Między młotem a kowadłem: Czy można wybrać między rodziną a rodziną?
— Nie rozumiesz, Magda! — głos Michała rozbrzmiewał w naszej kuchni, jakby ściany miały zaraz pęknąć. — To mój ojciec! Jeśli nie dostanie tej operacji, może nie przeżyć!
Stałam przy zlewie, ściskając w dłoni kopertę od mamy. Jeszcze pachniała jej kremem do rąk i domowym ciastem. „Córeczko, wiem, jak bardzo marzysz o swoim mieszkaniu. Uzbierałam trochę oszczędności, chcę wam pomóc z wkładem własnym.”
W głowie miałam mętlik. Od siedmiu lat żyliśmy z Michałem i naszą córką, Zosią, w wynajmowanym mieszkaniu na poznańskich Winogradach. Każda podwyżka czynszu bolała jak cios w żołądek. Każdego roku drżałam, że właścicielka nagle powie: „Proszę się wyprowadzić, syn wraca z Holandii”.
A teraz… pojawiła się szansa. Mama całe życie pracowała jako kasjerka w Biedronce, odkładała każdy grosz, by mi pomóc. I kiedy już miałam zadzwonić do niej z podziękowaniami, Michał wrócił z pracy blady jak ściana.
— Tata ma raka — powiedział wtedy cicho, a ja poczułam, jak świat osuwa mi się spod nóg.
Od tamtej chwili wszystko się zmieniło. Michał znikał na długie godziny w szpitalu, a ja próbowałam ogarnąć dom, pracę i Zosię. Kiedy mama zadzwoniła z tą propozycją, poczułam ulgę. Wreszcie coś dobrego! Ale Michał…
— Magda, proszę cię — jego głos był cichy, ale stanowczy. — Tata nie ma nikogo poza mną. Mama nie żyje od lat, brat mieszka w Anglii i nawet nie odbiera telefonu. Jeśli nie pomożemy mu teraz…
— Ale Michał! — przerwałam mu ze łzami w oczach. — My też mamy swoje życie! Zosia potrzebuje własnego pokoju! Ile jeszcze będziemy się tu gnieździć? Ile razy będziemy zmieniać mieszkanie, bo ktoś nas wyrzuci?
— To tylko pieniądze — powiedział gorzko. — Ojca nie da się kupić.
Wiedziałam, że nie przekonam go argumentami. Przez kolejne dni chodziliśmy wokół siebie jak cienie. Zosia pytała: „Mamo, czemu tata jest smutny?” A ja nie umiałam odpowiedzieć.
Wieczorem usiadłam z mamą przy herbacie. Jej dłonie były szorstkie i zmęczone.
— Mamo… Michał chce oddać te pieniądze swojemu tacie na leczenie.
Mama spojrzała na mnie długo.
— Córeczko, rozumiem go. Ale ty też masz prawo do szczęścia. Nie możesz zawsze rezygnować ze swoich marzeń dla innych.
Następnego dnia zadzwonił brat Michała z Anglii. Krzyczał przez telefon:
— To twój obowiązek! Tata cię wychował! Ja nie mogę pomóc!
Michał zamknął się w sobie jeszcze bardziej. Przestał jeść, przestał spać.
W pracy zaczęli na mnie patrzeć krzywo — coraz częściej brałam wolne przez choroby Zosi albo wizyty u lekarza teścia. Szefowa powiedziała: „Pani Magdo, musimy porozmawiać o pani dyspozycyjności”.
Pewnego dnia Zosia wróciła ze szkoły zapłakana.
— Mamo, koleżanki śmieją się ze mnie, że mieszkam w kawalerce i nie mam swojego pokoju…
Serce mi pękło.
Wieczorem usiedliśmy z Michałem przy stole. Milczeliśmy długo.
— Michał… — zaczęłam niepewnie. — Może podzielimy te pieniądze? Część damy twojemu tacie na leczenie, a resztę zostawimy na wkład własny?
Spojrzał na mnie z bólem.
— To za mało na operację. Lekarz powiedział jasno: bez pełnej kwoty nie ma szans.
Poczułam się jak potwór. Czy naprawdę jestem tak samolubna?
Następnego dnia zadzwoniła ciotka Michała z Gdańska.
— Magdo, wiem, że to trudne. Ale twój mąż jest dobrym człowiekiem. Nie pozwól mu tego żałować do końca życia.
Zadzwoniłam do mamy.
— Mamo… co mam robić?
— Słuchaj serca, córeczko — odpowiedziała cicho.
W nocy długo płakałam. W końcu podjęłam decyzję.
Rano podałam Michałowi kopertę z pieniędzmi.
— Daj tacie szansę na życie — powiedziałam drżącym głosem.
Michał przytulił mnie mocno.
— Dziękuję…
Minęły dwa miesiące. Teść przeszedł operację i powoli wraca do zdrowia. My nadal mieszkamy w wynajmowanej kawalerce. Czasem mam żal do losu — czy naprawdę musimy zawsze wybierać między jednym dobrem a drugim?
Często patrzę na Zosię śpiącą na rozkładanej sofie i pytam siebie: czy postąpiłam słusznie? Czy kiedyś los się do nas uśmiechnie? Czy można być szczęśliwym, rezygnując z własnych marzeń dla innych?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?