Zdrada, która rozdarła moją rodzinę: Historia Marii z Włocławka

– Mamo, dlaczego musisz znowu wyjeżdżać? – zapytał cicho Kuba, mój młodszy syn, kiedy pakowałam walizkę w kuchni. Jego głos drżał, a ja czułam, jak serce ściska mi się z bólu. Przecież to dla nich, dla moich chłopców i dla Andrzeja, mojego męża, zdecydowałam się na tę rozłąkę. Praca w Niemczech nie była łatwa, ale pensja pozwalała nam spłacać kredyt na mieszkanie we Włocławku i dawać dzieciom to, czego sama nigdy nie miałam.

– Kochanie, muszę. Wiesz, że tata sam nie da rady ze wszystkim. Obiecuję, że wrócę na święta – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć. Kuba spuścił głowę i wyszedł z pokoju. Starszy syn, Michał, nawet nie przyszedł się pożegnać. Ostatnio coraz częściej zamykał się w swoim świecie.

W Niemczech pracowałam jako opiekunka starszej pani. Każdego dnia tęskniłam za domem. Wieczorami rozmawiałam z Andrzejem przez telefon. Często był zmęczony, krótko odpowiadał na moje pytania. Zrzucałam to na stres w pracy i obowiązki domowe. Synowie też coraz rzadziej odbierali ode mnie telefony. Tłumaczyłam sobie: dorastają, mają swoje sprawy.

Pewnego wieczoru, kiedy wróciłam zmęczona po dwunastogodzinnym dyżurze, dostałam wiadomość od sąsiadki z Włocławka: „Mario, czy wszystko u was w porządku? Ostatnio często widuję twojego Andrzeja z tą nową sąsiadką z trzeciego piętra…” Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Odpisałam szybko: „O czym mówisz?” – ale nie dostałam odpowiedzi.

Całą noc przewracałam się z boku na bok. Rano zadzwoniłam do Andrzeja.

– Cześć kochanie – zaczęłam niepewnie.
– Cześć – odpowiedział chłodno.
– Wszystko w porządku? Sąsiadka pisała mi coś dziwnego… – zaczęłam.
– Pewnie znowu plotkuje. Nie przejmuj się – przerwał mi szybko.

Chciałam wierzyć w jego słowa. Przecież byliśmy razem tyle lat. Ale coś we mnie pękło. Od tej pory zaczęłam zwracać uwagę na szczegóły: krótsze rozmowy, unikanie kamery podczas wideorozmów, coraz rzadsze wiadomości od synów.

Wróciłam do domu na święta Bożego Narodzenia. Chciałam poczuć ciepło rodzinnego domu, zapach pierników i barszczu z uszkami. Ale już od progu poczułam chłód. Michał ledwo powiedział „cześć”, Kuba był spięty i unikał mojego wzroku. Andrzej zachowywał się jakby nic się nie stało.

Wieczorem usiedliśmy przy stole. Próbowałam rozmawiać z synami o szkole, o ich planach na ferie.

– Mamo, możemy już iść? – zapytał Michał po kilku minutach.
– Tak szybko? Nawet nie pogadamy? – próbowałam żartować.
– Nie mam ochoty – burknął i wyszedł do swojego pokoju.

Zostałam sama z Andrzejem. Patrzył w telewizor, udając zainteresowanie wiadomościami.

– Andrzej… powiedz mi prawdę. Czy coś się dzieje? – zapytałam cicho.
– O co ci chodzi? – odpowiedział obojętnie.
– Sąsiadka pisała mi o tobie i tej kobiecie z trzeciego piętra… – głos mi się załamał.
– To bzdury! – krzyknął nagle. – Zawsze musisz szukać problemów!

Wybiegłam z kuchni i zamknęłam się w łazience. Łzy same płynęły mi po policzkach. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Kubą.

– Kuba, proszę… powiedz mi prawdę. Czy tata spotyka się z kimś innym?

Chłopiec spuścił głowę i zaczął bawić się rękawem bluzy.

– Nie wiem… Może czasem przychodzi do nas pani Ania… Ale nie wiem po co…

Pani Ania. Nowa sąsiadka. Zawsze uśmiechnięta, pomocna. Zaczęłam przypominać sobie drobiazgi: jej perfumy w przedpokoju, kubek z jej imieniem w kuchni.

Wieczorem podsłuchałam rozmowę Michała przez telefon:

– Mama już wróciła… Tak, jest dziwnie… Tata mówił, żebyśmy nic nie mówili… No wiem… Dobra, pa.

Serce mi pękło. Moje własne dzieci były częścią tej zmowy milczenia.

Przez kolejne dni atmosfera była coraz bardziej napięta. Andrzej wychodził wieczorami „na spotkania służbowe”, Michał zamykał się w pokoju, Kuba unikał mnie jak ognia.

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do pani Ani.

– Dzień dobry Mario – powiedziała z uśmiechem.
– Czy mogę wejść? Musimy porozmawiać – odpowiedziałam drżącym głosem.

Usiadłyśmy przy stole w jej mieszkaniu pachnącym kawą i ciastem drożdżowym.

– Proszę mi powiedzieć prawdę… Czy ma pani romans z moim mężem?

Pani Ania spojrzała na mnie ze współczuciem.

– Mario… To nie tak jak myślisz… Andrzej był samotny… Pomagałam mu czasem… Ale to on szukał bliskości…

Nie słuchałam już dalej. Wybiegłam stamtąd jak oparzona.

Wieczorem spakowałam walizkę i usiadłam przy stole z synami.

– Chcę usłyszeć prawdę od was obu – powiedziałam stanowczo.
Michał spojrzał na mnie ze łzami w oczach:
– Przepraszam mamo… Tata kazał nam nic nie mówić… Bałem się…
Kuba wtulił się we mnie i zaczął płakać:
– Nie chcieliśmy cię skrzywdzić…

Andrzej wrócił późno w nocy. Czekałam na niego w kuchni.

– Wiem o wszystkim – powiedziałam cicho.
Spojrzał na mnie bez słowa winy:
– Maria… Ty wyjechałaś… Byłem sam…
– Ja też byłam sama! Ale nie zdradziłam cię! – krzyknęłam przez łzy.

Następnego dnia wyprowadziłam się do siostry. Chłopcy zostali z ojcem – nie chciałam ich zmuszać do wyboru strony. Przez kolejne tygodnie żyłam jak w letargu. Każda wiadomość od synów bolała jak nóż wbity w serce. Michał przepraszał mnie codziennie przez telefon, Kuba dopytywał kiedy wrócę do domu.

Po kilku miesiącach Andrzej przyszedł do mnie błagać o wybaczenie. Pani Ania wyjechała do rodziny na Śląsk, a on został sam jak palec. Nie potrafiłam mu wybaczyć. Zbyt wiele we mnie pękło.

Dziś mieszkam sama w małym mieszkaniu na obrzeżach Włocławka. Pracuję w sklepie spożywczym i powoli odbudowuję relacje z synami. Michał odwiedza mnie co weekend, Kuba dzwoni codziennie przed snem.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można jeszcze zaufać najbliższym po takiej zdradzie? Czy rodzina to naprawdę coś trwałego? A może wszystko jest kruche jak szkło? Co wy byście zrobili na moim miejscu?