Moje życie w cieniu tajemnicy: Czy powinnam była powiedzieć prawdę?
— Mamo, dlaczego nie mam siostry? — zapytała mnie Zosia, patrząc na mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Zamarłam. To pytanie wracało do mnie jak bumerang, a ja za każdym razem czułam, jakby ktoś wbijał mi szpilkę prosto w serce.
Zosia miała dziewięć lat i była moją najmłodszą córką. Obok niej siedzieli jej starsi bracia — Michał i Kuba — zajęci kłótnią o pilota do telewizora. W salonie unosił się zapach świeżo upieczonego chleba, a za oknem padał deszcz. Mój mąż, Piotr, wrócił właśnie z pracy i rzucił teczkę na krzesło, nie patrząc mi w oczy.
— Linda, co na obiad? — zapytał chłodno, jakbyśmy byli współlokatorami, a nie małżeństwem z piętnastoletnim stażem.
— Zupa pomidorowa i kotlety — odpowiedziałam automatycznie, próbując ukryć drżenie głosu.
Wiedziałam, że to nie o obiad chodzi. Od miesięcy czułam, że coś jest nie tak. Piotr był coraz bardziej nieobecny, zamknięty w sobie. Przestał się śmiać z moich żartów, przestał mnie dotykać. Wieczorami siedział w swoim gabinecie, tłumacząc się pracą, a ja leżałam w łóżku i słuchałam ciszy.
Moje życie zawsze miało być inne. Marzyłam o rodzinie jak z obrazka — szczęśliwej, kochającej się, pełnej śmiechu i czułości. Chciałam być taką mamą, jakiej sama nigdy nie miałam. Moja matka była surowa i zimna, ojciec odszedł, zanim nauczyłam się czytać. Przysięgłam sobie, że moje dzieci nigdy nie poczują się samotne.
Ale los miał inne plany.
Pamiętam dzień, w którym dowiedziałam się o zdradzie Piotra. To był zwykły czwartek. Odbierałam Zosię z baletu, kiedy zadzwoniła do mnie Anka — moja przyjaciółka od podstawówki.
— Linda… musisz coś wiedzieć — zaczęła niepewnie. — Widziałam Piotra w kawiarni na Nowym Świecie… Nie był sam.
Serce mi zamarło.
— Może to koleżanka z pracy? — próbowałam się bronić.
— Linda… oni się całowali.
Świat mi się zawalił. Przez kilka dni chodziłam jak zombie. Patrzyłam na Piotra i zastanawiałam się, kim jest ta kobieta. Czy jest młodsza? Ładniejsza? Czy daje mu to, czego ja już nie potrafię?
Nie powiedziałam mu nic. Udawałam, że wszystko jest w porządku. Dla dzieci. Dla świętego spokoju. Ale każda rozmowa była jak walka na noże.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole. Michał i Kuba grali na komputerze, Zosia rysowała kotki.
— Piotrze… — zaczęłam cicho. — Czy ty mnie jeszcze kochasz?
Spojrzał na mnie zaskoczony, jakby pierwszy raz zobaczył moją twarz.
— O co ci chodzi? — burknął.
— Wiem o wszystkim — wyszeptałam. — O niej.
Zapadła cisza tak gęsta, że mogłabym ją kroić nożem.
— To nic nie znaczyło — powiedział po chwili. — Byłem głupi.
Chciałam mu wierzyć. Naprawdę chciałam. Ale coś we mnie pękło.
Od tamtej pory żyliśmy obok siebie. Dla dzieci udawaliśmy normalność — wspólne śniadania, wyjścia do kina, urodziny Zosi z tortem i balonami. Ale wieczorami płakałam w poduszkę i zadawałam sobie pytanie: czy warto?
Najgorsze były święta. Wigilia u mojej matki zawsze była teatrem pozorów. Mama patrzyła na mnie z wyższością:
— No i co, Linda? Masz tę swoją idealną rodzinę?
Zaciskałam zęby i uśmiechałam się sztucznie.
W tym roku było inaczej. Michał pokłócił się z Kubą o prezenty, Zosia rozbiła bombkę i rozpłakała się przy stole. Piotr wyszedł na papierosa i nie wrócił przez godzinę.
Po kolacji mama podeszła do mnie i szepnęła:
— Nie udawaj przed dziećmi. One wszystko czują.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek innego.
Zaczęłam rozmawiać z dziećmi. Michał miał już trzynaście lat i wiedział więcej, niż chciałam przyznać.
— Mamo… czy wy z tatą się rozwiedziecie? — zapytał pewnego wieczoru.
Zabrakło mi słów.
— Nie wiem… Staramy się…
Przytulił mnie mocno.
Zosia coraz częściej pytała o siostrę. Marzyła o kimś, kto będzie jej powierniczką, przyjaciółką na zawsze. A ja wiedziałam, że już nigdy nie będę miała kolejnego dziecka z Piotrem.
Któregoś dnia zebrałam się na odwagę i powiedziałam Piotrowi:
— Nie chcę już tak żyć. Albo spróbujemy wszystko naprawić razem… albo musimy się rozstać.
Patrzył na mnie długo w milczeniu.
— Przepraszam cię za wszystko — powiedział w końcu. — Ale nie wiem, czy potrafię jeszcze być tym człowiekiem, którego pokochałaś.
To był koniec naszej bajki.
Dziś mieszkam sama z dziećmi w małym mieszkaniu na Ochocie. Jest ciężko — finansowo, emocjonalnie, codziennie walczę ze zmęczeniem i poczuciem winy. Ale przynajmniej wiem jedno: już nie muszę udawać.
Czasem patrzę na Zosię i myślę: czy zrobiłam dobrze? Czy dzieci wybaczą mi rozpad rodziny? Czy można być szczęśliwym po zdradzie?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu? Czy lepiej żyć w kłamstwie dla dobra dzieci, czy wybrać prawdę i własne szczęście?