Kiedy dom przestaje być domem: Między synową a córką – historia Jadranki
– Znowu nie zamknęłaś okna w kuchni! – krzyknęła Marta, moja synowa, trzaskając szafką tak mocno, że aż podskoczyłam na krześle.
Siedziałam przy stole, ściskając w dłoniach kubek z zimną już herbatą. W powietrzu wisiała cisza, gęsta od niewypowiedzianych pretensji. Od kiedy mój syn, Tomek, wyjechał do pracy do Niemiec, zostałyśmy w domu tylko we dwie. Miało być łatwiej – przecież obie jesteśmy dorosłe, obie kochamy Tomka. Ale z każdym dniem czułam się coraz bardziej jak intruz we własnym domu.
– Przepraszam, zapomniałam – odpowiedziałam cicho, ale Marta już była odwrócona plecami. Widziałam jej zaciśnięte pięści, słyszałam ciężki oddech. Zastanawiałam się, czy to ja jestem powodem jej złości, czy może tęskni za Tomkiem tak samo jak ja.
Wieczorem zadzwoniłam do mojej córki, Agaty. Potrzebowałam rozmowy, ciepła, zwykłego „mamo, jak się czujesz?”.
– Cześć, Agatko… – zaczęłam niepewnie. – Chciałam tylko zapytać, czy nie miałabyś ochoty przyjechać na obiad w niedzielę? Dawno cię nie widziałam.
Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Słyszałam w tle śmiech jej dzieci.
– Mamo, wiesz, że mamy z Piotrem tyle spraw… Może innym razem? – odpowiedziała szybko i zanim zdążyłam coś powiedzieć, dodała: – Muszę kończyć.
Zostałam z telefonem w ręku i poczuciem, że nawet własna córka nie ma dla mnie czasu. Przypomniałam sobie czasy, kiedy dom tętnił życiem – dzieci biegały po korytarzach, śmiech rozbrzmiewał od rana do wieczora. Teraz każdy kąt wydawał się pusty i zimny.
Marta coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Czułam jej niechęć na każdym kroku: gdy zostawiałam kubek na stole, gdy zapominałam kupić jej ulubioną kawę, gdy pytałam o Tomka. Próbowałam rozmawiać:
– Marto, może obejrzymy razem film? – zaproponowałam pewnego wieczoru.
Spojrzała na mnie chłodno.
– Nie mam ochoty. Wolę być sama.
Zamknęła drzwi i zostałam sama z ciszą. Zaczęłam się zastanawiać, czy to ja robię coś źle. Może jestem zbyt nachalna? Może powinnam dać jej więcej przestrzeni? Ale przecież to mój dom… Czy naprawdę muszę się w nim czuć jak gość?
Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Marty przez telefon:
– Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam z teściową… Wszystko musi być po jej myśli! – mówiła do swojej przyjaciółki.
Poczułam ukłucie w sercu. Czy naprawdę jestem aż tak trudna? Przecież staram się nie przeszkadzać, nie narzucać. Odkąd Tomek wyjechał, robię wszystko, by dom był dla niej miejscem spokoju. Ale ona widzi we mnie tylko przeszkodę.
Zadzwoniłam do Agaty jeszcze raz. Tym razem odebrała jej córka, Zosia.
– Babciu! Mama mówi, że jest zajęta. Zadzwoni później!
Nie zadzwoniła. Przez kolejne dni czekałam na sygnał od niej – wiadomość, telefon, cokolwiek. Nic.
W niedzielę rano postanowiłam pójść do kościoła. Może tam znajdę ukojenie? W ławce obok usiadła pani Helena, sąsiadka.
– Jadranko, co u ciebie? Wyglądasz na zmęczoną.
Chciałam odpowiedzieć „wszystko dobrze”, ale głos mi się załamał.
– Czuję się samotna – wyszeptałam. – Dzieci mają swoje życie… A ja chyba już nie mam swojego miejsca.
Pani Helena ścisnęła moją dłoń.
– Dzieci czasem zapominają o rodzicach. Ale ty jesteś ważna. Nie pozwól sobie wmówić inaczej.
Po powrocie do domu Marta czekała na mnie w kuchni.
– Gdzie byłaś? – zapytała oschle.
– W kościele… Potrzebowałam chwili dla siebie.
Westchnęła ciężko.
– Może powinnaś częściej wychodzić? Wtedy byłoby spokojniej.
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez chwilę miałam ochotę spakować walizkę i wyjść bez słowa. Ale gdzie miałabym pójść? Do Agaty? Ona nawet nie odbiera telefonu…
Wieczorem zadzwonił Tomek.
– Mamo, jak tam u was?
Chciałam powiedzieć prawdę: że jest mi źle, że czuję się niepotrzebna i niewidzialna. Ale usłyszałam w jego głosie zmęczenie i tęsknotę za domem.
– Wszystko dobrze, synku – skłamałam. – Dbaj o siebie.
Po rozmowie długo płakałam. Próbowałam przypomnieć sobie momenty szczęścia: pierwsze kroki dzieci, wspólne wakacje nad morzem, święta przy jednym stole. Gdzie to wszystko się podziało?
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Martą szczerze.
– Marto… Wiem, że nie jest ci łatwo ze mną pod jednym dachem. Ale ja też czuję się zagubiona. Może spróbujemy znaleźć jakiś kompromis?
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Ja po prostu potrzebuję trochę prywatności… I mam wrażenie, że ciągle mnie oceniasz.
Zrozumiałam wtedy, że obie jesteśmy samotne – każda na swój sposób. Może gdybyśmy więcej rozmawiały zamiast milczeć i unikać siebie?
Wieczorem napisałam do Agaty długą wiadomość:
„Córko, tęsknię za tobą i wnukami. Chciałabym znów poczuć się częścią waszego życia.”
Nie odpisała od razu. Ale po kilku dniach zadzwoniła:
– Mamo… Przepraszam. Ostatnio wszystko mnie przerasta. Może przyjedziesz do nas na weekend?
Poczułam ulgę i nadzieję. Może jeszcze nie wszystko stracone?
Dziś siedzę przy oknie i patrzę na ogród. Dom już nigdy nie będzie taki jak dawniej – ale może znajdę w nim nowy sens? Czy naprawdę można odbudować więzi rodzinne po tylu latach milczenia i żalu? Czy jest jeszcze miejsce dla matki w życiu dorosłych dzieci?