Urodzinowy wieczór, który zmienił wszystko: Zdrada, tajemnice i jeden nieoczekiwany gość

– Michał, ile razy mam ci powtarzać, że nie możesz tak po prostu znikać na całe wieczory? – głos Agaty drżał, a jej oczy były pełne łez i gniewu. Stałem w progu naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie, z kluczami w dłoni i sercem bijącym jak oszalałe. Był mój trzydziesty piąty urodzinowy wieczór, a ja czułem się jak intruz we własnym domu.

– Przecież mówiłem, że mam spotkanie w pracy – odpowiedziałem zbyt szybko, zbyt nerwowo. Wiedziałem, że kłamię. Wiedziałem też, że ona wie.

Agata spojrzała na mnie przenikliwie. – Michał, nie jestem głupia. Od roku jesteś nieobecny. Nawet teraz…

Nie dokończyła. W kuchni pachniało ciastem drożdżowym, które zawsze piekła na moje urodziny. Na stole stały dwie filiżanki kawy i talerz z kawałkami sernika. Było cicho, zbyt cicho jak na święto.

Wtedy zadzwonił domofon. Spojrzałem na Agatę pytająco.

– Oczekujesz kogoś? – zapytała chłodno.

– Może to Bartek albo Anka… – rzuciłem wymijająco, choć doskonale wiedziałem, kto miał przyjść. Ola. Moja Ola. Kobieta, z którą od kilku miesięcy dzieliłem sekrety i łóżko. To ona była powodem moich późnych powrotów, moich kłamstw i coraz większego dystansu do Agaty.

Agata podeszła do domofonu i nacisnęła przycisk. – Proszę?

– Dzień dobry, to ja… Ola – usłyszałem jej głos przez głośnik. Zamarłem.

Agata spojrzała na mnie z niedowierzaniem. – Ola? Kto to jest?

– Koleżanka z pracy – wydukałem.

– Koleżanka z pracy? Na twoje urodziny? – jej głos był lodowaty.

Ola weszła do mieszkania pewnym krokiem, z bukietem żółtych tulipanów i uśmiechem na ustach. Zamarła, widząc Agatę.

– Dzień dobry… Przepraszam, chyba przeszkadzam…

Agata patrzyła to na mnie, to na Olę. – Nie, proszę bardzo. Michał uwielbia niespodzianki.

Ola spuściła wzrok. – Chciałam tylko złożyć życzenia…

W tym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na ekran: „Mama”.

– Michał, możesz przyjechać do szpitala? Tata miał zawał…

Świat zawirował mi przed oczami. Wszystko działo się naraz: zdrada wychodziła na jaw, żona patrzyła na mnie jak na obcego człowieka, kochanka stała w progu naszego domu, a ja miałem natychmiast jechać do szpitala.

– Muszę jechać – powiedziałem cicho.

Agata skinęła głową. – Jedź. Ale pamiętaj: kiedy wrócisz, już nic nie będzie takie samo.

Wyszedłem na klatkę schodową z Olą za plecami. Zatrzymała mnie za ramię.

– Michał… Co teraz?

Spojrzałem jej w oczy i zobaczyłem strach. – Nie wiem, Olu. Naprawdę nie wiem.

W drodze do szpitala myśli kotłowały mi się w głowie. Jak mogłem doprowadzić do takiej sytuacji? Przecież kiedyś kochałem Agatę ponad wszystko. Byliśmy szczęśliwi: wspólne wakacje nad Bałtykiem, długie rozmowy przy winie, plany na przyszłość… Kiedy to się skończyło? Czy to przez rutynę? Przez brak rozmów? A może przez moje tchórzostwo?

W szpitalu zobaczyłem mamę siedzącą na plastikowym krześle pod salą intensywnej terapii. Była blada i zapuchnięta od płaczu.

– Michał… Tata jest nieprzytomny. Lekarze mówią, że najbliższe godziny będą decydujące.

Usiadłem obok niej i poczułem ciężar winy jeszcze mocniej. Nie tylko zawiodłem żonę, ale też byłem złym synem – ostatnio rzadko odwiedzałem rodziców, zawsze tłumacząc się pracą.

Po kilku godzinach lekarz wyszedł z sali.

– Stan stabilny, ale musimy czekać – powiedział spokojnie.

Wróciłem do domu nad ranem. W mieszkaniu panowała cisza. Agata siedziała w kuchni przy zimnej kawie.

– Jak tata? – zapytała bez emocji.

– Żyje… Ale jest ciężko.

Milczeliśmy długo. W końcu odezwała się pierwsza:

– Michał… Dlaczego?

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Próbowałem znaleźć słowa, ale każde wydawało się puste i niewystarczające.

– Czy ona jest ważniejsza ode mnie? – zapytała cicho.

– Nie wiem… To wszystko wymknęło się spod kontroli…

Agata spojrzała mi prosto w oczy:

– Chcę rozwodu.

Te słowa zabolały bardziej niż cokolwiek innego tej nocy. Wiedziałem, że zasłużyłem. Ale czy naprawdę wszystko już stracone?

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Ja jeździłem do szpitala, Agata zamykała się w sypialni lub wychodziła bez słowa. Ola próbowała się ze mną kontaktować, ale nie miałem siły ani odwagi odbierać telefonów.

Tata powoli dochodził do siebie. Kiedy odwiedziłem go po tygodniu, spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem:

– Michał… Życie jest krótkie. Nie marnuj go na kłamstwa.

Te słowa zostały ze mną na długo po wyjściu ze szpitala.

Pewnego wieczoru usiadłem przy stole naprzeciwko Agaty i powiedziałem:

– Przepraszam za wszystko. Wiem, że cię zraniłem i nie zasługuję na drugą szansę… Ale jeśli będziesz chciała porozmawiać albo po prostu być razem w ciszy – jestem tutaj.

Agata milczała przez chwilę, a potem łzy popłynęły jej po policzkach.

– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć… Ale może kiedyś spróbuję.

Zostałem sam w kuchni z pustą filiżanką kawy i myślami pełnymi żalu i nadziei jednocześnie.

Czy można odbudować coś, co samemu się zniszczyło? Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? A może czasem warto zawalczyć o siebie nawzajem?