Poranek, który zmienił wszystko: O pewnej kuchni, teściowej i sekretach, które wyszły na jaw
– Klaro! Wstawaj natychmiast! – głos mojej teściowej Marii przebił się przez sen jak syrena alarmowa. Otworzyłam oczy, serce waliło mi jak oszalałe. Zanim zdążyłam cokolwiek zrozumieć, drzwi do naszej sypialni otworzyły się z hukiem. Maria stała w progu, rozczochrana, w swojej starej niebieskiej koszuli nocnej, z oczami szeroko otwartymi ze strachu i złości.
– Wstawaj, Klaro, zobacz, co się dzieje w twojej kuchni! – wrzasnęła jeszcze raz.
Zerwałam się z łóżka, jeszcze w pidżamie. Mój mąż, Tomek, tylko przewrócił się na drugi bok i mruknął coś pod nosem. Ja już biegłam korytarzem, narzucając po drodze stary szlafrok. Węszę – może coś się pali? Może zostawiłam włączony gaz? Przez głowę przelatują mi najgorsze scenariusze. Maria już czeka przy drzwiach kuchni, trzęsąc się cała.
Wpadam do środka i… staję jak wryta. Na podłodze rozlana kawa, wszędzie porozrzucane skorupki jajek, a na stole – otwarta paczka papierosów i butelka wódki. Ale to nie wszystko. Na krześle siedzi mój szesnastoletni syn, Kuba. Blady jak ściana, z podkrążonymi oczami. Obok niego jego najlepszy przyjaciel, Bartek – też nie wygląda lepiej.
– Co tu się stało?! – krzyczę, czując jak narasta we mnie panika.
Kuba spuszcza wzrok. Bartek zaczyna płakać.
– Mamo… my… – zaczyna Kuba, ale Maria już przejmuje inicjatywę.
– Zobacz tylko! W twoim domu! Dzieci piją alkohol! Palą papierosy! To jest skandal! – jej głos drży od oburzenia.
Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy. Próbuję złapać oddech. Tomek w końcu pojawia się w drzwiach kuchni, przeciera oczy i patrzy na nas wszystkich jak na scenę z kiepskiego filmu.
– Co tu się dzieje? – pyta zaspanym głosem.
– Twój syn urządził sobie imprezę w nocy! – syczy Maria.
Kuba zaczyna tłumaczyć: – To nie była impreza… Bartek miał problem… Jego rodzice się pokłócili i wyrzucili go z domu… Nie wiedział gdzie pójść…
Bartek łka coraz głośniej. – Przepraszam… Ja nie chciałem…
Patrzę na nich obu i czuję mieszankę gniewu i współczucia. Próbuję ogarnąć sytuację. Maria już dzwoni do mojej szwagierki, żeby opowiedzieć jej o „skandalu”. Tomek stoi bezradnie.
– Klaro, musisz coś z tym zrobić! – mówi Maria. – To twoja odpowiedzialność!
W głowie mam mętlik. Z jednej strony jestem zła na Kubę – przecież wiedział, że nie wolno mu pić ani palić. Z drugiej strony widzę przerażonego Bartka i wiem, że chłopak naprawdę nie miał gdzie pójść. Próbuję sobie przypomnieć własną młodość – ile razy sama robiłam głupoty ze strachu czy rozpaczy?
– Kuba, dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? – pytam cicho.
– Bałem się… Bałem się twojej reakcji…
Maria przewraca oczami.
– Widzisz? To przez twoją pobłażliwość! Zawsze byłaś za miękka!
Czuję łzy pod powiekami. Czy naprawdę jestem złą matką? Czy powinnam być bardziej stanowcza? Tomek podchodzi do mnie i ściska mnie za rękę.
– Spokojnie – szepcze. – Poradzimy sobie z tym.
Ale Maria nie daje za wygraną.
– Ja bym ich ukarała! Od razu! Żadnych telefonów, żadnych komputerów! I powinni przeprosić!
Patrzę na Kubę i Bartka. Są rozbici. Wiem, że kara jest potrzebna, ale wiem też, że to nie rozwiąże problemu Bartka. Muszę zadzwonić do jego rodziców. Ale czy to pomoże? Czy tylko pogorszy sprawę?
Siadam przy stole i biorę głęboki oddech.
– Kuba… Bartek… Musicie mi wszystko opowiedzieć od początku. Bez kłamstw.
Chłopcy zaczynają mówić. Słucham ich historii o nocnej ucieczce Bartka z domu, o kłótni jego rodziców, o tym jak Kuba próbował mu pomóc. O alkoholu mówią niechętnie – to był „głupi pomysł”, żeby się uspokoić.
Maria cały czas komentuje pod nosem: „Za moich czasów…”, „Gdzie ta młodzież zmierza…”
W końcu podejmuję decyzję.
– Bartek zostaje u nas do czasu, aż porozmawiam z jego rodzicami. Kuba ma szlaban na komputer i telefon przez tydzień. Ale przede wszystkim chcę wiedzieć o wszystkim, co was trapi. Nie chcę więcej takich niespodzianek.
Maria jest oburzona moją „łagodnością”. Tomek mnie wspiera. Chłopcy są wdzięczni i wyraźnie ulżyło im na sercu.
Po południu dzwonię do rodziców Bartka. Rozmowa jest trudna – jego matka płacze, ojciec krzyczy przez telefon. Proszą mnie o czas na ochłonięcie i dziękują za opiekę nad synem.
Wieczorem siedzimy wszyscy przy stole – ja, Tomek, Kuba i Bartek. Maria obrażona zamknęła się w pokoju gościnnym i nie wychodzi nawet na kolację.
Patrzę na mojego syna i jego przyjaciela. Widzę ich strach i ulgę jednocześnie. Myślę o Marii – jej surowości i braku zrozumienia dla młodych ludzi. Myślę o sobie – czy jestem dobrą matką? Czy zrobiłam wszystko jak trzeba?
Nocą długo nie mogę zasnąć. Słyszę ciche rozmowy chłopców w pokoju obok. Zastanawiam się: czy można być jednocześnie stanowczym i wyrozumiałym? Czy kara zawsze musi być surowa? A może najważniejsze to po prostu być obok wtedy, gdy dziecko najbardziej tego potrzebuje?
Czasem jedno wydarzenie potrafi wywrócić cały świat do góry nogami. Czy potrafimy wtedy znaleźć w sobie siłę i mądrość, by nie tylko oceniać, ale przede wszystkim rozumieć?