List do Świętego Mikołaja i prezent od losu: Zima, która zmieniła wszystko
— Jedziesz do pracy? — zapytała dziewczynka, patrząc na mnie z taką szczerością, że przez chwilę zapomniałem, jak się oddycha. Była może pięcioletnia, miała jasne włosy i ogromne niebieskie oczy. Jej matka, kobieta w szarej kurtce, ścisnęła jej dłoń mocniej, jakby chciała ją uciszyć, ale dziewczynka tylko szerzej się uśmiechnęła.
— Tak, jadę do pracy — odpowiedziałem, próbując się uśmiechnąć, choć w środku czułem się pusty. Ostatnie tygodnie były dla mnie ciężkie. Po rozwodzie z Magdą moje życie straciło sens. Święta zbliżały się wielkimi krokami, a ja nie miałem nawet komu kupić prezentu.
Winda zatrzymała się na parterze. Kobieta skinęła mi głową i już miała wyjść, gdy dziewczynka odwróciła się jeszcze raz.
— A napisałeś list do Świętego Mikołaja? — zapytała poważnie.
Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Ostatni raz pisałem taki list chyba ze trzydzieści lat temu. Wtedy jeszcze wierzyłem, że cuda się zdarzają.
— Nie… — przyznałem cicho. — Chyba już nie piszę listów do Mikołaja.
Dziewczynka spojrzała na mnie z wyrzutem.
— To dlatego jesteś smutny — stwierdziła z dziecięcą prostotą. — Mama mówi, że jak się nie prosi, to się nie dostaje.
Matka dziewczynki lekko się zarumieniła.
— Przepraszam… — szepnęła do mnie. — Ola jest bardzo bezpośrednia.
— Nic nie szkodzi — odpowiedziałem, a w głowie zaczęły mi się kłębić myśli. Może rzeczywiście powinienem poprosić o coś los? O cokolwiek…
Wyszedłem z windy i ruszyłem w stronę przystanku tramwajowego. Śnieg sypał gęsto, a ja czułem się jeszcze bardziej samotny niż zwykle. W pracy nikt nie zauważył mojego nastroju. Siedziałem przy komputerze, przeglądając maile i udając, że wszystko jest w porządku. Ale w środku czułem pustkę.
Wieczorem wróciłem do pustego mieszkania. Na stole leżały stare kartki świąteczne od rodziców i kilka zdjęć z czasów, gdy jeszcze byliśmy rodziną. Zastanawiałem się, czy napisać ten list do Mikołaja. Co bym w nim napisał? Że chciałbym znów poczuć radość? Że chciałbym mieć kogoś bliskiego?
Wziąłem kartkę i długopis. Zacząłem pisać:
„Drogi Święty Mikołaju,
Nie wiem, czy jeszcze potrafię wierzyć w cuda. Ale jeśli możesz, spraw, żebym znów poczuł się potrzebny. Żebym miał dla kogo wracać do domu. Żebym nie był już taki samotny. Adam.”
Schowałem list do szuflady, czując się trochę głupio, ale też… lżej.
Następnego dnia znów spotkałem Olę i jej mamę w windzie. Dziewczynka od razu zapytała:
— Napisałeś?
Skinąłem głową.
— To teraz musisz czekać na prezent — powiedziała z powagą.
Jej matka uśmiechnęła się przepraszająco.
— Ola bardzo przeżywa święta…
— To dobrze — odpowiedziałem szczerze. — Może powinniśmy wszyscy trochę bardziej wierzyć w magię świąt.
Przez kolejne dni coraz częściej spotykałem je na klatce schodowej czy w sklepie osiedlowym. Zaczęliśmy rozmawiać — najpierw o pogodzie, potem o pracy, o dzieciach… Okazało się, że jej imię to Marta i niedawno przeprowadziła się tu po rozstaniu z mężem. Miały trudny czas — Marta straciła pracę, a Ola bardzo tęskniła za ojcem.
Pewnego wieczoru Ola zapukała do moich drzwi z rysunkiem: „To dla ciebie, żebyś nie był smutny” — powiedziała. Na kartce był uśmiechnięty bałwanek i napis: „Wesołych Świąt!”.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio ktoś zrobił dla mnie coś tak bezinteresownego.
Z Martą zaczęliśmy spędzać coraz więcej czasu razem. Pomagałem im przy zakupach, czasem zabierałem Olę na sanki. W Wigilię zaprosiły mnie na kolację. Siedzieliśmy przy stole, jedząc barszcz i pierogi, a Ola opowiadała o swoim liście do Mikołaja.
— Napisałam, że chcę mieć nowego przyjaciela dla mamy i żebyśmy byli szczęśliwi — powiedziała nagle.
Marta spojrzała na mnie speszona.
— Przepraszam…
— Nie przepraszaj — odpowiedziałem cicho. — Myślę, że twój list już się spełnia.
W tamtym momencie poczułem coś, czego nie czułem od dawna: nadzieję.
Ale życie nie jest bajką. Po świętach Marta dostała propozycję pracy w innym mieście. Miały wyjechać na stałe. Próbowałem być silny — mówiłem sobie, że to dla nich szansa na lepsze życie. Ale serce pękało mi z żalu.
Ostatniego dnia przed wyjazdem Ola przyszła się pożegnać.
— Nie martw się — powiedziała poważnie. — Mikołaj zawsze wraca.
Marta uściskała mnie mocno.
— Dziękuję ci za wszystko…
Zostałem sam w pustym mieszkaniu. Przez kilka dni chodziłem jak cień po osiedlu. Ale potem znalazłem w skrzynce pocztowej kopertę bez znaczka. W środku był rysunek Oli: ona, Marta i ja pod choinką. I krótki list: „Adamie! Dziękujemy za najpiękniejsze święta! Pamiętaj – cuda się zdarzają! Ola i mama”.
Patrzyłem na ten rysunek długo. Może rzeczywiście cuda się zdarzają? Może czasem wystarczy napisać list do Mikołaja… albo po prostu otworzyć serce na to, co przynosi los?
Czy to możliwe, żeby jedno przypadkowe spotkanie zmieniło całe życie? A może to my sami jesteśmy swoim własnym Mikołajem?