Niespodziewana wizyta i prawda, której nie chciałam poznać

– Mamo, muszę z tobą porozmawiać. Teraz. – Głos Zuzanny drżał, a jej oczy były czerwone od płaczu. Stała w progu mojego mieszkania, trzymając w ramionach małą Hanię, moją wnuczkę. Było już po dwudziestej, a ja właśnie kończyłam zmywać naczynia po kolacji z mężem. Zawsze uważałam się za szczęściarę – miałam kochającego męża, córkę, która mimo młodego wieku wyszła za mąż i urodziła dwójkę dzieci. Nie byliśmy bogaci, ale mieliśmy ciepły dom i siebie nawzajem. Czego więcej mogłam pragnąć?

Zuzanna wyszła za mąż bardzo młodo – miała ledwie dwadzieścia jeden lat, a jej mąż, Michał, był od niej czternaście lat starszy. Nie protestowaliśmy z mężem. Michał wydawał się odpowiedzialny, miał dobrą pracę w urzędzie miasta i własne mieszkanie na obrzeżach Wrocławia. Wszyscy mówili: „Zuzka dobrze trafiła”. Czasem tylko łapałam się na tym, że patrzył na nią z takim chłodnym dystansem, jakby była jego podopieczną, a nie żoną. Ale tłumaczyłam sobie: może to kwestia wieku, może on po prostu taki jest.

Tego wieczoru Zuzanna wyglądała inaczej. Jej twarz była blada, a dłonie drżały, gdy podawała mi Hanię. – Mamo… ja już nie mogę… – szepnęła i rozpłakała się na dobre. Przytuliłam ją mocno, czując jak jej ciało sztywnieje od napięcia. – Co się stało? – zapytałam cicho, prowadząc ją do salonu. Mój mąż, Andrzej, spojrzał na nas zaniepokojony znad gazety.

– Michał… on… – Zuzanna nie mogła wydusić z siebie słowa. – On mnie zdradza. Od dwóch lat. Z tą samą kobietą. I… ona jest w ciąży.

Poczułam, jak świat wiruje mi przed oczami. Michał? Ten spokojny, opanowany Michał? Zdradzał moją córkę przez dwa lata? Andrzej poderwał się z fotela. – Jak to? Skąd wiesz? – spytał ostro. Zuzanna schowała twarz w dłoniach. – Przyszła do mnie. Ta kobieta. Powiedziała mi wszystko. Pokazała zdjęcia. I test ciążowy.

Przez chwilę w pokoju panowała cisza tak gęsta, że słychać było tylko tykanie zegara. Próbowałam zebrać myśli. Przecież jeszcze rano rozmawiałam z Michałem przez telefon – pytał o przepis na szarlotkę dla dzieci. Jak mógł tak kłamać? Jak mogliśmy niczego nie zauważyć?

Zuzanna siedziała skulona na kanapie, a ja czułam narastającą złość – na Michała, na siebie, na cały świat. – Co zamierzasz zrobić? – zapytałam ostrożnie. – Nie wiem… – odpowiedziała cicho. – Chciałam tylko… być gdzieś, gdzie czuję się bezpiecznie.

Przez kolejne godziny rozmawiałyśmy o wszystkim. O tym, jak Michał coraz częściej wracał późno do domu, jak tłumaczył się nadgodzinami i delegacjami. O tym, jak Zuzanna próbowała tłumaczyć jego chłód zmęczeniem i stresem w pracy. O tym, jak bardzo się starała być dobrą żoną i matką.

Andrzej milczał przez większość wieczoru. W końcu wyszedł na balkon zapalić papierosa – pierwszy raz od pięciu lat. Wrócił z czerwonymi oczami i powiedział tylko: – Jutro pojedziemy do Michała. Musi nam to wszystko wyjaśnić.

Nie spałam tej nocy prawie wcale. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, jak łatwo można przeoczyć sygnały ostrzegawcze. Czy byłam złą matką? Czy powinnam była bardziej chronić Zuzannę? A może to po prostu życie – pełne niespodziewanych ciosów?

Rano Zuzanna była już spokojniejsza. Zostawiła dzieci pod moją opieką i pojechała z Andrzejem do Michała. Czekałam na ich powrót jak na wyrok. Kiedy wrócili, Zuzanna była blada jak ściana.

– On nie zaprzeczył – powiedziała cicho. – Powiedział tylko, że nie wie, co się z nim stało. Że nie chciał mnie skrzywdzić. Że to wszystko wymknęło się spod kontroli.

Andrzej był wściekły. – Tchórz! Nawet nie potrafił przeprosić! – krzyczał.

Przez kolejne dni dom zamienił się w pole bitwy emocji. Zuzanna płakała nocami, Andrzej chodził jak struty, a ja próbowałam być silna dla wszystkich. Ale w środku czułam się pusta. Patrzyłam na wnuki i myślałam: co im powiem? Jak wytłumaczę, że ich tata już nie wróci do domu?

Po tygodniu Zuzanna podjęła decyzję. – Składam pozew o rozwód – powiedziała stanowczo. – Nie chcę żyć w kłamstwie. Nie chcę, żeby moje dzieci dorastały w domu pełnym żalu i pretensji.

Byłam z niej dumna, ale jednocześnie bałam się o nią jak nigdy dotąd. Przecież była taka młoda… Miała całe życie przed sobą, a już musiała zmierzyć się z taką zdradą.

Michał próbował jeszcze kontaktować się z Zuzanną. Przysyłał kwiaty, pisał długie listy. Próbował przekonać ją, że to był błąd, że ją kocha. Ale ona była nieugięta.

W końcu przestał się odzywać. Zuzanna wróciła do nas na kilka miesięcy z dziećmi. Powoli zaczynała odzyskiwać równowagę. Szukała pracy, zapisała się na kurs księgowości. Była coraz silniejsza.

A ja? Patrzyłam na nią z podziwem i żalem. Z jednej strony byłam dumna z jej odwagi, z drugiej – czułam gniew na Michała i na siebie samą. Czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy powinnam była wcześniej zauważyć, że coś jest nie tak?

Czasem siedzę wieczorami przy oknie i myślę o tym wszystkim. Czy szczęście naprawdę polega tylko na zdrowiu i spokoju naszych dzieci? A może powinnam była lepiej przygotować Zuzannę na to, że życie potrafi być okrutne?

Nie wiem. Może nigdy się tego nie dowiem. Ale jedno wiem na pewno: rodzina to nie tylko wspólne święta i zdjęcia na kominku. To także łzy, rozczarowania i trudne decyzje. Czy można wybaczyć zdradę? Czy można jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi? Może wy macie odpowiedź na to pytanie…