Obiecywałeś mi cuda, a on zaprosił mnie na kolację: Jak Leon stracił wszystko

— Ewa, musimy porozmawiać — powiedziałem, czując jak głos więźnie mi w gardle. Stałem przy kuchennym stole, a ona nawet nie podniosła wzroku znad telefonu. W tej chwili czułem się jak intruz we własnym domu. Zegar tykał głośniej niż zwykle, a ja miałem wrażenie, że zaraz eksploduję.

— O czym? — rzuciła chłodno, nie przerywając pisania wiadomości.

— O nas — wydukałem. — O tym wszystkim, co się dzieje.

Wiedziałem, że to nie będzie łatwe. Od miesięcy czułem, że coś się zmienia. Ewa była coraz bardziej nieobecna, zamknięta w sobie. Ja próbowałem ratować naszą codzienność: gotowałem jej ulubione zupy, przynosiłem kwiaty bez okazji, zabierałem dzieci na spacery, żeby mogła odpocząć. Ale ona oddalała się coraz bardziej.

Pamiętam dzień, kiedy wszystko zaczęło się sypać. To był zwykły piątek. Wróciłem wcześniej z pracy, bo szef kazał mi odebrać zaległy urlop. Chciałem zrobić Ewie niespodziankę — kupiłem jej ulubione ciastka z cukierni na rogu i butelkę wina. Kiedy wszedłem do domu, usłyszałem śmiech dochodzący z kuchni. Zajrzałem i zobaczyłem ją przy stole z naszym sąsiadem, Markiem. Siedzieli blisko siebie, rozmawiali cicho i śmiali się tak, jak już dawno nie słyszałem jej śmiechu.

— O, Leon! — powiedziała zaskoczona, jakby nie spodziewała się mnie zobaczyć o tej porze.

— Cześć — odpowiedziałem sztywno i poczułem ukłucie zazdrości. Marek spojrzał na mnie z tym swoim pewnym siebie uśmiechem i podniósł się z krzesła.

— Przyniosłem Ewie świeże pomidory z działki — rzucił lekko. — Muszę już lecieć.

Wyszedł, a ja zostałem sam z Ewą i tym dziwnym napięciem w powietrzu.

— Co on tu robił? — zapytałem.

— Przestań być zazdrosny o wszystko — odpowiedziała zirytowana. — To tylko sąsiad.

Ale od tamtej pory nie mogłem przestać myśleć o tym spotkaniu. Zacząłem zauważać drobiazgi: jej uśmiech do telefonu, częstsze wychodzenie z domu „na zakupy”, późne powroty. Zacząłem ją śledzić po cichu, sprawdzać jej wiadomości, szukać dowodów na to, czego najbardziej się bałem.

Pewnego wieczoru usłyszałem jej rozmowę przez telefon:

— Tak, Marek… Dziękuję za kolację… Było cudownie… Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się śmiałam.

Serce mi pękło. Poczułem się jak idiota. Przecież obiecywałem jej cuda: że będziemy szczęśliwi, że nigdy jej nie zawiodę. A ona? Ona znalazła szczęście gdzie indziej.

Przez kolejne dni chodziłem jak cień samego siebie. Próbowałem rozmawiać z Ewą, ale ona zamykała się w sobie jeszcze bardziej. Dzieci wyczuwały napięcie i zaczęły zadawać pytania:

— Tato, dlaczego mama jest smutna?

Nie umiałem im odpowiedzieć. Sam nie wiedziałem już nic.

W końcu zebrałem się na odwagę i postanowiłem postawić sprawę jasno. To była ta rozmowa w kuchni.

— Ewa, ja już nie mogę tak żyć — powiedziałem cicho. — Wiem o wszystkim. Wiem o Marku.

Spojrzała na mnie z wyrzutem, ale bez cienia skruchy.

— Leon… Ty od dawna jesteś tylko obok mnie. Nie widzisz mnie naprawdę. Wszystko jest na twojej głowie: praca, dom, dzieci… Ale mnie już tu nie ma.

— Przecież robię wszystko dla was! — krzyknąłem rozpaczliwie.

— A ja chciałam tylko być szczęśliwa — odpowiedziała spokojnie. — Marek mnie widzi. Słucha mnie. Sprawia, że czuję się ważna.

Wtedy poczułem się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Wszystko to, co budowałem przez lata: dom, rodzinę, poczucie bezpieczeństwa — rozsypało się w jednej chwili jak domek z kart.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Ewa coraz częściej znikała z domu, dzieci pytały o nią coraz częściej. Ja próbowałem trzymać się resztek normalności: chodziłem do pracy, gotowałem obiady, pomagałem synowi w lekcjach matematyki.

Pewnego dnia wróciłem do pustego mieszkania. Na stole leżał list:

„Leon,
Nie potrafię już dłużej udawać. Potrzebuję czegoś więcej niż tylko codzienności i obowiązków. Marek zaprosił mnie na kolację i poczułam się znowu żywa. Przepraszam cię za wszystko. Muszę spróbować być szczęśliwa.
Ewa”

Usiadłem na podłodze i płakałem jak dziecko. Nie wiedziałem, co dalej robić. Zostałem sam z dwójką dzieci i pustką w sercu.

Rodzina Ewy obwiniała mnie za wszystko:

— Gdybyś bardziej się starał… Gdybyś był inny…

Moi rodzice patrzyli na mnie ze współczuciem i milczeli.

Przez długie miesiące próbowałem poskładać swoje życie na nowo. Dzieci były moją jedyną motywacją do wstawania rano z łóżka. Każdego dnia zadawałem sobie pytanie: gdzie popełniłem błąd? Czy mogłem zrobić coś inaczej?

Czasami spotykam Ewę na ulicy z Markiem u boku. Uśmiecha się do niego tak samo jak kiedyś do mnie. A ja? Nauczyłem się żyć z bólem i samotnością. Staram się być dobrym ojcem i człowiekiem.

Czy można odbudować siebie po takim upadku? Czy naprawdę wystarczy jedna kolacja i kilka słów od obcego człowieka, żeby zapomnieć o latach wspólnego życia? Może czasem cuda to tylko złudzenia, a prawdziwe szczęście trzeba budować każdego dnia od nowa.