Za zamkniętymi drzwiami: Moje życie z mężem, którego nigdy nie znałam
– Ile jeszcze będziesz siedzieć nad tymi papierami? – głos Marka rozbrzmiał w kuchni ostrzej niż zwykle. Deszcz bębnił o parapet, a ja próbowałam skupić się na fakturach firmy, którą odziedziczyłam po ojcu. Mój mąż stał w drzwiach, zniecierpliwiony, z rękami w kieszeniach.
– Muszę to skończyć dziś, Marek. Wiesz, że jutro mam spotkanie z księgową – odpowiedziałam cicho, nie podnosząc wzroku.
Westchnął ciężko i wyszedł. Zawsze tak robił, gdy nie dostawał tego, czego chciał. Przez lata nauczyłam się ignorować jego humory. Ale tego wieczoru coś było inaczej. Czułam w powietrzu napięcie, którego nie potrafiłam nazwać.
Gdy skończyłam pracę, poszłam do sypialni. Marek siedział na łóżku z telefonem w ręku. Zauważyłam, że szybko coś schował do kieszeni, gdy weszłam.
– Wszystko w porządku? – zapytałam.
– Tak, tylko sprawdzam wiadomości – burknął.
Położyłam się obok niego, ale czułam między nami mur. Od miesięcy było coraz gorzej. Coraz mniej rozmów, coraz więcej pretensji. Czułam się samotna we własnym domu.
Następnego dnia, kiedy wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle, usłyszałam głosy w salonie. Zatrzymałam się na schodach. Marek rozmawiał przez telefon:
– Tak, kochanie, jeszcze trochę wytrzymaj. Ona nic nie podejrzewa. Jak tylko podpisze te papiery, będziemy mieli wszystko… – jego głos był cichy, ale wyraźny.
Zamarłam. „Kochanie”? „Podpisze papiery”? Serce waliło mi jak oszalałe. Przez chwilę miałam ochotę wejść i zrobić awanturę, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Cofnęłam się do kuchni i usiadłam przy stole. Ręce mi drżały.
Przez kolejne dni obserwowałam Marka uważniej. Zaczął wracać później do domu, unikał rozmów o przyszłości. W końcu zebrałam się na odwagę.
– Marek, musimy porozmawiać – powiedziałam pewnego wieczoru.
Spojrzał na mnie z irytacją.
– O czym znowu?
– O nas. O tym, co się dzieje między nami. Czuję, że coś ukrywasz.
Wzruszył ramionami.
– Wymyślasz sobie problemy. Może powinnaś mniej pracować?
Nie dałam się zbyć.
– Słyszałam twoją rozmowę przez telefon. Wiem o wszystkim.
Zbladł. Przez chwilę milczał, potem wybuchnął:
– No i co z tego? Myślisz, że ktoś taki jak ty znalazłby kogoś lepszego? Gdyby nie twoje pieniądze, nawet bym na ciebie nie spojrzał!
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż jakikolwiek cios. Poczułam się jak dziecko, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Wszystko runęło w jednej chwili.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Marek spał na kanapie, ja zamykałam się w sypialni i płakałam po nocach. Mama dzwoniła codziennie:
– Aniu, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.
Nie umiałam jej powiedzieć prawdy. Wstydziłam się własnej naiwności.
W końcu zdecydowałam się na rozmowę z prawnikiem. Dowiedziałam się, że Marek próbował przepisać część majątku na siebie bez mojej wiedzy. To był dla mnie cios ostateczny.
Pewnego dnia zebrałam wszystkie jego rzeczy i wystawiłam je przed drzwi.
– Wynoś się – powiedziałam spokojnie, gdy wrócił do domu.
Patrzył na mnie przez chwilę z niedowierzaniem, potem wzruszył ramionami i wyszedł bez słowa.
Zostałam sama w pustym domu. Przez pierwsze tygodnie nie potrafiłam spać ani jeść. Wszystko przypominało mi o nim – kubek w łazience, jego ulubiona koszula w szafie, zapach perfum unoszący się jeszcze w powietrzu.
Mama przyjechała do mnie pewnego popołudnia z ciastem drożdżowym.
– Aniu, musisz zacząć żyć dla siebie – powiedziała cicho, głaszcząc mnie po włosach jak wtedy, gdy byłam mała.
Pomału zaczęłam wracać do siebie. Zaczęłam biegać po parku, zapisałam się na kurs fotografii. Poznałam nowych ludzi – Magdę z sąsiedztwa i jej synka Jasia, który codziennie przynosił mi rysunki.
Któregoś dnia spotkałam w sklepie starego znajomego ze studiów – Piotra.
– Anka? To naprawdę ty? – uśmiechnął się szeroko.
Rozmawialiśmy długo przy kawie. Opowiedziałam mu swoją historię bez upiększeń. Słuchał uważnie i nie oceniał.
– Wiesz co? Jesteś silniejsza niż myślisz – powiedział na pożegnanie.
Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Zaczęłam wierzyć, że może jeszcze kiedyś będę szczęśliwa.
Minął rok od tamtych wydarzeń. Dom już nie wydaje się pusty – jest pełen moich zdjęć i kwiatów na parapecie. Czasem jeszcze budzę się w nocy ze ściśniętym sercem, ale wiem już jedno: przeszłość mnie nie definiuje.
Często pytam siebie: czy można naprawdę poznać drugiego człowieka? A może najważniejsze to nauczyć się ufać sobie i nie bać się zacząć od nowa?