Zaufałam bratu, by opiekował się naszym ojcem. Dziś nie wiem, czy kiedykolwiek mu wybaczę…
— Nie wierzę ci, Krzysiek! — krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni mojego brata, a on patrzył na mnie z mieszaniną wstydu i gniewu. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywał tylko cichy szum czajnika. — Jak mogłeś to zrobić tacie? Jak mogłeś to zrobić mnie?
Jeszcze rok temu byłam przekonana, że podjęliśmy najlepszą decyzję. Nasz ojciec, Stanisław, po udarze wymagał stałej opieki. Ja z mężem i dwójką dzieci mieszkałam w Gdańsku, Krzysiek z rodziną w Toruniu. Tata nie chciał do domu opieki, a ja nie mogłam rzucić pracy i szkoły dzieciom. Krzysiek zaproponował: „Sprzedajmy dom rodziców, dołożymy swoje oszczędności, kupimy większe mieszkanie u mnie. Ja się nim zajmę, a ty będziesz mogła przyjeżdżać w weekendy.”
Wtedy wydawało się to logiczne. Sprzedałam nasz dom w Gdańsku, samochód, nawet pamiątki po mamie. Wszystko po to, by tata miał godne warunki i opiekę. Krzysiek miał być tym odpowiedzialnym synem — zawsze był bliżej ojca, zawsze wydawał się bardziej opanowany.
Przez pierwsze miesiące wszystko wyglądało dobrze. Tata dzwonił do mnie codziennie, mówił, że jest mu wygodnie, że Krzysiek gotuje mu ulubione zupy i zabiera na spacery po parku. Ale potem rozmowy stały się rzadsze. Tata był coraz bardziej zmęczony, mówił niewyraźnie. Krzysiek tłumaczył: „To normalne po udarze, lekarz mówił, że tak może być.”
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sąsiadka Krzyśka.
— Pani Aniu, przepraszam, że się wtrącam… Ale pana Stanisława od tygodnia nie widziałam na dworze. A pan Krzysztof… no… często wychodzi wieczorami i wraca późno.
Zaniepokojona pojechałam do Torunia bez zapowiedzi. Zastałam tatę samego w pokoju, w brudnej piżamie, z pustym talerzem na stoliku. Był wychudzony i miał odleżyny na plecach. Krzysiek wrócił wieczorem — czuć było od niego alkohol.
— Co ty robisz?! — krzyknęłam. — Przecież mieliśmy wszystko ustalone! Gdzie są pieniądze ze sprzedaży domu?
Krzysiek spuścił wzrok.
— Musiałem… miałem długi… Poza tym tata nie potrzebuje aż tyle…
— Ukradłeś pieniądze własnemu ojcu! — wykrzyczałam.
Wybuchła awantura. Jego żona próbowała mnie uspokoić:
— Aniu, Krzysztof miał trudny czas w pracy… Nie chciał źle…
Ale ja już wiedziałam: zostałam zdradzona przez własnego brata.
Zabrałam tatę do siebie. Znowu musieliśmy zaczynać od zera — wynajęte mieszkanie na obrzeżach Gdańska, kredyt na nowy samochód, dzieci musiały zmienić szkołę. Tata był coraz słabszy. Często pytał: „Dlaczego Krzysiek nie dzwoni?”
Nie miałam serca powiedzieć mu prawdy.
Wieczorami leżałam bezsennie i analizowałam każdy szczegół ostatnich miesięcy. Czy powinnam była zaufać Krzyśkowi? Czy powinnam była bardziej kontrolować sytuację? Przecież to mój brat — czy naprawdę mógłby tak postąpić z wyrachowania?
Rodzina się rozpadła. Moja córka Ola przestała rozmawiać z kuzynką Zosią. Mama Krzyśka przestała odbierać moje telefony. W święta nikt nie przyjechał.
Pewnego dnia zadzwonił Krzysiek.
— Aniu… Przepraszam… Nie wiem, co się ze mną stało. Straciłem wszystko.
— My też straciliśmy — odpowiedziałam cicho i odłożyłam słuchawkę.
Dziś patrzę na ojca śpiącego w fotelu i zastanawiam się: czy można odbudować zaufanie po takiej zdradzie? Czy rodzina naprawdę jest najważniejsza, jeśli potrafi tak bardzo zranić?
A wy? Czy wybaczylibyście własnemu bratu? Czy można jeszcze naprawić to, co zostało zniszczone?