Brat mojej żony wręczył mi kopertę pełną pieniędzy. Czułem, że coś jest nie tak – i miałem rację. Cała prawda wyszła na jaw

– Weź to, proszę. – Głos Pawła był cichy, niemal szeptany, jakby bał się, że ktoś nas podsłucha. Stał w progu mojego mieszkania, trzymając w dłoni białą kopertę. Przez chwilę patrzyłem na nią, jakby miała mnie poparzyć.

– Co to jest? – zapytałem, choć odpowiedź była oczywista. Koperta była ciężka, wypchana banknotami.

– Po prostu weź. To za wszystko. – Paweł nie patrzył mi w oczy. Jego twarz była blada, a dłonie lekko drżały.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ta chwila zmieni wszystko. Że przez tę kopertę będę musiał spojrzeć na swoją rodzinę zupełnie inaczej.

Moja żona, Magda, zawsze była blisko ze swoim bratem. Od dzieciństwa trzymali się razem – ich rodzice rozwiedli się, gdy byli mali, więc trzymali się siebie jak tonący brzytwy. Zawsze podziwiałem ich relację, choć czasem czułem się jak intruz w ich świecie pełnym wspólnych wspomnień i tajemniczych spojrzeń.

Pięć lat temu Paweł przyszedł do nas z prośbą o pożyczkę. Miał wtedy nowy pomysł na biznes – sklep z elektroniką w centrum Warszawy. Magda od razu była za: „Musimy mu pomóc! To przecież rodzina!”

Nie byłem przekonany. Widziałem już wcześniej, jak Paweł porywał się z motyką na słońce. Ale Magda patrzyła na mnie tym swoim wzrokiem – błagalnym, pełnym nadziei – i uległem.

Pożyczyliśmy mu wtedy 40 tysięcy złotych. Pieniądze miały wrócić w pół roku. Minęło pół roku, potem rok, potem dwa lata… Zamiast pieniędzy dostawałem tylko kolejne zapewnienia: „Jeszcze chwilę, już prawie się udało.”

Z czasem przestałem pytać. Magda mówiła: „Nie naciskaj go, on ma teraz ciężki okres.” A ja czułem się coraz bardziej oszukany.

Wróćmy do tej koperty. Paweł pojawił się niespodziewanie w sobotni wieczór. Magda była wtedy u mamy w szpitalu – jej stan pogarszał się od miesięcy. Zostaliśmy sami.

– To wszystko, co mam – powiedział Paweł, wciskając mi kopertę do ręki. – Oddaj Magdzie, proszę.

– Ale skąd…? – zacząłem, ale on już był przy drzwiach.

Zamknąłem drzwi i usiadłem przy stole. Otworzyłem kopertę: 30 tysięcy złotych w setkach i dwusetkach. Brakowało dziesięciu tysięcy, ale nawet to wydawało mi się nierealne.

Coś jednak nie dawało mi spokoju. Skąd Paweł miał te pieniądze? Przecież jego sklep splajtował dwa lata temu, a on sam ledwo wiązał koniec z końcem.

Wieczorem wróciła Magda. Była zmęczona i smutna po kolejnej kłótni z matką.

– Paweł był? – zapytała od progu.

– Tak. Zostawił to dla ciebie – podałem jej kopertę.

Otworzyła ją i przez chwilę patrzyła na pieniądze w milczeniu.

– Skąd on to ma? – spytała cicho.

– Właśnie chciałem cię o to zapytać.

Magda wzruszyła ramionami, ale widziałem w jej oczach niepokój.

Następnego dnia zadzwonił do mnie mój szef z pracy:

– Michał, musisz przyjechać do biura. Jest problem.

Pojechałem tam z duszą na ramieniu. Okazało się, że ktoś włamał się do systemu księgowego naszej firmy i wyprowadził kilkadziesiąt tysięcy złotych. Policja już była powiadomiona.

Przez cały dzień nie mogłem przestać myśleć o tej kopercie. Czy to możliwe…? Nie, Paweł nie byłby do tego zdolny…

Wieczorem zadzwoniłem do niego:

– Paweł, musimy pogadać.

Spotkaliśmy się w parku niedaleko jego mieszkania. Było zimno i ciemno.

– Skąd miałeś te pieniądze? – zapytałem bez owijania w bawełnę.

Paweł spuścił głowę.

– Michał… Ja… Nie miałem wyjścia. Potrzebowałem tych pieniędzy dla Magdy i mamy…

– Co zrobiłeś?!

– Znalazłem sposób… Pracuję teraz dorywczo u znajomego w firmie informatycznej… On mi pomógł…

Zrozumiałem wszystko w jednej chwili. Paweł włamał się do systemu mojej firmy i ukradł te pieniądze!

– Zwariowałeś?! Wiesz, co nam grozi?!

Paweł zaczął płakać. Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie.

– Przepraszam… Nie chciałem… Chciałem tylko oddać dług… Magda tyle dla mnie zrobiła…

Wróciłem do domu roztrzęsiony. Magda siedziała przy stole z pustym wzrokiem.

– Co się stało? – zapytała cicho.

Opowiedziałem jej wszystko. Najpierw nie chciała wierzyć, potem zaczęła płakać.

– To moja wina… Gdybym go nie naciskała…

Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Policja prowadziła śledztwo, a ja codziennie bałem się telefonu z pracy lub od funkcjonariuszy.

W końcu Paweł sam zgłosił się na policję. Przyznał się do wszystkiego i poprosił o łagodny wymiar kary.

Magda zerwała z nim kontakt na kilka miesięcy. Nasze małżeństwo wisiało na włosku – kłóciliśmy się o wszystko: o pieniądze, o rodzinę, o przeszłość.

Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Paweł wyszedł z więzienia warunkowo po kilku miesiącach za dobre sprawowanie. Magda powoli zaczyna z nim rozmawiać, ale już nigdy nie będzie tak jak dawniej.

A ja? Wciąż budzę się czasem w nocy z poczuciem winy i pytaniem: czy mogłem temu zapobiec? Czy rodzina naprawdę jest ważniejsza niż zasady?

Czasem patrzę na Magdę i zastanawiam się: czy można odbudować zaufanie po czymś takim? Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między lojalnością wobec rodziny a własnym sumieniem?