Wszystko Na Moich Barkach: Opowieść o Siostrze, Która Zawsze Musiała Być Silna

– Znowu ty, Aniu? – głos mamy był słaby, ale wciąż podszyty tym samym rozczarowaniem, które pamiętałam z dzieciństwa. – Michał nie mógł przyjechać?

Stałam w kuchni, trzymając w rękach kubek z herbatą. Woda jeszcze parowała, a ja czułam, jak moje dłonie drżą. Było już po dwudziestej pierwszej, a ja od rana byłam w pracy. Michał? Oczywiście, że nie mógł. Michał zawsze miał ważniejsze sprawy – własną rodzinę, firmę, wyjazdy służbowe. Ja miałam tylko mamę i siebie.

– Michał ma dużo na głowie – odpowiedziałam cicho, choć w środku aż się gotowałam. – Ale ja jestem. Zawsze jestem.

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem. – Nie chcę cię obciążać. Ale kto, jak nie ty? Ty zawsze wszystko ogarniesz.

To zdanie słyszałam przez całe życie. „Ty zawsze wszystko ogarniesz.” Kiedy tata odszedł, miałam trzynaście lat. Michał był wtedy jeszcze dzieckiem. Mama płakała nocami, a ja robiłam kanapki do szkoły, prasowałam ubrania i pilnowałam lekcji brata. Potem przyszły studia – zostałam w Warszawie, żeby być blisko mamy. Michał wyjechał do Krakowa i wracał tylko na święta.

Zawsze byłam tą silną. Tą, która nie płacze. Tą, która nie prosi o pomoc.

Wzięłam głęboki oddech i usiadłam przy stole naprzeciwko mamy. Jej twarz była zmęczona, oczy podkrążone. Choroba postępowała szybko – rak trzustki nie daje czasu na oswojenie się z myślą o końcu.

– Mamo…
– Tak?
– Czy ty wiesz, jak bardzo cię kocham?

Spojrzała na mnie zaskoczona. Przez chwilę widziałam w jej oczach dziewczynkę, którą kiedyś była – zagubioną i przestraszoną.

– Wiem… Ale czasem mam wrażenie, że kochasz mnie za bardzo. Że przez to nie umiesz być szczęśliwa.

Zamilkłam. Chciałam jej powiedzieć, że to nieprawda. Że szczęście to luksus dla tych, którzy mogą wybierać. Ja nie miałam wyboru – musiałam być silna.

Telefon zadzwonił nagle, przerywając ciszę. Michał.

– Cześć, Anka – usłyszałam w słuchawce jego zmęczony głos. – Słuchaj, nie dam rady przyjechać w tym tygodniu. Dzieci chore, Asia w pracy do późna… Dasz radę sama?

Zacisnęłam zęby.

– Jasne, Michał. Jak zawsze.

Odłożyłam telefon i poczułam łzy pod powiekami. Nie mogłam się rozpłakać – mama patrzyła na mnie z troską.

– Wszystko w porządku?
– Tak – skłamałam.

Wieczorem siedziałam przy jej łóżku i czytałam jej ulubioną książkę. Gdy zasnęła, wyszłam do kuchni i pozwoliłam sobie na cichy płacz nad zlewem. Czułam się jak duch – niewidzialna dla wszystkich poza mamą.

Następnego dnia zadzwoniła do mnie Asia, żona Michała.

– Aniu, wiem, że jest ci ciężko… Ale Michał naprawdę nie może teraz pomóc. Może powinnaś pomyśleć o hospicjum?

Hospicjum? Dla mamy? Przecież obiecałam sobie, że będę przy niej do końca.

– Dziękuję za radę – odpowiedziałam chłodno i rozłączyłam się.

Wieczorem przyszła sąsiadka, pani Zofia.

– Dziecko, ty się wykończysz! Musisz czasem pomyśleć o sobie.

Ale jak? Jak mam myśleć o sobie, kiedy mama mnie potrzebuje? Kiedy Michał jest daleko? Kiedy wszyscy oczekują ode mnie siły?

Przez kolejne tygodnie żyłam jak automat: praca – dom mamy – zakupy – leki – nocne czuwanie przy łóżku. Czasem miałam wrażenie, że już mnie nie ma – że jestem tylko funkcją: córką-opiekunką.

Pewnego dnia mama poprosiła mnie o rozmowę.

– Aniu…
– Tak?
– Chciałabym ci coś powiedzieć zanim odejdę.

Serce mi stanęło.

– Przepraszam cię za wszystko. Za to, że zawsze byłaś ta silna. Za to, że nie widziałam twojego zmęczenia…

Łzy popłynęły mi po policzkach.

– Mamo…
– Ty też masz prawo być słaba. Masz prawo żyć swoim życiem.

Objęłyśmy się mocno. Po raz pierwszy od lat poczułam się jak dziecko.

Mama odeszła dwa tygodnie później. Michał przyjechał na pogrzeb – stał obok mnie sztywny i zagubiony. Po wszystkim podszedł do mnie i powiedział:

– Przepraszam, Anka… Nie wiedziałem, że to wszystko było na twoich barkach.

Nie odpowiedziałam. Co miałam mu powiedzieć? Że przez lata czułam się niewidzialna? Że chciałam być choć raz tą słabą?

Dziś siedzę sama w mieszkaniu mamy i patrzę na jej zdjęcie. Czuję ulgę i pustkę jednocześnie. Zastanawiam się: ile jeszcze kobiet w Polsce dźwiga na sobie ciężar całych rodzin? Ile z nas nigdy nie pozwala sobie na słabość?

Czy naprawdę musimy być zawsze silne? A może czasem warto pozwolić sobie na łzy i poprosić o pomoc?