Kłamstwa, milczenie i nowe początki – Droga polskiej kobiety do siebie samej
– Kiedy w końcu powiesz mi prawdę, Piotr? – mój głos drżał, choć starałam się brzmieć stanowczo. Stał przede mną w kuchni, oparty o blat, z tym swoim wiecznie zmęczonym spojrzeniem. W powietrzu wisiała cisza, gęsta jak śmietana.
– O czym ty znowu mówisz, Anka? – odpowiedział, nie patrząc mi w oczy. Wiedziałam już wtedy. Wiedziałam od tygodni, tylko nie miałam odwagi przyznać się przed sobą.
Wszystko zaczęło się niewinnie. Zmienił hasło do telefonu. Zaczął wracać później z pracy, tłumacząc się korkami na Trasie Łazienkowskiej. Przestał mnie dotykać. Przestał rozmawiać. Zamiast tego pojawiły się milczenie i chłód.
Pewnej nocy nie wytrzymałam. Gdy zasnął, wzięłam jego telefon i zobaczyłam wiadomości od „Kasi z pracy”. Serce waliło mi jak młotem. „Tęsknię za tobą”, „Nie mogę się doczekać jutra”…
Rano nie byłam już tą samą kobietą. Zaparzyłam kawę, patrząc przez okno na szare podwórko warszawskiego blokowiska. Dzieci bawiły się na trzepaku, a ja czułam się jakby świat się zatrzymał.
– Piotr, musimy porozmawiać – powiedziałam cicho.
– Teraz? Spieszę się do pracy.
– Wiem o Kasi.
Zamarł. Przez chwilę myślałam, że się rozpłacze albo zacznie krzyczeć. Ale on tylko westchnął i wyszedł z mieszkania.
Zostałam sama. Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Mama dzwoniła codziennie:
– Aniu, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.
– Wszystko dobrze, mamo – kłamałam.
Nie chciałam jej martwić. Ona już tyle przeszła po śmierci taty…
W pracy też udawałam. Uczyłam polskiego w liceum na Pradze i musiałam być silna dla moich uczniów. Ale kiedy zamykałam drzwi klasy, łzy same płynęły.
Najgorzej było wieczorami. Siedziałam w pustym salonie, patrząc na zdjęcia z naszego ślubu. Piotr uśmiechał się do mnie tak szczerze… Czy to wszystko było kłamstwem?
W końcu powiedziałam mamie prawdę. Przyjechała natychmiast z Radomia.
– Aniu, nie możesz tak żyć! – krzyczała przez łzy. – Musisz walczyć o siebie!
Ale jak? Jak walczyć, kiedy wszystko boli?
Piotr wracał coraz rzadziej. Czułam się niewidzialna. Nawet nasza córka, Zosia, zaczęła zadawać pytania:
– Mamo, dlaczego tata nie je z nami kolacji?
Co miałam jej powiedzieć? Że tata ma inną kobietę? Że mama nie jest już wystarczająco dobra?
Pewnego dnia Piotr przyszedł wcześniej niż zwykle. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– Anka… Ja… Ja nie wiem, co robić – zaczął cicho.
– To proste – odpowiedziałam zimno. – Albo zostajesz i próbujemy to naprawić, albo odchodzisz.
Patrzył na mnie długo. Widziałam w jego oczach strach i żal.
– Kocham Kasię – wyszeptał w końcu.
To był koniec. Poczułam się jakby ktoś wyrwał mi serce.
Przez następne tygodnie żyłam jak automat. Rozwód, podział majątku, rozmowy z adwokatem. Mama była przy mnie cały czas, ale czułam się samotna jak nigdy wcześniej.
Zosia płakała nocami. Przytulałam ją i obiecywałam, że wszystko będzie dobrze, choć sama w to nie wierzyłam.
W pracy zaczęli zauważać moją zmianę.
– Aniu, może powinnaś wziąć urlop? – zaproponowała dyrektorka.
Ale praca była jedynym miejscem, gdzie mogłam zapomnieć o bólu.
Pewnego dnia po lekcjach podszedł do mnie kolega z pokoju nauczycielskiego, Tomek.
– Chodź na spacer po Saskiej Kępie – zaproponował niespodziewanie.
Nie chciałam. Bałam się ludzi, bałam się świata. Ale poszłam.
Spacerowaliśmy w milczeniu między starymi willami. W końcu Tomek powiedział:
– Wiem, że ci ciężko. Sam przez to przechodziłem…
Spojrzałam na niego zdziwiona.
– Moja żona zostawiła mnie dla innego dwa lata temu – wyznał cicho.
Poczułam ulgę. Nie byłam sama w swoim bólu.
Zaczęliśmy rozmawiać coraz częściej. O życiu, o dzieciach (Tomek miał syna w wieku Zosi), o tym jak trudno jest zacząć od nowa.
Mama próbowała mnie przekonać do powrotu do Radomia:
– Tu masz rodzinę! Warszawa cię wykończy!
Ale ja wiedziałam, że muszę zostać. Dla siebie i dla Zosi.
Z czasem zaczęłam dostrzegać drobne radości: śmiech córki na placu zabaw, zapach świeżo parzonej kawy rano, ciepło słońca na twarzy podczas spaceru nad Wisłą.
Piotr czasem dzwonił. Chciał widywać Zosię. Bolało mnie to za każdym razem, ale wiedziałam, że nie mogę jej tego zabronić.
Pewnego wieczoru usiadłyśmy z Zosią na kanapie i zapytała:
– Mamo, czy ty jeszcze kiedyś będziesz szczęśliwa?
Zaniemówiłam. Czy będę?
Minął rok od rozwodu. Nauczyłam się żyć sama ze sobą. Nauczyłam się wybaczać – Piotrowi i sobie samej za to, że tak długo udawałam przed światem.
Tomek stał się moim przyjacielem. Może kiedyś czymś więcej? Nie wiem jeszcze. Na razie uczę się ufać życiu na nowo.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: kim jestem? Czy jestem tylko byłą żoną? Matką? Nauczycielką? A może kimś więcej?
Może każda z nas musi przejść przez własne piekło, żeby odnaleźć siebie?
A wy? Czy mieliście odwagę zacząć od nowa?