotna w tym wszystkim.

Któregoś dnia babcia poprosiła mnie o przysługę.

— Iwonko… Czy mogłabyś zadzwonić do mamy? Chciałabym ją zobaczyć przed śmiercią…

Zamarłam. Wiedziałam, że to dla niej ważne. Zadzwoniłam do mamy tego samego wieczoru.

— Mamo… Babcia chciałaby cię zobaczyć.

Po drugiej stronie zapadła długa cisza.

— Nie wiem… Nie jestem gotowa — odpowiedziała w końcu mama drżącym głosem.

— Mamo, ona naprawdę tego potrzebuje. I ty też tego potrzebujesz — powiedziałam cicho.

Minęły dwa tygodnie zanim mama zdecydowała się przyjść. Spotkanie było pełne łez i niedopowiedzianych słów. Siedziały naprzeciwko siebie przy kuchennym stole — dwie kobiety zranione przez życie i przez siebie nawzajem.

— Przepraszam cię, mamo — wyszeptała mama po długiej chwili ciszy.

Babcia ujęła jej dłoń i przez chwilę milczały razem.

Po tym spotkaniu coś się zmieniło. Mama zaczęła odwiedzać babcię raz w tygodniu. Michał częściej dzwonił. Ja nauczyłam się prosić o pomoc i dzielić obowiązki z innymi.

Ale poczucie winy pozostało. Często budzę się w nocy i myślę o tych wszystkich dniach, kiedy mogłam zadzwonić albo przyjechać wcześniej. O tych wszystkich chwilach samotności babci, których już nie naprawię.

Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: ile jeszcze mamy czasu? Czy potrafimy wybaczyć sobie nawzajem? Czy rodzina to tylko obowiązek czy też coś więcej?

A Wy? Czy potrafilibyście wybaczyć sobie takie zaniedbanie? Jak dbacie o swoich bliskich?