„Moja teściowa zostawiła dom szwagrowi, a mój mąż nie dostał nic. Czuję się zdradzona i upokorzona” – Moja historia rodzinnego rozczarowania

– Jak to możliwe, że nic nam nie zostawiła? – powtarzałam w myślach, patrząc na męża, który siedział przy stole z opuszczoną głową. W salonie panowała cisza, przerywana tylko tykaniem starego zegara po dziadku. Wczoraj moja teściowa, pani Halina, ogłosiła swój testament. To, co usłyszeliśmy, złamało mi serce i wywołało burzę w rodzinie.

– No więc… – zaczęła teściowa, poprawiając okulary na nosie. – Dom w Ząbkach przepisuję na Marka. – Spojrzała na mojego szwagra z czułością, której nigdy nie okazywała mojemu mężowi. – A reszta oszczędności… również dla Marka. – Dodała cicho, jakby bała się własnych słów.

Mój mąż, Paweł, zbladł. Przez chwilę miałam nadzieję, że to żart, jakaś pomyłka. Ale nie. Siedziałam obok niego, ściskając jego dłoń pod stołem. Czułam, jak drży. Przez lata byliśmy przekonani, że dom po rodzicach będzie podzielony sprawiedliwie. Przecież Paweł zawsze był tym synem, który odwiedzał matkę w każdą niedzielę, naprawiał kran, przywoził zakupy. Marek pojawiał się tylko wtedy, gdy czegoś potrzebował.

– Mamo… – Paweł odezwał się cicho. – Czy to jakiś żart?

Halina spojrzała na niego chłodno.

– Nie, Pawle. Marek bardziej potrzebuje tego domu. Ty masz mieszkanie w Warszawie.

Zacisnęłam zęby. Nasze mieszkanie to kawalerka na Ursynowie, kupiona na kredyt, który spłacamy od dziesięciu lat. Dom w Ząbkach był dla nas nadzieją na lepsze życie – większą przestrzeń dla naszej córki Oliwii, ogród, w którym mogłaby biegać z psem.

Marek uśmiechnął się pod nosem. Zawsze był oczkiem w głowie matki. Mimo że przez lata miał kłopoty z pracą i alkoholem, Halina zawsze go broniła.

– Dziękuję, mamo – powiedział z udawaną skromnością.

Nie wytrzymałam.

– Przepraszam, ale czy to jest sprawiedliwe? – zapytałam drżącym głosem. – Paweł tyle dla pani robił…

Halina spojrzała na mnie z pogardą.

– Nie twoja sprawa, Anno. To moja decyzja.

Poczułam się upokorzona. Przez lata starałam się być dobrą synową – piekłam jej ulubione ciasta na święta, dbałam o to, by wnuczka miała z nią kontakt. A teraz zostałam potraktowana jak powietrze.

Po powrocie do domu Paweł zamknął się w łazience. Słyszałam jego cichy płacz przez drzwi. Ola patrzyła na mnie pytająco.

– Mamo, dlaczego tata płacze?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć dziewięcioletniemu dziecku. Jak wytłumaczyć jej niesprawiedliwość dorosłego świata?

Wieczorem usiedliśmy z Pawłem przy kuchennym stole.

– Może powinniśmy porozmawiać z Markiem? – zaproponowałam niepewnie.

Paweł pokręcił głową.

– On już się cieszy nowym domem. Nawet nie zadzwonił do mnie po ogłoszeniu testamentu.

Wiedziałam, że Paweł czuje się zdradzony nie tylko przez matkę, ale i przez brata. Przez całe życie rywalizowali o jej względy. Paweł był tym odpowiedzialnym, Marek – tym beztroskim lekkoduchem.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra Pawła, Magda.

– Anka, słyszałam o testamencie…

– Tak…

– Mama jest niesprawiedliwa. Ale Marek już rozpowiada po rodzinie, że dom jest jego i zamierza go sprzedać.

Zacisnęłam pięści ze złości.

– On nawet tam nie zamieszka?

– Nie. Chce spieniężyć wszystko i wyjechać do Hiszpanii z nową dziewczyną.

Poczułam gulę w gardle. Dom Haliny był pełen wspomnień – rodzinnych Wigilii, urodzin Oliwii, letnich grilli w ogrodzie. Teraz miał przejść w ręce obcego człowieka?

Wieczorem Paweł zebrał się na odwagę i zadzwonił do matki.

– Mamo… czy naprawdę nie możesz zmienić decyzji?

Halina była nieugięta.

– Powiedziałam już wszystko. Marek potrzebuje pomocy bardziej niż ty.

Paweł odłożył słuchawkę bez słowa.

Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie była napięta jak struna. Marek przestał odbierać telefony od Pawła i Magdy. Halina unikała spotkań rodzinnych. Ola pytała coraz częściej:

– Dlaczego babcia nas już nie zaprasza?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czułam się zdradzona i upokorzona nie tylko jako synowa, ale jako człowiek. Przez lata budowałam relacje z tą rodziną – a teraz zostałam wykluczona z najważniejszej decyzji.

W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura zauważyła moje rozkojarzenie.

– Coś się stało?

Opowiedziałam jej całą historię.

– U nas było podobnie – westchnęła Marta. – Też myślałam, że rodzina to bezpieczeństwo…

Zaczęłam czytać fora internetowe o konfliktach spadkowych. Okazało się, że takich historii jak nasza są tysiące. Ludzie kłócą się o domy, mieszkania, działki… Rodzinne więzi pękają jak bańki mydlane pod naporem pieniędzy i niesprawiedliwości.

Pewnego dnia Paweł wrócił do domu późno wieczorem.

– Byłem pod domem mamy – powiedział cicho. – Marek już przywiózł ekipę remontową. Chce wszystko przerobić po swojemu…

W jego oczach widziałam łzy bezsilności.

Przez kolejne miesiące unikaliśmy kontaktu z Haliną i Markiem. Ola coraz rzadziej pytała o babcię. W końcu przestała pytać wcale.

W święta Bożego Narodzenia usiedliśmy przy stole tylko we trójkę. Cisza była ciężka jak ołów.

– Mamo… czy babcia nas już nie kocha? – zapytała Ola nagle.

Objęłam ją mocno i poczułam łzy napływające do oczu.

– Kocha… tylko czasem dorośli podejmują trudne decyzje…

Ale sama nie wierzyłam w te słowa.

Dziś mija rok od ogłoszenia testamentu. Dom Haliny został sprzedany obcym ludziom. Marek wyjechał za granicę i zerwał kontakt z rodziną. Halina mieszka sama w małym mieszkaniu na Bródnie i rzadko odbiera telefony od Pawła czy Magdy.

Czuję się zdradzona i upokorzona przez rodzinę, której tyle dałam z siebie przez lata. Czy naprawdę sprawiedliwość w rodzinie nie istnieje? Czy pieniądze zawsze muszą niszczyć to, co najważniejsze? Może ktoś z was przeżył coś podobnego? Jak sobie poradziliście?