Winne jest płaszcz! Historia Kingi, która zmieniła wszystko

– Kinga, czy ty mnie w ogóle słuchasz? – głos męża przebił się przez szum moich myśli, kiedy patrzyłam przez okno na ostatnie ciepłe dni września. Siedziałam przy komputerze, ale nie widziałam ani maili, ani Excela, tylko złote liście wirujące na wietrze. W głowie miałam jedno pytanie: na co wydać tę niespodziewaną premię, która nagle wpadła mi w ręce?

– Słucham, słucham – odpowiedziałam automatycznie, choć wcale nie słuchałam. Myślałam o Antku, naszym synu, który wyrastał ze wszystkiego szybciej, niż zdążyłam się obejrzeć. Nowe buty sportowe – to był pierwszy pomysł. Ale potem zobaczyłam ten płaszcz. Wisiał w witrynie sklepu na rogu, granatowy, z szerokim kołnierzem, miękki, elegancki. Taki, o jakim zawsze marzyłam, ale nigdy nie miałam odwagi kupić.

– Kinga, serio, musimy pogadać o tych rachunkach! – Michał podniósł głos, a ja poczułam znajome ukłucie winy. Zawsze byłam tą, która ogarnia domowy budżet, ale tym razem… Tym razem chciałam zrobić coś dla siebie.

Wieczorem, kiedy dom już spał, wyjęłam z szafy płaszcz. Przymierzyłam go przed lustrem. Wyglądałam inaczej. Pewniej. Może nawet piękniej? Przez chwilę poczułam się jak ktoś, kim mogłabym być, gdyby nie codzienność, obowiązki, wieczne „musisz” i „powinnaś”.

Następnego dnia wszystko się zaczęło. Antek wrócił ze szkoły z podartymi butami. Michał rzucił tylko krótkie: – I co teraz? – a ja poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.

– Kupiłam ci płaszcz? – zapytał z przekąsem, widząc torbę z logo sklepu.

– Dostałam premię – zaczęłam się tłumaczyć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

– A Antek? – Michał spojrzał na mnie z wyrzutem. – On nie potrzebuje nowych butów?

– Potrzebuje, ale… – próbowałam się bronić, ale wiedziałam, że nie mam argumentów.

Wieczorem siedzieliśmy przy stole w milczeniu. Antek bawił się sznurówkami, Michał przeglądał telefon, a ja patrzyłam na płaszcz wiszący na krześle. Czułam się winna. Czy naprawdę nie mogłam raz pomyśleć o sobie? Czy zawsze muszę być tą, która rezygnuje?

Następnego dnia mama zadzwoniła z pytaniem, czy przyjadę na imieniny cioci. Oczywiście, że nie miałam ochoty, ale nie umiałam odmówić. W końcu rodzina to rodzina. Włożyłam nowy płaszcz, choć czułam, że wszyscy będą patrzeć. I patrzyli. Ciocia Zosia od razu zauważyła:

– O, Kinga, ale się wystroiłaś! Nowy płaszcz? – zapytała z uśmiechem, ale w jej głosie wyczułam nutę zazdrości.

– Tak, dostałam premię – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć.

– A dzieciom wszystko kupione? – dopytywała dalej.

Poczułam, jak robi mi się gorąco. Nawet tu nie mogłam być po prostu sobą. Zawsze ktoś musiał mi przypomnieć, że matka powinna myśleć o wszystkich, tylko nie o sobie.

Wieczorem wróciłam do domu i zobaczyłam Antka siedzącego na podłodze. Próbował naprawić buty taśmą klejącą. Serce mi pękło. Usiadłam obok niego i zaczęłam płakać. On objął mnie ramieniem i powiedział:

– Mamo, nie płacz. Kupię sobie buty, jak będę dorosły.

To było jak cios. Michał wszedł do pokoju i spojrzał na nas z rezygnacją.

– Kinga, nie chodzi o ten płaszcz. Chodzi o to, że nie rozmawiamy. Ty się zamykasz w sobie, ja się wkurzam, a Antek… Antek próbuje nas pogodzić.

Nie spałam całą noc. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, kiedy ostatni raz zrobiłam coś tylko dla siebie. Kiedy pozwoliłam sobie na odrobinę luksusu bez poczucia winy? Czy naprawdę jestem złą matką, bo kupiłam sobie płaszcz?

Następnego dnia oddałam płaszcz do sklepu. Sprzedawczyni patrzyła na mnie ze współczuciem, jakby wiedziała, co czuję. Wróciłam do domu z pieniędzmi i kupiłam Antkowi nowe buty. Był szczęśliwy, Michał odetchnął z ulgą, a ja… Ja poczułam się pusta. Jakby ktoś zabrał mi coś więcej niż tylko kawałek materiału.

Minęły tygodnie. W domu znów zapanował spokój, ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym płaszczu. O tym, jak przez chwilę poczułam się ważna. Czy naprawdę muszę zawsze wybierać między sobą a rodziną? Czy nie zasługuję na odrobinę szczęścia?

Czasem patrzę przez okno na ludzi idących ulicą. Widzę kobiety w pięknych płaszczach i zastanawiam się, czy one też musiały z czegoś zrezygnować. Czy też czują się winne, kiedy robią coś dla siebie?

Może kiedyś znów odważę się kupić sobie płaszcz. Może wtedy nie będę się już bała, że przez chwilę szczęścia stracę coś ważniejszego. A może to właśnie ja powinnam nauczyć się mówić głośno o swoich potrzebach?

Czy naprawdę jedna decyzja może zmienić wszystko? Czy szczęście matki zawsze musi być na końcu listy? Ciekawa jestem, co wy o tym myślicie.