Cień nadziei: Gorzki Nowy Rok w rodzinie Wysockich
Zegar wybił północ, a ja stałam przy oknie, patrząc na fajerwerki rozświetlające niebo nad blokowiskiem na warszawskim Ursynowie. Wszyscy krzyczeli „Szczęśliwego Nowego Roku!”, a ja czułam, jakby ktoś ścisnął mi gardło. W salonie tańczyli goście – rodzina mojego męża, jego siostra z mężem, dzieciaki biegające między stołem a telewizorem. Mój mąż, Paweł, stał przy stole z kieliszkiem szampana i uśmiechał się szeroko. Tylko ja wiedziałam, że to wszystko jest kłamstwem.
– Mamo, czemu nie tańczysz? – zapytała mnie moja córka, Zosia, trzynastolatka z wiecznym buntem w oczach.
– Zaraz wrócę, kochanie – odpowiedziałam, próbując się uśmiechnąć.
Wyszłam do kuchni. Tam czekała na mnie moja teściowa, pani Halina, z miną jakby połknęła cytrynę.
– Może byś się bardziej postarała? Goście przyszli, a ty siedzisz jakbyś była na pogrzebie – syknęła.
– Przepraszam – wyszeptałam. – Zaraz przyniosę ciasto.
Wzięłam głęboki oddech. Od miesięcy wiedziałam, że Paweł mnie zdradza. Najpierw były późne powroty z pracy, potem zapach damskich perfum na jego koszuli. Kiedyś znalazłam w jego telefonie wiadomość: „Tęsknię za tobą. Twoja Anka”. Zapytałam go wtedy wprost.
– Paweł, kim jest Anka?
Zbladł. – Koleżanka z pracy. Przesadzasz.
Nie drążyłam. Bałam się prawdy bardziej niż kłamstwa. Ale tej nocy nie mogłam już dłużej udawać. Widziałam, jak Paweł wymyka się na balkon z telefonem. Słyszałam jego szeptane „Kocham cię”.
Wróciłam do salonu z tacą ciasta. Zosia siedziała obrażona przy stole, a teściowa komentowała głośno:
– Kiedyś to były święta! A teraz wszystko na głowie kobiety.
Paweł wrócił do środka i spojrzał na mnie tak, jakby mnie nie znał.
– Możemy porozmawiać? – zapytałam cicho.
– Teraz? Przecież są goście!
– To ważne.
Wyszliśmy do przedpokoju. Z trudem powstrzymałam łzy.
– Paweł… Ja już wiem. Wiem o niej.
Spojrzał na mnie z pogardą.
– I co z tego? Myślisz, że jesteś taka święta? Od lat jesteś tylko matką i kucharką! Nawet nie próbujesz być kobietą!
Zatkało mnie. Chciałam krzyczeć, ale tylko szeptałam:
– Zostawisz nas?
– Może powinienem – rzucił i wrócił do salonu.
Zostałam sama w ciemnym korytarzu. Usłyszałam śmiech gości i płacz Zosi, która podsłuchała naszą rozmowę.
Następnego dnia Paweł spakował walizkę i wyszedł bez słowa. Teściowa została jeszcze dwa dni, żeby „pomóc”, ale tak naprawdę tylko krytykowała każdy mój ruch.
– Widzisz do czego doprowadziłaś? Mój syn był szczęśliwy zanim go zamęczyłaś tym swoim wiecznym narzekaniem!
Nie miałam siły się bronić. Zosia zamknęła się w pokoju i przestała ze mną rozmawiać. W pracy ledwo się trzymałam – szefowa patrzyła na mnie z litością, koleżanki szeptały za plecami.
Pewnego wieczoru Zosia wybuchła:
– To twoja wina! Gdybyś była inna, tata by nie odszedł!
Poczułam się jakbym dostała w twarz.
– Zosiu… On miał romans. To nie twoja wina ani moja…
– Kłamiesz! Tata mówił, że jesteś zimna i nudna!
Zamknęła się w łazience i płakała przez godzinę.
Próbowałam rozmawiać z Pawłem przez telefon:
– Musimy ustalić opiekę nad Zosią…
– Nie mam teraz czasu. Jestem zajęty – rzucił i rozłączył się.
Czułam się coraz bardziej samotna. Mama dzwoniła codziennie:
– Przyjedź do nas na wieś, odpoczniesz…
Ale nie mogłam zostawić pracy ani córki.
W końcu zadzwoniła do mnie Anka – ta sama kobieta z wiadomości.
– Przepraszam… Nie wiedziałam, że Paweł jest taki… On mówił, że już dawno się rozstaliście…
Nie odpowiedziałam nic. Po prostu się rozłączyłam.
W pracy szefowa wezwała mnie na rozmowę:
– Kingo, wiem co przechodzisz. Ale musisz się ogarnąć. Jeśli nie dasz rady, będziemy musieli cię zwolnić…
Wróciłam do domu i zobaczyłam Zosię siedzącą na podłodze wśród porozrzucanych zdjęć rodzinnych.
– Po co to wszystko było? – zapytała cicho.
Usiadłam obok niej i objęłam ją mocno.
– Nie wiem, kochanie… Ale mamy siebie. I musimy jakoś przez to przejść.
Minęły tygodnie. Paweł przestał płacić alimenty. Teściowa przestała odbierać telefony. Mama przysłała paczkę z domowym chlebem i listem: „Córeczko, dasz radę”.
Zosia zaczęła chodzić na terapię szkolną. Ja znalazłam drugą pracę – sprzątałam biura wieczorami. Czasem płakałyśmy razem przy herbacie, czasem kłóciłyśmy się o drobiazgi.
Pewnego dnia Zosia powiedziała:
– Mamo… Może pojedziemy do babci na ferie?
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od miesięcy.
Dziś wiem jedno: życie potrafi złamać człowieka w jednej chwili. Ale czy można jeszcze zaufać komuś po takim upokorzeniu? Czy warto wierzyć w nowy początek?