Miłość bez granic: Opowieść matki o pragnieniu córki

– Mamo, muszę ci coś powiedzieć – głos Kasi drżał, kiedy weszła do kuchni. Stałam przy zlewie, myjąc filiżanki po popołudniowej kawie. Odwróciłam się powoli, czując, jak serce zaczyna mi bić szybciej. Znałam ten ton. Wiedziałam, że coś się wydarzyło.

– Co się stało, Kasiu? – spytałam, starając się ukryć niepokój.

– Chcę mieć dziecko. Sama. Bez partnera.

Przez chwilę w kuchni zapadła cisza tak gęsta, że słyszałam tylko szum lodówki i własny oddech. Spojrzałam na nią – moją dorosłą córkę, która zawsze była rozsądna, odpowiedzialna, a teraz patrzyła na mnie z oczami pełnymi łez i determinacji.

– Kasiu… – zaczęłam ostrożnie – czy jesteś pewna? To ogromna decyzja.

Usiadła przy stole i zaczęła nerwowo bawić się łyżeczką. – Mamo, mam 38 lat. Wiem, że nie mam już czasu. Próbowałam… próbowałam znaleźć kogoś, ale życie nie zawsze układa się tak, jak chcemy. Nie chcę żałować, że nie spróbowałam.

Poczułam, jak wzbiera we mnie fala emocji – strach o nią, o przyszłość tego dziecka, ale też duma, że potrafi mówić o swoich pragnieniach. Przypomniałam sobie własną młodość, kiedy byłam w jej wieku i miałam już dwójkę dzieci. Wtedy wydawało mi się to naturalne. Teraz świat był inny.

– A co z rodziną? Z tatą? – spytałam cicho.

Kasia wzruszyła ramionami. – Tata nigdy nie rozumiał moich wyborów. Ty przynajmniej próbujesz.

Wiedziałam, że to prawda. Mój mąż, Andrzej, był człowiekiem starej daty. Dla niego rodzina to mama, tata i dzieci. Samotne macierzyństwo? To dla niego niemal herezja.

Wieczorem, kiedy Kasia już poszła do siebie, usiadłam z Andrzejem w salonie.

– Wiesz, co Kasia mi dziś powiedziała? – zaczęłam niepewnie.

– Co znowu? – mruknął zza gazety.

– Chce mieć dziecko. Sama.

Andrzej odłożył gazetę i spojrzał na mnie z niedowierzaniem. – Sama? Co to znaczy? Będzie sobie dziecko z katalogu wybierać?

– Andrzej…

– Nie rozumiem tej dzisiejszej młodzieży! Wszystko na opak! A potem kto jej pomoże? Ty? Ja?

Poczułam się rozdarta. Z jednej strony rozumiałam jego obawy – sama je miałam. Z drugiej strony wiedziałam, że jeśli nie będziemy wsparciem dla Kasi, zostanie zupełnie sama.

Następne dni były pełne napięcia. Kasia coraz częściej dzwoniła do mnie z pytaniami: o kliniki, o badania, o to, jak to będzie wyglądać w praktyce. Czułam się potrzebna jak nigdy wcześniej, ale jednocześnie bałam się o nią coraz bardziej.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie zapłakana.

– Mamo… lekarz powiedział, że mam niską rezerwę jajnikową. Jeśli chcę próbować in vitro, muszę działać szybko.

Słuchałam jej łkania przez telefon i czułam bezsilność. Chciałam ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale sama w to nie wierzyłam.

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura zauważyła moje zamyślenie.

– Coś się stało? – spytała Ania.

Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, a potem powiedziała:

– Wiesz… moja kuzynka też zdecydowała się na samotne macierzyństwo. To trudne, ale dała radę. Najważniejsze to mieć wsparcie bliskich.

Te słowa dźwięczały mi w głowie przez cały dzień. Czy potrafię być takim wsparciem dla Kasi?

Wieczorem zadzwoniła do mnie teściowa.

– Słyszałam od Andrzeja… Kasia chce mieć dziecko sama? Co wy na to pozwalacie?

Westchnęłam ciężko. – Mamo, to jej życie.

– Ale co ludzie powiedzą? Sąsiadki już plotkują!

Zacisnęłam zęby. Zawsze przejmowałam się opinią innych, ale teraz czułam, że muszę stanąć po stronie córki.

Kasia zaczęła procedurę in vitro. Każda wizyta w klinice była dla niej ogromnym stresem. Często dzwoniła do mnie wieczorami:

– Mamo… boję się. A jeśli się nie uda?

– Kasiu, jestem z tobą. Zawsze będę – powtarzałam jej za każdym razem.

Andrzej milczał na ten temat. Unikał rozmów o Kasi i jej decyzji. Widziałam jednak, jak czasem patrzy na zdjęcia wnuków naszej drugiej córki i zamyśla się głęboko.

Pewnego dnia Kasia przyszła do nas na obiad. Siedzieliśmy przy stole w napięciu. Andrzej jadł w milczeniu, ja próbowałam rozluźnić atmosferę rozmową o pogodzie i pracy.

Nagle Kasia powiedziała:

– Tato… wiem, że nie rozumiesz mojej decyzji. Ale proszę cię tylko o jedno: nie oceniaj mnie. Chcę być mamą i zrobię wszystko, żeby dać temu dziecku miłość.

Andrzej spojrzał na nią długo i ciężko westchnął.

– Nie tak sobie to wyobrażałem… Ale jesteś moją córką. Nie zostawię cię samej.

Poczułam ulgę tak wielką, że łzy napłynęły mi do oczu.

Czas płynął powoli. Kasia przeszła przez pierwszą próbę in vitro – nie udało się. Była załamana.

– Może to znak… Może nie jestem stworzona do bycia matką – mówiła przez łzy.

Przytuliłam ją mocno.

– Nie poddawaj się. Jesteś silniejsza niż myślisz.

Za drugim razem udało się. Kasia była w ciąży. Radość mieszała się ze strachem – czy sobie poradzi? Czy będzie szczęśliwa?

Ciąża przebiegała dobrze, choć Kasia często narzekała na samotność. Przyjeżdżała do nas częściej niż zwykle. Andrzej coraz częściej pytał o jej zdrowie i pomagał jej nosić zakupy do mieszkania na trzecim piętrze bez windy.

Kiedy urodziła córeczkę – Zosię – wszyscy płakaliśmy ze wzruszenia. Trzymając wnuczkę na rękach czułam dumę i miłość tak wielką, że aż brakowało mi tchu.

Teraz patrzę na Kasię i Zosię i wiem jedno: życie nie zawsze układa się według naszych planów czy oczekiwań społeczeństwa. Najważniejsze to być razem i wspierać się nawzajem.

Czasem zastanawiam się: czy można być szczęśliwym mimo lęków i przeciwności? Czy odwaga do spełniania marzeń jest ważniejsza niż opinia innych?