Testament, które rozdarło moją rodzinę: Historia Magdy Nowak

– Nie wierzę ci, Paweł! – krzyknęłam, czując jak głos łamie mi się w gardle. – Mama nigdy by tego nie zrobiła.

Paweł stał naprzeciwko mnie w salonie, z rękami skrzyżowanymi na piersi. W jego oczach widziałam cień triumfu, ale i coś jeszcze – może żal? Może strach?

– Magda, to nie ja pisałem ten testament. – Jego głos był spokojny, aż za bardzo. – Mama sama tak zdecydowała.

W mojej głowie kłębiły się myśli. Jeszcze wczoraj byłam przekonana, że po śmierci mamy zostaniemy z Pawłem razem, że podzielimy się wszystkim po równo. Przecież zawsze byliśmy blisko – przynajmniej tak mi się wydawało. Ale teraz trzymałam w rękach dokument, który zmieniał wszystko. Testament napisany własnoręcznie przez mamę, z datą sprzed pół roku. Wszystko – mieszkanie w centrum Warszawy, działka na Mazurach, nawet jej ukochany pierścionek z szafirem – miało przypaść Pawłowi.

Poczułam się zdradzona. Jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił na bruk. Przez chwilę miałam ochotę podrzeć ten papier na strzępy i udawać, że nigdy go nie widziałam.

– To niemożliwe – wyszeptałam. – Przecież mama zawsze mówiła, że jesteśmy dla niej równie ważni.

Paweł wzruszył ramionami.

– Może coś się zmieniło? Może… nie wiem, może miała do ciebie żal?

Zacisnęłam pięści. Przypomniałam sobie wszystkie nasze kłótnie z ostatnich lat. O to, że wyjechałam do Krakowa na studia i rzadko bywałam w domu. O to, że nie przyjechałam na jej urodziny dwa lata temu, bo miałam ważny egzamin. O to, że nie zgadzałam się z nią w sprawie ojca, który odszedł do innej kobiety.

Ale czy to wystarczyło, żeby mnie wydziedziczyć?

Wróciłam do swojego mieszkania na Pradze i przez całą noc nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i analizowałam każde słowo mamy z ostatnich miesięcy. Czy coś przeoczyłam? Czy była na mnie zła?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie ciocia Basia.

– Magda, kochanie… Wiem, że to trudne, ale musisz być silna. Twoja mama bardzo cię kochała.

– To dlaczego wszystko zapisała Pawłowi? – wybuchłam.

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza.

– Nie wiem – powiedziała w końcu ciocia. – Ale może powinnaś porozmawiać z Pawłem. Może on coś wie?

Nie chciałam rozmawiać z bratem. Czułam do niego żal i gniew. Ale ciekawość była silniejsza.

Spotkaliśmy się w kawiarni na Mokotowie. Paweł wyglądał na zmęczonego. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Magda… – zaczął niepewnie. – Chciałem ci powiedzieć coś jeszcze.

– Co?

– Mama… była chora. Wiedziała o tym od dawna, ale nikomu nie mówiła. Tylko mi.

Zamarłam.

– Dlaczego tylko tobie?

– Bo byłem wtedy w domu, kiedy dostała wyniki badań. Poprosiła mnie o dyskrecję. Bała się, że się załamiesz.

Poczułam łzy napływające do oczu.

– Ale dlaczego mnie wydziedziczyła?

Paweł spuścił wzrok.

– To nie tak… Mama chciała cię chronić. Wiedziała, że masz swoje życie w Krakowie, że ciężko pracujesz. Bała się, że jeśli dostaniesz wszystko po niej, rzucisz wszystko i wrócisz tutaj z poczucia obowiązku. Chciała, żebyś była wolna.

Przez chwilę nie mogłam złapać tchu.

– To absurdalne… – szepnęłam.

– Wiem – powiedział Paweł cicho. – Ale taka była jej logika.

Wyszłam z kawiarni roztrzęsiona. Z jednej strony czułam ulgę – mama mnie nie znienawidziła. Z drugiej strony byłam wściekła – dlaczego nie mogła ze mną o tym porozmawiać? Dlaczego zdecydowała za mnie?

Przez kolejne tygodnie nasze relacje z Pawłem były napięte. On próbował mnie przekonać, żebym przyjęła część spadku – chciał podzielić się wszystkim po równo, mimo testamentu. Ja jednak odmawiałam. Czułam dumę i upokorzenie jednocześnie.

W pracy nie mogłam się skupić. Szefowa zwróciła mi uwagę, że jestem rozkojarzona. Przyjaciółka Marta próbowała mnie pocieszać:

– Magda, twoja mama pewnie chciała dobrze. Może musisz jej wybaczyć?

Ale jak wybaczyć komuś, kto już nie żyje? Jak pogodzić się z decyzją, której nie można już zmienić?

Któregoś dnia znalazłam w starym albumie list od mamy. Był schowany między zdjęciami z wakacji nad morzem.

„Magdo,
Jeśli to czytasz, to znaczy, że już mnie nie ma. Chciałam ci powiedzieć, jak bardzo cię kocham i jak bardzo jestem z ciebie dumna. Wiem, że czasem byłam surowa i wymagająca. Chciałam tylko twojego szczęścia. Jeśli podjęłam decyzję, która cię zraniła – wybacz mi. Zawsze będziesz moją ukochaną córką.”

Czytałam ten list wiele razy, płacząc jak dziecko.

Po kilku miesiącach zgodziłam się spotkać z Pawłem jeszcze raz. Tym razem bez pretensji i żalu.

– Przepraszam cię za wszystko – powiedziałam cicho.

Paweł objął mnie mocno.

– Ja też przepraszam. Jesteśmy rodziną.

Dziś patrzę na to wszystko inaczej. Wiem już, że rodzina to nie tylko majątek czy testamenty. To miłość i przebaczenie – nawet jeśli czasem boli bardziej niż cokolwiek innego.

Czy można naprawdę wybaczyć komuś bliskiemu decyzję, która złamała nam serce? Czy potrafilibyście postąpić inaczej niż ja?