Między żałobą a wojną: Historia rodziny Nowaków po śmierci ojca

— To niemożliwe, żeby ojciec zostawił wszystko tylko tobie! — głos mojej siostry, Magdy, rozdarł ciszę jak nóż. Stała w progu salonu, z oczami pełnymi łez i gniewu.

Nie tak wyobrażałam sobie pożegnanie z tatą. Dom pełen ciszy, w kątach jeszcze unosił się jego zapach — starej wody po goleniu, tytoniu, świeżego chleba, który zawsze sam kroił w sobotni poranek. Stół nakryty białym obrusem, jego ulubiony fotel przy oknie, kubek z nadkruszonym uchem. Nawet kot nie miał odwagi wskoczyć na kanapę, jakby i on czuł, że coś się skończyło.

Ale zamiast wspólnej żałoby była wojna. Słowa, których nie da się już cofnąć.

— Magda, przecież wiesz, że to nieprawda — próbowałam mówić spokojnie, choć w środku wszystko we mnie krzyczało. — Testament jest jasny. Tata chciał, żebyśmy podzielili się wszystkim po równo.

— Po równo? — prychnął mój brat Tomek, który właśnie wszedł do pokoju z papierosem w ręku. — Ty już wszystko sobie zabrałaś! Nawet zegarek dziadka! — wskazał na moją rękę. — Zawsze byłaś tatusia córeczką.

Spojrzałam na stary zegarek z grawerem „Dla Janka od ojca”. Ojciec dał mi go na maturę. Wtedy Tomek nawet nie chciał go dotknąć.

— Przestańcie! — krzyknęła mama z kuchni. Jej głos był słaby, jakby już nie miała siły walczyć. — Wasz ojciec nie chciałby tego słyszeć…

Ale nikt jej nie słuchał. Siedzieliśmy przy stole jak obcy ludzie. Każdy z nas miał w oczach inną wersję tej samej historii: ja — córka, która została przy rodzicach i opiekowała się nimi przez ostatnie lata; Magda — siostra, która wyjechała do Warszawy i wracała tylko na święta; Tomek — brat, który zawsze był gdzieś obok, ale nigdy naprawdę z nami.

— Ty nawet nie wiesz, ile kosztowało mnie to wszystko! — wybuchłam nagle. — Przez trzy lata nie miałam życia! Praca, dom i tata! Gdzie byliście wtedy?

Magda spojrzała na mnie z pogardą:

— Nie musiałaś tu siedzieć. Nikt cię nie zmuszał.

— A kto by się nim zajął? Ty? Tomek? — rzuciłam z goryczą.

Tomek wzruszył ramionami:

— Każdy ma swoje życie. Ja też mam rodzinę.

Wtedy mama zaczęła płakać. Cicho, bezgłośnie. Wszyscy udawaliśmy, że tego nie widzimy.

Przez kolejne dni dom zamienił się w pole bitwy. Rozmawialiśmy tylko o pieniądzach: kto dostanie mieszkanie po dziadkach w Krakowie, kto samochód ojca, kto działkę pod Łodzią. Każdy miał swoje żądania i pretensje.

Pamiętam noc przed pogrzebem. Siedziałam sama w kuchni, patrząc na stare zdjęcia: tata z młodym uśmiechem na twarzy, mama w sukience w grochy, my troje — dzieciaki jeszcze bez tych wszystkich ran i żalów.

Nagle usłyszałam kroki. To była Magda.

— Nie śpisz? — zapytała cicho.

— Nie mogę…

Usiadła naprzeciwko mnie. Przez chwilę milczałyśmy.

— Wiesz… — zaczęła niepewnie — ja chyba nigdy nie byłam gotowa wrócić tu na stałe. Zawsze myślałam, że to ty będziesz się wszystkim zajmować…

Spojrzałam na nią ze łzami w oczach:

— Ale ja też mam swoje życie…

Magda skinęła głową:

— Przepraszam…

Nie odpowiedziałam. Za dużo było między nami niewypowiedzianych słów.

Pogrzeb był zimny i deszczowy. Ludzie przyszli z całej wsi: sąsiedzi, dawni koledzy ojca z pracy, nawet pani Zosia ze sklepu spożywczego. Każdy mówił coś o tym, jaki tata był dobry, jak pomagał innym. Ale nikt nie wiedział, co dzieje się w naszym domu.

Po powrocie z cmentarza usiedliśmy przy stole. Mama nalała herbaty do filiżanek po babci. Przez chwilę było cicho.

— Musimy to wszystko jakoś załatwić — powiedział Tomek bez emocji.

— Może najpierw spróbujmy być rodziną… — powiedziała mama cicho.

Ale nikt jej nie odpowiedział.

Zaczęły się spotkania u notariusza. Każdy przynosił swoje papiery i żądania. Magda chciała mieszkanie w Krakowie („bo przecież tam pracuję”), Tomek upierał się przy działce („to inwestycja na przyszłość”), a ja… Ja chciałam tylko spokoju.

Pewnego dnia Tomek przyszedł do mnie wieczorem:

— Słuchaj… Może byśmy sprzedali wszystko i podzielili pieniądze? Będzie szybciej i bez kłótni.

Popatrzyłam na niego ze zmęczeniem:

— A dom? Gdzie mama?

Wzruszył ramionami:

— Może zamieszkać u Magdy albo u ciebie…

Poczułam gniew:

— To jest jej dom! Nie zabierzemy jej wszystkiego!

Tomek spojrzał na mnie jak na dziecko:

— Ty zawsze musisz być tą dobrą…

Wtedy coś we mnie pękło.

Przez kolejne tygodnie kłóciliśmy się o wszystko: o stare książki ojca, o obraz po pradziadku, nawet o srebrne łyżeczki do herbaty. Każdy przedmiot był pretekstem do kolejnej awantury.

Mama coraz częściej zamykała się w swoim pokoju. Czasem słyszałam jej cichy płacz przez drzwi.

Któregoś dnia przyszła Magda z walizką:

— Wyjeżdżam do Warszawy. Nie mogę tu dłużej być…

Nie zatrzymałam jej. Byłam już zbyt zmęczona walką.

Tomek przestał odbierać telefony. Podobno kupił nowe mieszkanie pod Poznaniem.

Zostałam sama z mamą i pustym domem pełnym wspomnień.

Czasem siadam w fotelu ojca i patrzę przez okno na ogród. Myślę o tym wszystkim, co straciliśmy: nie tylko ojca, ale też siebie nawzajem.

Czy naprawdę warto było walczyć o rzeczy? Czy można jeszcze odbudować rodzinę po takich słowach?

Może ktoś z was zna odpowiedź? Czy można wybaczyć i zacząć od nowa?