Ciasnota, łzy i tajemnice: Jak cztery osoby zmieściły się w jednym pokoju na warszawskim blokowisku
— Mamo, nie możesz tak po prostu się wprowadzić! — krzyknęłam, czując jak głos mi drży, a w gardle rośnie gula. Stałam w progu naszej kawalerki na Bródnie, z kluczami w jednej ręce i siatką z Biedronki w drugiej. Mój mąż, Tomek, patrzył na mnie z niedowierzaniem, a nasz czteroletni synek Staś tulił się do mojej nogi.
Mama stała w korytarzu z walizką, jakby to było najnormalniejsze na świecie. — Nie mam gdzie iść, Aniu. Twój ojciec… — urwała, a jej oczy zaszkliły się łzami. — Wyrzucił mnie z domu. Nie pytaj dlaczego, proszę.
I tak zaczęła się nasza codzienność w czterech ścianach, które już wcześniej wydawały się za małe dla naszej trójki. Teraz dzieliliśmy jeden pokój: łóżko małżeńskie, rozkładana kanapa dla Stasia i dmuchany materac dla mamy. Kuchnia była aneksem, łazienka miała dwa metry kwadratowe. Każdy dźwięk odbijał się echem od ścian.
Pierwszej nocy nie mogłam zasnąć. Słyszałam ciche szlochanie mamy zza cienkiej zasłonki oddzielającej jej materac od reszty pokoju. Tomek przewracał się z boku na bok, a Staś chrapał cicho przy naszej poduszce. W głowie miałam chaos: złość na ojca, żal do mamy, strach o przyszłość.
Rano wszystko było jeszcze bardziej napięte. Mama próbowała zrobić śniadanie, ale nie mogła znaleźć miejsca na kuchennym blacie. — Aniu, gdzie trzymasz sól? — zapytała z wyrzutem.
— Tam gdzie zawsze! — syknęłam, czując jak narasta we mnie irytacja.
Tomek milczał, ale widziałam po jego minie, że jest na granicy wytrzymałości. Po pracy wracał coraz później. Staś zaczął marudzić i płakać bez powodu.
Pewnego wieczoru, kiedy Staś już spał, usiedliśmy z Tomkiem przy stole (czyli przy rozkładanym blacie pod oknem). — Tak się nie da żyć — powiedział cicho. — Musimy coś wymyślić.
— Myślisz, że ja tego nie wiem? — odpowiedziałam ostro. — Ale co mam zrobić? Wyrzucić własną matkę na bruk?
— Może powinnaś pogadać z ojcem? — zaproponował Tomek.
Zadzwoniłam do taty następnego dnia. Odebrał po kilku sygnałach. — Aniu, nie chcę o tym rozmawiać. Twoja matka wie dlaczego musiała odejść.
Zaczęłam podejrzewać, że chodzi o coś więcej niż zwykłą kłótnię. Mama milczała jak zaklęta. Zaczęła coraz częściej wychodzić na długie spacery, wracała późno i unikała rozmów.
W międzyczasie nasza kawalerka zamieniła się w pole bitwy o każdy centymetr przestrzeni. Mama narzekała na bałagan Tomka („On zawsze zostawia skarpetki pod stołem!”), Tomek miał pretensje do mamy („Twoja matka zajmuje całą łazienkę!”), a Staś płakał, bo nie miał gdzie rozłożyć swoich klocków.
Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej i zobaczyłam mamę siedzącą na łóżku z listem w ręku. Płakała. Usiadłam obok niej.
— Mamo, co się dzieje? — zapytałam cicho.
— Twój ojciec… on mnie zdradził — wyszeptała. — Z sąsiadką z parteru. Od miesięcy. Wiedziałam, ale udawałam, że nic się nie dzieje. W końcu powiedział mi prosto w twarz, że już mnie nie kocha.
Poczułam jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Przez chwilę nie mogłam oddychać.
— Dlaczego mi nie powiedziałaś? — spytałam przez łzy.
— Bo nie chciałam cię obciążać moimi problemami. Już i tak masz ciężko.
Przez kolejne dni próbowałam jakoś posklejać nasze życie na nowo. Mama była przygaszona, Tomek coraz bardziej zamknięty w sobie, a ja czułam się jak rozbitek dryfujący po morzu cudzych emocji.
W końcu wybuchłam. Przy kolacji rzuciłam talerzem o podłogę i zaczęłam krzyczeć: — Mam dość! Każdy tu chodzi na palcach! Udajemy przed Stasiem, że wszystko jest dobrze, a tak naprawdę wszyscy jesteśmy nieszczęśliwi!
Mama rozpłakała się na dobre. Tomek wyszedł trzaskając drzwiami. Staś patrzył na mnie wielkimi oczami i zapytał: — Mamusiu, dlaczego jesteś smutna?
Wtedy zrozumiałam, że muszę coś zmienić. Zadzwoniłam do cioci Basi z Pruszkowa i poprosiłam ją o pomoc dla mamy. Zgodziła się przyjąć ją na jakiś czas.
Kiedy mama wyprowadzała się do cioci, długo się przytulałyśmy. — Przepraszam cię za wszystko — szepnęła mi do ucha.
Po jej wyjeździe w kawalerce zrobiło się ciszej i luźniej, ale czułam pustkę i wyrzuty sumienia. Tomek powoli zaczął wracać do siebie, Staś znów układał klocki na dywanie.
Czasem zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy ciasnota naprawdę wyciąga z ludzi to najgorsze? A może po prostu każdy z nas potrzebuje czasem własnego kąta i odrobiny zrozumienia?