Cień Przeszłości: Historia Anny i Wiktora

— Gdyby nie ty, żyliśmy teraz jak ludzie! — Wiktor spojrzał na mnie z goryczą, a jego głos drżał od tłumionej wściekłości. Stałam przy kuchennym stole, ściskając w dłoniach kubek z zimną już herbatą. — Proszę, przestań — wyszeptałam, nie podnosząc wzroku. — Ile można to powtarzać? — Tak długo, jak trzeba! — warknął. — Dopóki nie przyznasz, że wszystko zepsułaś!

Ich ślub był prawie bajką. Prawie. Bo nawet wtedy, gdy staliśmy pod ołtarzem w małym kościele na warszawskiej Pradze, czułam w sobie cień niepokoju. Może to była intuicja, może przeczucie, że szczęście nie jest mi pisane. Ale wtedy jeszcze wierzyłam, że miłość wszystko przezwycięży.

Minęło dziesięć lat. Dwoje dzieci, kredyt na mieszkanie, codzienność rozpięta między pracą a domem. Wiktor zawsze był ambitny, pracował w agencji reklamowej, często wracał późno. Ja rzuciłam pracę po narodzinach drugiego syna, bo nie mieliśmy nikogo do pomocy. Moja mama zmarła wcześnie, ojciec mieszkał daleko na Mazurach i rzadko się odzywał. Teściowa… cóż, nigdy mnie nie zaakceptowała.

Wszystko zaczęło się psuć po tym, jak Wiktor stracił pracę. Był dumny, nie chciał przyjąć pomocy od nikogo. Zaczął pić więcej niż zwykle, zamykał się w sobie. Ja próbowałam być silna dla dzieci, dla nas obojga. Ale czułam się coraz bardziej samotna.

Wtedy pojawił się Marek. Stary znajomy ze studiów, przypadkiem spotkany w sklepie spożywczym na Grochowie. Zaczęliśmy pisać do siebie na Messengerze. Najpierw niewinnie — wspomnienia z uczelni, żarty o dawnych czasach. Potem coraz częściej zwierzałam mu się z problemów. Był ciepły, wyrozumiały… i miał czas, którego Wiktor już dla mnie nie miał.

Nie wiem nawet kiedy przekroczyliśmy granicę. Najpierw spotkanie na kawę, potem długie spacery po Saskiej Kępie. W końcu… zdrada. Jedna noc, która zmieniła wszystko.

Wiktor dowiedział się przypadkiem. Znalazł wiadomości na moim telefonie. Pamiętam ten wieczór jak przez mgłę — krzyk, płacz dzieci za ścianą, jego twarz wykrzywioną bólem i pogardą.

— Jak mogłaś? — szeptał wtedy. — Po tym wszystkim?

Przepraszałam, błagałam o wybaczenie. Obiecałam zerwać kontakt z Markiem. I zrobiłam to. Ale nic już nie było takie samo.

Od tamtej pory nasze życie zamieniło się w pole bitwy. Każda rozmowa kończyła się wyrzutami. Każdy gest był podejrzany. Dzieci zaczęły się jąkać i bały się głośniej odezwać przy stole.

Próbowaliśmy terapii małżeńskiej. Psycholog mówiła: „Trzeba rozmawiać o uczuciach”. Ale jak rozmawiać, gdy każde słowo boli? Gdy każda noc kończy się płaczem w poduszkę?

Najgorsze były święta u teściów. Siedzieliśmy przy stole jak obcy ludzie. Teściowa patrzyła na mnie z pogardą i szeptała do sąsiadki: „Wiedziałam, że ona go zniszczy”.

Pewnego dnia Wiktor wrócił do domu wcześniej niż zwykle. Zastał mnie płaczącą w łazience.

— Po co płaczesz? — zapytał chłodno.
— Bo już nie mam siły…
— Trzeba było myśleć wcześniej.

Zastanawiałam się wtedy, czy nie lepiej byłoby odejść. Ale dzieci… Jak powiedzieć siedmioletniemu synowi, że tata i mama już się nie kochają? Jak podzielić życie na pół?

Czasem myślę o tamtej nocy z Markiem i próbuję sobie wybaczyć. Ale nie umiem. Wiktor też nie umie wybaczyć mnie.

Ostatnio coraz częściej śni mi się nasz ślubny dzień — biała suknia, zapach lilii w kościele i jego ciepłe dłonie splecione z moimi. Budzę się wtedy z poczuciem straty tak wielkiej, że aż boli fizycznie.

Wczoraj wieczorem usiedliśmy razem w kuchni po raz pierwszy od miesięcy.

— Anna… — zaczął Wiktor cicho.
Spojrzałam na niego ostrożnie.
— Myślisz czasem o tym, co by było gdyby…?
— Codziennie — odpowiedziałam szczerze.
— Może powinniśmy spróbować jeszcze raz? Dla dzieci?
Poczułam łzy pod powiekami.
— A dla nas?
Zamilkł na chwilę.
— Nie wiem…

Cień przeszłości wciąż kładzie się na naszym życiu. Każdego dnia próbuję znaleźć w sobie siłę, by wybaczyć sobie i jemu — za to wszystko, co straciliśmy przez jeden błąd i przez lata milczenia.

Czy można odbudować coś, co zostało tak głęboko zranione? Czy miłość naprawdę wszystko wybacza? Czasem mam wrażenie, że odpowiedzi nigdy nie znajdę…