Grzech z orzechów, mały skarb w wiadrze – historia o miłości, zdradzie i rodzinnych sekretach
– Nie możesz być poważny! – krzyknęłam, czując jak moje serce wali jak oszalałe. Stałam w kuchni, trzymając w ręku wiadro z orzechami, które właśnie przyniosłam z ogrodu. Mój mąż, Andrzej, patrzył na mnie z tym swoim spokojem, który zawsze doprowadzał mnie do szału w takich chwilach. – Irena, proszę cię… To nie jest takie proste… – zaczął, ale przerwałam mu gwałtownie. – Proste?! Ty masz 46 lat! Ona mogłaby być twoją córką! Co ty sobie myślisz? Że życie to bajka? Że możesz tak po prostu rzucić wszystko dla jakiejś młodej dziewczyny?
Wiedziałam już od kilku tygodni, że coś jest nie tak. Andrzej wracał późno do domu, unikał mojego wzroku, a kiedy pytałam go o cokolwiek, odpowiadał półsłówkami. Ale nigdy nie sądziłam, że to pójdzie aż tak daleko. Aż do tego dnia, kiedy znalazłam w jego kurtce liścik – różowy papier pachnący tanimi perfumami i podpis: „Twoja Mała Skarb”.
Nie spałam całą noc. W głowie kłębiły mi się myśli: Co zrobiłam źle? Czy to moja wina? Czy powinnam była bardziej się starać? Rano postanowiłam działać. Zaparzyłam mocną kawę i czekałam na niego w kuchni. Kiedy wszedł, od razu wiedziałam, że coś przeczuwa. Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczeliśmy.
– Irena… – zaczął cicho. – Chciałem ci powiedzieć…
– Nie musisz – przerwałam mu. – Znalazłam ten liścik. Wiem wszystko.
Zobaczyłam w jego oczach strach i ulgę jednocześnie. Jakby czekał na ten moment od dawna. Zaczął mówić – o tym, jak poznał Martę w sklepie spożywczym na rogu, jak rozmawiali godzinami o wszystkim i o niczym. O tym, jak poczuł się znowu młody i potrzebny. Jakby życie wróciło do niego po latach rutyny.
– I co teraz? – zapytałam drżącym głosem. – Zostawisz mnie dla niej?
Nie odpowiedział od razu. Wstał i podszedł do okna. Patrzył na ogród, na stare orzechy, które sadziliśmy razem dwadzieścia lat temu. Wtedy jeszcze wierzyliśmy, że wszystko będzie dobrze.
– Nie wiem… – powiedział w końcu. – Naprawdę nie wiem.
Przez następne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Nasza córka Zosia zauważyła napięcie, ale nie pytała o nic. Wiedziała, że coś się dzieje, ale była zbyt młoda, by zrozumieć całą prawdę.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Andrzeja przez telefon. Szeptał do Marty słowa, których nigdy już nie usłyszę skierowanych do mnie: „Tęsknię za tobą… Chciałbym być teraz przy tobie…”. Poczułam się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
Postanowiłam porozmawiać z Martą. Znalazłam ją na Facebooku – młoda dziewczyna z długimi blond włosami i uśmiechem niewinnej studentki. Napisałam do niej wiadomość: „Spotkajmy się. Musimy porozmawiać.”
Spotkałyśmy się w kawiarni niedaleko rynku. Marta przyszła punktualnie, ubrana w jasny sweter i dżinsy. Była zdenerwowana.
– Pani Ireno… Ja… Przepraszam… – zaczęła.
– Nie przepraszaj mnie – przerwałam jej ostro. – Powiedz mi tylko jedno: czy naprawdę go kochasz?
Spojrzała na mnie dużymi oczami pełnymi łez.
– Myślałam, że tak… Ale teraz już nie wiem… On mówił mi tyle rzeczy… Obiecywał… Ale ja nie chcę niszczyć pani rodziny.
Wyszłam z tej kawiarni z jeszcze większym bólem niż wcześniej. Zrozumiałam wtedy, że to nie tylko Andrzej zawinił. Że wszyscy jesteśmy ofiarami własnych pragnień i słabości.
Wróciłam do domu i zamknęłam się w łazience. Płakałam długo i głośno, aż zabrakło mi łez. Potem spojrzałam na siebie w lustrze i zobaczyłam kobietę zmęczoną życiem, ale gotową walczyć o siebie.
Zaczęłam układać swoje życie na nowo. Zapisałam się na jogę, zaczęłam spotykać się z przyjaciółkami, których zaniedbałam przez lata małżeństwa. Zosia coraz częściej przychodziła do mnie po radę – czułam, że nasza relacja się pogłębia.
Andrzej przez jakiś czas mieszkał u kolegi. Pisał do mnie wiadomości: „Tęsknię za domem”, „Chciałbym wrócić”. Ale ja już nie byłam tą samą kobietą co wcześniej.
Pewnego dnia przyszedł do domu z bukietem kwiatów i wiadrem pełnym orzechów z naszego ogrodu.
– Pamiętasz? – zapytał cicho. – Zawsze mówiłaś, że orzechy są symbolem naszej rodziny: twarde na zewnątrz, ale w środku mają miękkie jądro…
Spojrzałam na niego długo.
– Może czasem trzeba rozbić skorupę, żeby zobaczyć co jest w środku – odpowiedziałam.
Nie wiem jeszcze czy mu wybaczę. Może tak, może nie. Ale wiem jedno: jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Czy można odbudować coś, co zostało tak bardzo zranione? Czy warto walczyć o miłość po zdradzie? A może lepiej zacząć wszystko od nowa? Czas pokaże…