Obietnica pod światłami wesela: Czy poświęcenie matki to zdrada? Moja historia z Anią
— Mamo, jak mogłaś mi to zrobić? — głos Ani drżał, a jej oczy błyszczały łzami w świetle żyrandola, który jeszcze niedawno wyobrażałam sobie nad jej ślubnym stołem. Stałyśmy naprzeciw siebie w kuchni, gdzie od lat rozmawiałyśmy o wszystkim — o chłopakach, o szkole, o marzeniach. Teraz między nami była przepaść, której nie potrafiłam zasypać.
Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie. Odkąd lekarz powiedział mi, że tata Ani potrzebuje natychmiastowej operacji serca, wiedziałam, że nasze oszczędności — te same, które odkładałam przez lata na jej wesele — muszą pójść na ratowanie jego życia. Ale nie sądziłam, że cena będzie aż tak wysoka.
— Aniu, ja… — zaczęłam, ale głos uwiązł mi w gardle. Jak mam jej wytłumaczyć, że wybrałam życie jej ojca zamiast jej marzenia? Czy to w ogóle wybór?
— Obiecałaś mi! — krzyknęła. — Powtarzałaś tyle razy, że będę miała wesele jak z bajki! Że będę miała suknię, którą sama wybiorę! Że zatańczysz ze mną pierwszy taniec! A teraz co? Mam się cieszyć, że tata żyje, ale moje życie się wali?
Poczułam się jak najgorsza matka na świecie. Przypomniałam sobie te wszystkie wieczory, kiedy siedziałyśmy razem przy herbacie i przeglądałyśmy katalogi ślubne. Jak cieszyłyśmy się na myśl o tym dniu. Jak obiecywałam jej, że choćby nie wiem co, zrobię wszystko, by była szczęśliwa.
Ale życie nie pyta o nasze plany. Przyszło nagle i zabrało wszystko.
Kiedy wróciłam ze szpitala po rozmowie z lekarzem, wiedziałam już, że nie mamy wyjścia. Operacja kosztowała więcej niż mogliśmy sobie pozwolić. Sprzedałam biżuterię po babci, zrezygnowałam z remontu mieszkania. Ale to wciąż było za mało. Wtedy spojrzałam na kopertę z napisem „Wesele Ani” i poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce.
— Kochanie — próbowałam tłumaczyć — tata cię potrzebuje. Ja cię potrzebuję. Wesele możemy zrobić skromniejsze…
— Nie rozumiesz! — przerwała mi. — To nie chodzi o pieniądze! To chodzi o to, że znowu jestem na drugim miejscu! Zawsze najpierw tata, potem ty… A ja? Czy ja się w ogóle liczę?
Zamilkłam. Bo czy mogłam jej zaprzeczyć? Przez lata starałam się być dobrą matką i żoną. Ale zawsze coś było ważniejsze niż ona: praca, rachunki, choroby…
Pamiętam dzień, kiedy Ania przyszła do mnie z pierścionkiem zaręczynowym na palcu. Była taka szczęśliwa! Jej narzeczony Michał patrzył na nią z dumą i miłością. Wtedy obiecałam sobie i jej, że zrobię wszystko, by ten dzień był najpiękniejszy w jej życiu.
A teraz? Michał próbował ją pocieszać:
— Aniu, przecież najważniejsze jest to, że jesteśmy razem…
Ale ona tylko płakała.
Przez kolejne tygodnie dom zamienił się w pole bitwy. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem. Mój mąż leżał w łóżku po operacji i nie miał pojęcia o naszym dramacie. Udawałam przed nim spokój, ale nocami płakałam w poduszkę.
W pracy koleżanki pytały:
— Co u Ani? Już wszystko gotowe na wesele?
Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wstydziłam się przyznać do porażki.
Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z kubkiem herbaty i spojrzałam na zdjęcia Ani z dzieciństwa. Uśmiechnięta dziewczynka w białej sukience komunijnej… Zawsze chciała być księżniczką choć przez jeden dzień.
Następnego dnia zebrałam się na odwagę i poszłam do niej do pokoju.
— Aniu…
Siedziała na łóżku z podkrążonymi oczami.
— Przepraszam cię — powiedziałam cicho. — Wiem, że cię zawiodłam. Ale zrobiłam to dla taty…
Spojrzała na mnie długo.
— Może kiedyś mi wybaczysz — dodałam.
Nie odpowiedziała.
Wesele odbyło się skromnie. Bez orkiestry, bez sali balowej, bez wymarzonej sukni. Ale Michał był przy niej cały czas. Rodzina przyszła mimo wszystko. Ja stałam z boku i patrzyłam na nią — piękną, choć smutną pannę młodą.
Po wszystkim Ania wyjechała z Michałem do Krakowa. Kontakt się urwał. Pisze rzadko, krótko: „U nas ok”.
Czasem patrzę na pusty pokój i pytam siebie: czy naprawdę musiałam wybierać? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy jestem złą matką?
Może kiedyś Ania zrozumie… Może kiedyś mi wybaczy…
A wy? Czy poświęcenie dla rodziny zawsze musi oznaczać czyjąś stratę? Czy można być dobrą matką i jednocześnie nie zawieść własnego dziecka?