Nie jestem już ich służącą: Moja walka o szacunek w rodzinie
— Mamo, możesz jeszcze posprzątać po obiedzie? — głos Magdy, mojej synowej, rozbrzmiał w kuchni jak rozkaz, nie prośba. Stałam przy zlewie, dłonie miałam czerwone od gorącej wody i płynu do naczyń. W tle słyszałam śmiech mojego syna, Pawła, który właśnie zasiadł z Magdą przed telewizorem. Przez chwilę patrzyłam na ich sylwetki, a potem na stertę talerzy. W mojej głowie pojawiło się pytanie: kiedy ostatni raz ktoś zapytał mnie, jak się czuję?
Zawsze byłam tą, która dbała o wszystkich. Po śmierci męża to ja trzymałam dom w ryzach, wychowywałam Pawła, pracowałam na dwa etaty. Kiedy Paweł się ożenił, cieszyłam się, że Magda jest ciepłą i energiczną dziewczyną. Wierzyłam, że będziemy rodziną. Ale z czasem zaczęłam czuć się jak niewidzialna pomoc domowa.
— Mamo, możesz jeszcze wyprasować koszule Pawła? — pytała Magda, nawet nie patrząc mi w oczy.
— Magdo, może sama to zrobisz? — odważyłam się odpowiedzieć pewnego dnia.
Spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie rozumiała pytania.
— Przecież zawsze to robiłaś — rzuciła i wyszła z pokoju.
Zaczęłam zauważać, że moje potrzeby nie istnieją. Gdy zachorowałam na grypę, nikt nie zapytał, czy czegoś potrzebuję. Paweł przyniósł mi herbatę raz, ale zaraz wrócił do swoich spraw. Magda nawet nie zajrzała do mojego pokoju.
Pewnego dnia usłyszałam przez przypadek rozmowę Magdy przez telefon:
— Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam z teściową pod jednym dachem. Ciągle czegoś chce, a przecież powinna pomagać! — mówiła zirytowana do swojej matki.
Poczułam się jak ciężar. Jak ktoś niepotrzebny. Przypomniały mi się słowa mojej mamy: „Nie pozwól nikomu siebie zdeptać”. Ale ja już byłam zdeptana.
Wieczorem zebrałam się na odwagę i poszłam do Pawła.
— Synu, musimy porozmawiać.
Spojrzał na mnie znad telefonu.
— O co chodzi, mamo?
— Czuję się tu jak służąca. Pomagam wam, bo was kocham, ale nie jestem tu po to, żeby spełniać każde wasze żądanie.
Paweł westchnął.
— Mamo, przecież zawsze tak było. Ty lubisz mieć wszystko pod kontrolą.
Zatkało mnie. Czy naprawdę tak mnie postrzega? Czy przez lata nauczyłam ich, że moje potrzeby są nieważne?
Następnego dnia postanowiłam nie robić niczego. Nie ugotowałam obiadu. Nie posprzątałam. Siedziałam w swoim pokoju i czytałam książkę. Słyszałam szepty za drzwiami:
— Co się z nią dzieje? — pytała Magda.
— Może jest chora? — odpowiedział Paweł.
Wieczorem weszli do mnie razem.
— Mamo, wszystko w porządku? — zapytał syn.
Spojrzałam na nich spokojnie.
— Tak. Po prostu postanowiłam odpocząć. Od dziś nie będę już waszą służącą.
Magda zaczerwieniła się.
— Ale… przecież my cię nie zmuszamy…
— Naprawdę? — przerwałam jej. — Kiedy ostatni raz zapytaliście mnie, czy czegoś potrzebuję? Czy jestem zmęczona? Czy chcę odpocząć?
Zapadła cisza. Widziałam w oczach Pawła cień wstydu. Magda spuściła wzrok.
Przez kolejne dni atmosfera była napięta. Paweł próbował rozmawiać ze mną o pogodzie, Magda starała się być milsza. Ale ja już podjęłam decyzję: czas zadbać o siebie.
Zaczęłam wychodzić na spacery, spotykać się z koleżankami z klubu seniora. Zgłosiłam się na wolontariat w bibliotece. Po raz pierwszy od lat poczułam się wolna.
Pewnego popołudnia Magda przyszła do mnie do pokoju.
— Przepraszam — powiedziała cicho. — Nie zauważyłam, jak bardzo cię obciążamy.
Spojrzałam na nią łagodnie.
— Chciałam tylko być częścią rodziny, a nie kimś niewidzialnym.
Magda usiadła obok mnie i ścisnęła moją dłoń.
— Zmieńmy to razem?
Uśmiechnęłam się przez łzy. Wiedziałam, że to dopiero początek trudnej drogi. Ale pierwszy krok został zrobiony.
Dziś wiem jedno: nikt nie ma prawa traktować drugiego człowieka jak służącego — nawet najbliżsi. Czy naprawdę musimy czekać na upokorzenie, by zawalczyć o siebie? A może wystarczy odrobina odwagi i szczerości?