„Nie chcę już być ciężarem. Chcę wrócić do swojego domu” – Historia Marii z Poznania

– Mamo, czy możesz nie zostawiać tych kubków w zlewie? – głos Magdy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy oknie, patrząc na szare, kwietniowe niebo nad Poznaniem. W dłoniach ściskałam kubek po herbacie, jakby to on miał mi dać oparcie.

– Przepraszam, zapomniałam… – odpowiedziałam cicho, czując znajome ukłucie wstydu. Od kiedy tu zamieszkałam, wszystko robiłam nie tak. Zawsze coś przeszkadzało Magdzie albo Michałowi. A przecież to ja przez dwadzieścia lat harowałam w Niemczech, żeby ona mogła skończyć studia i mieć lepsze życie.

– Mamo, naprawdę… – westchnęła Magda i wyszła z kuchni, trzaskając drzwiami.

Zostałam sama. Znowu. Własna córka traktuje mnie jak intruza we własnym domu. Czy to ja jestem problemem? Czy może to świat się zmienił przez te wszystkie lata?

Pamiętam dzień, kiedy wyjeżdżałam z Polski. Był listopad, padał deszcz, a ja stałam na peronie dworca Poznań Główny z walizką i sześcioletnią Magdą przy boku. Mój były mąż, Andrzej, nawet się nie pożegnał. Był wtedy już głęboko w alkoholu i przemocy. Uciekałyśmy przed nim – i przed biedą.

W Niemczech nie było łatwo. Sprzątałam domy bogatych ludzi, opiekowałam się starszymi Niemcami, czasem pracowałam na czarno. Magda chodziła do szkoły, szybko nauczyła się języka. Ja nigdy nie czułam się tam u siebie. Każdą zarobioną złotówkę odkładałam na konto w Polsce – na mieszkanie dla nas, na przyszłość Magdy.

Po latach wróciłyśmy do Poznania. Magda skończyła studia, poznała Michała. Byli szczęśliwi – przynajmniej tak mi się wydawało. Kiedy kupili mieszkanie na kredyt, zaproponowałam, że im pomogę. Przekazałam im wszystkie oszczędności – ponad 120 tysięcy złotych. „To dla was, żebyście mieli łatwiej” – powiedziałam wtedy.

Przez kilka lat żyliśmy osobno. Ja wynajmowałam małą kawalerkę na Jeżycach, dorabiałam jako opiekunka do dzieci. Ale zdrowie zaczęło mi szwankować – serce, kolana… W końcu Magda zaproponowała: „Mamo, zamieszkaj z nami. Będzie ci łatwiej”.

Łatwiej? Od początku czułam się tu obco. Michał patrzył na mnie z rezerwą, jakby bał się, że będę się wtrącać w ich życie. Magda była wiecznie zajęta pracą i dziećmi – bliźniakami, które kocham nad życie. Ale nawet one czasem powtarzały: „Babciu, mama mówi, żebyś nie ruszała jej rzeczy”.

Wieczorami leżałam w swoim małym pokoju i słuchałam kłótni za ścianą:

– Twoja matka znowu zostawiła światło w łazience!
– Michał, daj spokój…
– To nie jest hotel! Ile jeszcze będziemy ją utrzymywać?

Czułam się jak ciężar. Jakbym była nieproszonym gościem we własnej rodzinie.

Pewnego dnia usłyszałam rozmowę Magdy z Michałem:

– Może powinna wrócić do siebie? Przecież ma jeszcze tę kawalerkę…
– Sprzedała ją przecież! Wszystko dała nam na spłatę kredytu!
– No właśnie…

Łzy napłynęły mi do oczu. Oddałam im wszystko – a teraz jestem problemem.

Następnego ranka przy śniadaniu zebrałam się na odwagę:

– Magda… Michał… Chciałabym porozmawiać.

Spojrzeli na mnie zaskoczeni.

– Słuchajcie… Ja już nie chcę być ciężarem. Chciałabym wrócić do siebie…

Magda odłożyła widelec.

– Ale mamo, przecież…

– Nie mam już swojego mieszkania – przerwałam jej cicho. – Wszystko wam oddałam.

Zapadła cisza.

Michał pierwszy się odezwał:

– Maria… My doceniamy twoją pomoc. Ale teraz mamy swoje życie…

Zacisnęłam dłonie na kolanach.

– Rozumiem. Chciałabym tylko… żebyście pamiętali, że to był mój dom przez tyle lat.

Magda spuściła wzrok.

– Mamo… Może powinnaś znaleźć jakiś dom spokojnej starości? Tam będziesz miała opiekę…

Zrobiło mi się słabo.

– Dom spokojnej starości? Ja jeszcze żyję! – głos mi zadrżał.

Wyszłam z kuchni i zamknęłam się w swoim pokoju. Przez okno patrzyłam na blokowisko i myślałam o swoim dawnym domu na Wildzie – o zapachu świeżego chleba z piekarni za rogiem, o mamie krzątającej się w kuchni.

Wieczorem zadzwoniła do mnie Basia – moja przyjaciółka jeszcze z czasów liceum.

– Maria, co u ciebie?
– Basia… Ja już nie mam siły. Chcę wrócić do siebie, ale nie mam dokąd.
– Przyjedź do mnie na wieś! Mam wolny pokój po mamie.

Poczułam ulgę i wdzięczność.

Następnego dnia spakowałam walizkę. Magda patrzyła na mnie ze łzami w oczach:

– Mamo… Przepraszam…
– Kocham cię, Magda. Ale muszę zadbać o siebie.

Wyjechałam do Basi pod Gniezno. Tam znalazłam spokój – i miejsce dla siebie.

Często myślę o tym wszystkim: czy naprawdę jestem tylko ciężarem dla własnej rodziny? Czy to ja popełniłam błąd oddając im wszystko? A może to świat się zmienił tak bardzo, że dla takich jak ja nie ma już miejsca?

Czy wy też czuliście się kiedyś obco we własnym domu? Co byście zrobili na moim miejscu?