Moja szwagierka oskarża mnie o głód swojej córki – a cała rodzina się rozpada

– To twoja wina, że Zosia nie ma co jeść! – krzyknęła na mnie Aneta, moja szwagierka, stojąc w progu mojego mieszkania z rozczochraną fryzurą i łzami w oczach. Jej córka, Zosia, tuliła się do jej nogi, patrząc na mnie wielkimi, przestraszonymi oczami. W tej chwili poczułam, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Przecież jeszcze tydzień temu to ja zanosiłam im zakupy, bo Aneta znowu nie miała pieniędzy. Mój mąż, Tomek, siedział na kanapie i udawał, że nie słyszy tej awantury. Od miesięcy był coraz bardziej nieobecny – jakby bał się opowiedzieć po którejkolwiek stronie.

– Aneta, proszę cię… – zaczęłam cicho. – Przecież wiesz, że zawsze staram się wam pomóc.

– Pomóc?! – przerwała mi z pogardą. – Ty tylko udajesz dobrą! Gdybyś naprawdę chciała pomóc, przekonałabyś Tomka, żeby dał mi pieniądze. Ale nie, ty wszystko trzymasz dla siebie!

Wiedziałam, że to nieprawda. Tomek sam decydował o swoich pieniądzach, a ja nigdy nie wtrącałam się w jego relacje z siostrą. Ale od kiedy wyszło na jaw, że Aneta zdradziła swojego męża i Zosia nie jest jego córką, cała rodzina zaczęła się rozpadać. Jej były mąż wyprowadził się do matki i przestał płacić alimenty. Ojciec Zosi? Nawet nie wiadomo, kto nim jest – Aneta nigdy nie chciała powiedzieć.

Od tamtej pory Aneta coraz częściej przychodziła do nas po pomoc. Najpierw były to drobne rzeczy: mleko dla dziecka, pieluchy, potem coraz większe sumy pieniędzy. Aż w końcu zaczęła żądać – jakbyśmy byli jej coś winni.

Pamiętam dzień, kiedy wszystko się zaczęło. Była Wigilia. Siedzieliśmy przy stole: ja, Tomek, jego rodzice i Aneta z Zosią. Nagle matka Tomka zapytała: – A gdzie jest Paweł? (czyli mąż Anety). Zapadła cisza. Aneta spuściła głowę i zaczęła płakać. Wtedy wyznała prawdę: Paweł dowiedział się o zdradzie i odszedł.

Od tego momentu wszystko się zmieniło. Teściowa przestała rozmawiać z Anetą, teść był wściekły na wszystkich. Tomek próbował ratować sytuację, ale coraz częściej wracał do domu rozdrażniony i zamknięty w sobie.

Z czasem Aneta zaczęła obwiniać wszystkich wokół za swoje problemy. Najbardziej mnie – bo byłam najbliżej i najłatwiej było mnie zranić.

Pewnego dnia przyszła do mnie z Zosią i powiedziała:

– Nie mam już niczego w lodówce. Daj mi pieniądze.

– Aneta, nie mogę ci ciągle dawać pieniędzy… – próbowałam tłumaczyć.

– Bo jesteś chciwa! – wykrzyczała mi prosto w twarz.

Zosia patrzyła na mnie z wyrzutem. Czułam się okropnie – jakbym naprawdę była winna temu, że dziecko chodzi głodne.

Wieczorem rozmawiałam z Tomkiem:

– Tomek, musimy coś zrobić. Nie możemy ciągle pomagać Anecie kosztem naszego życia.

– To moja siostra – odpowiedział chłodno. – Nie zostawię jej samej.

– Ale ona nas wykorzystuje! – powiedziałam z rozpaczą.

Tomek tylko wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju.

Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia. Może rzeczywiście powinnam zrobić więcej? Może powinnam przekonać Tomka do pomocy? Ale ile można dawać komuś, kto nie chce sam sobie pomóc?

Kilka dni później dostałam telefon od teściowej:

– Słyszałam, że Aneta znowu była u was po pieniądze. Nie dawajcie jej nic! Ona musi dorosnąć!

Ale jak mam patrzeć na głodne dziecko i nic nie robić?

W pracy też zaczęłam być rozkojarzona. Koleżanka zapytała:

– Coś się stało? Wyglądasz na zmęczoną.

Nie chciałam opowiadać o rodzinnych problemach, ale czułam, że zaraz pęknę.

W końcu postanowiłam porozmawiać z Anetą szczerze:

– Aneta, musisz znaleźć pracę. Nie możemy cię utrzymywać wiecznie.

– Ty nic nie rozumiesz! – wybuchła płaczem. – Ja mam dziecko! Kto mnie zatrudni?

– Są programy pomocowe, możesz zgłosić się do opieki społecznej…

– Ty chcesz mnie upokorzyć?!

Znowu byłam tą złą.

Tomek coraz częściej nocował poza domem. Mówił, że musi odpocząć od tego wszystkiego. Czułam się samotna i bezradna.

Pewnego dnia przyszła do mnie Zosia sama. Miała siedem lat i była bardzo poważna jak na swój wiek.

– Ciociu, mama płacze cały czas… Czy ona mnie kocha?

Zatkało mnie. Przytuliłam ją mocno i obiecałam sobie, że choćby nie wiem co, nie pozwolę jej cierpieć przez błędy dorosłych.

Ale czy to znaczy, że mam brać odpowiedzialność za wszystko? Czy jestem winna temu, że Aneta nie radzi sobie z życiem?

Dziś siedzę sama w kuchni i zastanawiam się: gdzie popełniłam błąd? Czy można pomóc komuś na siłę? A może czasem trzeba pozwolić komuś upaść, żeby mógł się podnieść?

Czy naprawdę jestem winna temu wszystkiemu? Czy to tylko wygodny sposób na ucieczkę od własnych błędów innych ludzi?