Od dzieci nie uciekniesz. Historia Nadziei z Krakowa
— Wchodź szybko! Siostra przyjechała! — zawołałam do Wery, mojej sąsiadki, gdy tylko zobaczyłam ją przez okno. Moje serce waliło jak młot. W kuchni pachniało świeżo parzoną kawą i drożdżówkami, ale atmosfera była gęsta jak śmietana. — Larysa? Nie może być! Ile lat się nie widziałyśmy! — wykrzyknęła Wera, wchodząc do środka. Na krześle siedziała moja starsza siostra, postawna kobieta o zmęczonej, ale ciepłej twarzy. Gdy tylko dostrzegła Werę, jej oczy rozbłysły na chwilę dawnym blaskiem.
— Weronika! — Larysa wstała i objęła ją mocno. — Tyle lat… A ty się wcale nie zmieniłaś!
Patrzyłam na nie z boku, czując dziwne ukłucie zazdrości i żalu. Larysa zawsze była tą silniejszą, tą, która wyjechała do Niemiec i zostawiła mnie z chorą matką i dwójką dzieci. Przez lata nie odzywała się prawie wcale. Teraz wróciła, jakby nic się nie stało.
— Nadzieja, usiądź z nami — powiedziała cicho. — Musimy porozmawiać.
Usiadłam naprzeciwko niej, czując jak dłonie mi drżą. Wera zerkała na nas z niepokojem.
— Co się stało? — zapytałam w końcu.
Larysa spuściła wzrok. — Potrzebuję pomocy. Mój syn, Michał… Wpadł w złe towarzystwo. Nie radzę sobie z nim. Przyjechałam, bo… bo nie mam już nikogo.
W kuchni zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie zegara i szum ulicy za oknem.
— A gdzie byłeś przez te wszystkie lata, kiedy ja walczyłam tu sama? — wyrwało mi się. — Kiedy mama umierała, kiedy Andrzej odszedł do tej swojej młodej…
Larysa spojrzała na mnie ze łzami w oczach. — Przepraszam. Myślałam, że dam radę wszystko poukładać tam, za granicą. Ale życie… życie jest inne niż plany.
Weronika próbowała rozładować napięcie. — Może napijemy się kawy? Nadzieja, masz jeszcze te pączki?
Ale ja już nie słyszałam jej głosu. W głowie miałam tylko obrazy: matka leżąca w łóżku, córki płaczące po nocach, Andrzej pakujący walizki i mówiący: „Z tobą już nie da się żyć”.
— Larysa, ja nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć — powiedziałam cicho. — Ale jesteś moją siostrą.
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Potem Larysa zaczęła opowiadać o swoim synu: o tym, jak Michał rzucił studia, jak zaczął zadawać się z podejrzanymi ludźmi, jak zniknął na dwa dni bez słowa. Słuchałam jej i czułam narastający gniew — nie tylko do niej, ale też do siebie. Bo przecież ja też nie byłam idealną matką.
Moja starsza córka, Ola, od miesięcy nie odzywa się do mnie po tym, jak pokłóciłyśmy się o jej chłopaka. Młodsza, Kasia, wraca późno do domu i zamyka się w swoim pokoju. Czasem mam wrażenie, że jestem dla nich tylko przeszkodą.
— Z mężem można się rozwieść — powiedziałam nagle głośno — ale od dzieci nie uciekniesz. Nawet jeśli bardzo byś chciała.
Larysa skinęła głową ze smutnym uśmiechem.
— Myślałam, że jak wyjadę, to wszystko będzie łatwiejsze. Że pieniądze rozwiążą problemy. Ale Michał… on mnie nienawidzi za to, że go zostawiłam.
Weronika pokiwała głową ze zrozumieniem.
— Każda z nas coś straciła przez te lata — powiedziała cicho. — Ale może jeszcze nie wszystko jest stracone?
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy. Potem zadzwonił telefon. To była Ola.
— Mamo? Możemy porozmawiać? — jej głos był cichy i niepewny.
— Oczywiście, córeczko — odpowiedziałam drżącym głosem.
Po rozmowie poczułam ulgę i strach jednocześnie. Czy potrafię naprawić relacje z własnymi dziećmi? Czy jestem gotowa wybaczyć siostrze? Czy można zacząć wszystko od nowa?
Wieczorem siedziałyśmy we trzy przy kuchennym stole: ja, Larysa i Weronika. Każda z nas miała swoje rany i tajemnice. Ale po raz pierwszy od lat poczułam, że nie jestem sama.
Czasem myślę: czy naprawdę można uciec od rodziny? Czy to możliwe zostawić za sobą przeszłość? Może odpowiedź jest prostsza niż myślimy… Może wystarczy po prostu zostać i spróbować jeszcze raz.