Wróciłam po 9 miesiącach z misji, a pieniądze dla mojej córki zniknęły. Rodzinna tajemnica, która rozdarła moje serce
– Mamo, o jakich pieniądzach mówisz? – Głos Zosi rozbrzmiał w moich uszach jak dzwon alarmowy. Stała w progu swojego pokoju, z książką w ręku i miną pełną szczerego zdziwienia. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Spojrzałam na nią, potem na moich rodziców, którzy nagle zamilkli i pobledli.
– O tych dwóch tysiącach, które co miesiąc przelewałam babci i dziadkowi na twoje wydatki – odpowiedziałam, starając się zachować spokój, choć serce waliło mi jak młotem.
Zosia spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami. – Babcia mówiła, że nie możesz nic wysyłać, bo sama ledwo wiążesz koniec z końcem na misji. Że musimy oszczędzać, bo wszystko jest na ich głowie.
W tym momencie do pokoju weszła moja mama. Jej twarz była blada jak ściana. Tata stał za nią, sztywny jakby połknął kij od szczotki. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Czułam, jak narasta we mnie fala gniewu i rozpaczy.
– Mamo, tato… – zaczęłam cicho, ale stanowczo. – Przelewałam wam co miesiąc dwa tysiące złotych na Zosię. Wszystko jest w historii przelewów. Gdzie są te pieniądze?
Mama spuściła wzrok. Tata odchrząknął i spojrzał przez okno, jakby szukał tam odpowiedzi. W powietrzu zawisło napięcie tak gęste, że można by je kroić nożem.
– My… – zaczęła mama, ale przerwała jej moja młodsza siostra, Ania, która właśnie weszła do pokoju z kubkiem kawy.
– Może nie czas teraz o tym rozmawiać? – rzuciła nerwowo, próbując zmienić temat. – Może lepiej usiądźmy do kolacji? Zosia tyle czekała na twój powrót…
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez dziewięć miesięcy żyłam w ciągłym stresie – ranni żołnierze, alarmy bombowe, nieprzespane noce w polowym szpitalu gdzieś pod Charkowem. Jedyną rzeczą, która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach, była myśl o Zosi i o tym, że dzięki moim przelewom niczego jej nie zabraknie.
A teraz widzę jej podarte buty, za krótkie spodnie i telefon z pękniętym ekranem. Widzę nowe meble w salonie rodziców i bransoletkę z białego złota na ręce Ani – taką samą widziałam kiedyś w reklamie w telewizji.
– Nie usiądę do kolacji, dopóki nie powiecie mi prawdy – powiedziałam twardo. – Gdzie są te pieniądze?
Mama zaczęła płakać cicho. Tata odwrócił się do mnie plecami.
– To nie tak… Myśleliśmy… – szlochała mama. – Tata miał problemy ze zdrowiem… Leczenie było drogie… Potem przyszły rachunki za dom…
– A bransoletka Ani? Nowa kanapa? Samochód pod domem? – wyliczałam coraz głośniej.
Ania zacisnęła usta i spojrzała na mnie z wyrzutem.
– To nie twoja sprawa! – syknęła. – Rodzice pomagali mi przez lata! Ty zawsze byłaś tą lepszą, tą bohaterką! A ja? Ja też mam prawo do pomocy!
Zosia patrzyła na nas wszystkich z przerażeniem.
– Mamo… czy to znaczy, że babcia i dziadek… zabrali moje pieniądze? – zapytała cicho.
Poczułam łzy napływające do oczu. Uklękłam przy niej i objęłam ją mocno.
– Kochanie… Nie wiem jeszcze wszystkiego. Ale obiecuję ci: dowiem się prawdy i już nigdy cię nie zostawię.
Wstałam i spojrzałam na rodziców oraz Anię.
– Chcę zobaczyć wszystkie rachunki za te dziewięć miesięcy. Każdy paragon, każdy wyciąg bankowy. Jeśli nie potraficie mi tego wyjaśnić… pójdziemy na policję.
Tata w końcu się odezwał:
– Nie rób sceny… To sprawa rodzinna…
– Sprawa rodzinna? – wybuchłam. – To jest kradzież! Zostawiłam wam pod opieką najważniejszą osobę w moim życiu! Jak mogliście?!
Ania wybiegła z pokoju trzaskając drzwiami. Mama płakała coraz głośniej. Tata patrzył na mnie z nienawiścią.
Przez następne dni atmosfera w domu była nie do zniesienia. Zosia trzymała się mnie kurczowo, jakby bała się, że znowu ją zostawię. Rodzice unikali rozmów ze mną, a Ania przestała się pojawiać.
Zaczęłam zbierać dowody: przelewy bankowe, wydruki historii konta rodziców, rachunki za zakupy Zosi (których było żenująco mało). Odkrywałam coraz więcej kłamstw: rodzice spłacili część długów Ani, kupili jej nowy samochód i opłacili jej kurs językowy za granicą.
Zosia patrzyła na mnie wieczorami z pytaniem w oczach: „Czy jeszcze możemy im ufać?”
Czułam się zdradzona przez własną rodzinę bardziej niż przez kogokolwiek na świecie. Przez lata byłam tą „silną”, „odważną”, „niezależną” – a teraz stałam się bezradna wobec chciwości i egoizmu najbliższych.
W końcu postawiłam sprawę jasno: albo rodzice oddadzą wszystkie pieniądze przeznaczone dla Zosi (choćby w ratach), albo zgłaszam sprawę na policję i do sądu rodzinnego.
Mama błagała mnie o litość:
– Przecież jesteśmy rodziną! Nie rób tego! Zniszczysz nas!
– Wy już nas zniszczyliście – odpowiedziałam zimno.
Ostatecznie rodzice zgodzili się podpisać ugodę notarialną o zwrocie pieniędzy i zakazie kontaktu Ani z Zosią bez mojej zgody. Ale coś we mnie umarło tego dnia – poczucie bezpieczeństwa i wiary w rodzinę.
Zosia długo nie mogła spać po nocach. Pytała: – Mamo, dlaczego babcia i dziadek tak postąpili?
Nie umiałam jej odpowiedzieć inaczej niż: – Czasem nawet najbliżsi zawodzą. Ale zawsze masz mnie.
Dziś mieszkamy same w małym mieszkaniu pod Warszawą. Zosia wraca powoli do siebie, ja próbuję odbudować nasze życie od nowa. Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy mogłam temu zapobiec? Czy można jeszcze zaufać rodzinie po czymś takim?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy wybaczylibyście taką zdradę?