Pożegnanie, ale nie zapomnij o swoich śmieciach! Michał znalazł moje włosy na krześle

– To twoje włosy, Anka! – wrzasnął Michał, trzymając w palcach jasny kosmyk, jakby to był dowód zbrodni. Stałam w progu kuchni, z kubkiem zimnej już kawy, i patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Jeszcze wczoraj śmialiśmy się razem z głupiego filmu, a dziś każde słowo było jak cios.

– Przestań, Michał, przecież to tylko włos. – Próbowałam brzmieć spokojnie, ale głos mi drżał. – Mieszkamy tu razem od pięciu lat. Wszędzie są moje włosy.

– Ale nie na tym krześle! – Jego oczy były czerwone od niewyspania albo płaczu. – Wiesz dobrze, że tam zawsze siadałaś, kiedy pisałaś do niego.

Zamarłam. Wiedział. Albo się domyślał. Przez chwilę miałam ochotę rzucić kubkiem o ścianę, ale tylko zacisnęłam palce na uchwycie.

– Michał… To nie tak… – zaczęłam, ale on już odwrócił się plecami i wyszedł z kuchni. Usłyszałam trzask drzwi do sypialni.

Wtedy poczułam, jak coś we mnie pęka. Przez ostatnie tygodnie żyliśmy obok siebie, jakbyśmy byli tylko współlokatorami. Ja – z głową pełną marzeń o czymś innym, on – coraz bardziej zamknięty w sobie. Wiedziałam, że to się kiedyś stanie. Ale nie sądziłam, że powodem będzie jeden głupi włos.

Usiadłam przy stole i zaczęłam płakać. Cicho, żeby nie usłyszał. Wspomnienia wracały falami: pierwsze wspólne mieszkanie na Pradze, wieczory przy winie, kłótnie o to, kto wyniesie śmieci. I ten moment, kiedy poznałam Pawła – kolegę z pracy, który rozumiał mnie lepiej niż Michał przez ostatni rok.

Telefon zawibrował na blacie. Wiadomość od mamy: „Anka, pamiętaj o niedzielnym obiedzie. Tata chce z tobą porozmawiać.”

Zacisnęłam powieki. Ostatnia rzecz, której potrzebowałam, to rodzinne kazania o odpowiedzialności i dorosłości. Mama zawsze powtarzała: „Małżeństwo to nie zabawa.” A ja nawet nie byłam mężatką.

Wieczorem Michał wyszedł bez słowa. Siedziałam sama w salonie i patrzyłam na nasze zdjęcia na półce. Zastanawiałam się, czy powinnam zadzwonić do Pawła. Ale czy to by coś zmieniło? Czy naprawdę chciałam zamienić jeden chaos na drugi?

Następnego dnia pojechałam do rodziców. W kuchni pachniało rosołem i świeżym chlebem. Tata siedział przy stole z gazetą.

– No i co tam u was? – zapytał bez podnoszenia wzroku.

– Dobrze – skłamałam odruchowo.

Mama spojrzała na mnie uważnie.

– Anka, ty płakałaś? – Jej głos był cichy, ale stanowczy.

Pokręciłam głową i zaczęłam kroić ogórki do sałatki. Milczeliśmy przez chwilę.

– Michał dzwonił – powiedziała nagle mama. – Mówił, że się martwi.

Zamknęłam oczy. Oczywiście, że dzwonił. Zawsze był odpowiedzialny, nawet kiedy wszystko się waliło.

– Mamo… Ja nie wiem, czy ja go jeszcze kocham – wyszeptałam.

Tata odłożył gazetę i spojrzał na mnie surowo.

– Miłość to nie tylko motyle w brzuchu – powiedział. – To też codzienność. Odpowiedzialność za drugiego człowieka.

Chciałam mu odpowiedzieć, że czasem ta codzienność zabija wszystko inne. Że czasem człowiek budzi się rano i czuje tylko pustkę.

Wróciłam do mieszkania późnym wieczorem. Michała nie było. Na stole leżała kartka: „Muszę się przewietrzyć.”

Usiadłam na łóżku i zaczęłam pisać do Pawła:

„Nie wiem już, czego chcę.”

Odpisał niemal od razu:

„Może czas pomyśleć o sobie?”

Ale ja nie umiałam myśleć tylko o sobie. Każda decyzja ciągnęła za sobą lawinę konsekwencji: rodzina, wspólni znajomi, mieszkanie na kredyt.

Kilka dni później Michał wrócił późno w nocy. Obudził mnie szelestem kluczy.

– Anka… Musimy pogadać – powiedział cicho.

Usiadłam na łóżku, otulona kocem.

– Wiem o Pawle – zaczął bez ogródek. – Ale chcę wiedzieć jedno: czy ty jeszcze chcesz być ze mną?

Patrzyłam na niego długo. W jego oczach widziałam zmęczenie i ból, ale też coś jeszcze – nadzieję?

– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze.

Milczeliśmy przez długą chwilę.

– Może powinniśmy zrobić sobie przerwę? – zaproponował w końcu.

Pokiwałam głową. To była najrozsądniejsza decyzja, choć serce mi pękało.

Pakowałam swoje rzeczy przez całą noc. Każdy przedmiot przypominał mi o czymś innym: kubek z napisem „Najlepsza dziewczyna”, bilet do kina sprzed trzech lat, stary sweter Michała pachnący jego perfumami.

Rano zadzwoniła mama:

– Anka, wracaj do domu. Zawsze możesz zacząć od nowa.

Ale czy naprawdę można zacząć od nowa? Czy można wymazać lata wspólnego życia jednym ruchem?

Wyprowadziłam się do wynajmowanego pokoju na Ochocie. Nowe miejsce było zimne i obce. Każdego ranka budziłam się z uczuciem straty i żalu.

Paweł próbował być wsparciem:

– Chodźmy na spacer po Łazienkach – proponował.

Ale nawet najpiękniejszy park nie potrafił zagłuszyć moich myśli.

Po miesiącu zadzwonił Michał:

– Chciałem ci tylko powiedzieć… Wyniosłem twoje śmieci z mieszkania. I znalazłem jeszcze kilka twoich włosów na poduszce.

Zaśmiałam się przez łzy.

– Może nigdy nie da się pozbyć wszystkiego? – zapytałam cicho.

Dziś siedzę przy oknie i patrzę na ludzi spieszących się do pracy. Myślę o tym wszystkim, co straciłam i czego się nauczyłam.

Czy naprawdę można zacząć od nowa? A może nasze ślady zostają już na zawsze w czyimś życiu?