Kiedy wszystko się wali: Moje życie po maturze, zdradzie i rodzinnych sekretach
– Anna, nie możesz być taka naiwna! – głos mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, ściskając w dłoni kubek z herbatą, która już dawno wystygła. Właśnie wróciłam z matury z polskiego – miałam wrażenie, że to pierwszy dzień mojego nowego życia. Ale mama nie pozwalała mi nawet na chwilę oddechu.
– Mamo, proszę cię… – zaczęłam cicho, ale ona już była w swoim żywiole.
– Ty myślisz, że jak zdałaś maturę, to świat stoi przed tobą otworem? Że możesz zostawić mnie i Bartka? – Jej głos drżał od emocji. – Ja całe życie poświęciłam dla ciebie, a ty…
Patrzyłam na nią i czułam się jak mała dziewczynka. Chciałam tylko jednego: żeby ktoś w końcu pomyślał o mnie. Przez ostatnie lata byłam wszystkim – córką, matką dla mojego syna Bartka, opiekunką dla chorej mamy. Ojciec odszedł, gdy miałam trzynaście lat. Od tamtej pory to ja byłam podporą rodziny.
Ale teraz… teraz miałam nadzieję, że coś się zmieni. Że będę mogła wyjechać na studia do Krakowa, zacząć nowe życie. Że będę mogła być z Michałem.
Michał…
Poznaliśmy się na korepetycjach z matematyki. Był starszy ode mnie o dwa lata, już studiował informatykę. Zakochałam się w nim bez pamięci. Był pierwszym człowiekiem, przy którym czułam się ważna. Obiecywał mi wszystko: wspólne mieszkanie, pomoc z Bartkiem, nawet wsparcie dla mamy.
Ale tego dnia, kiedy wróciłam po maturze do domu, coś było nie tak. Michał nie odbierał telefonu. Wysłał tylko krótką wiadomość: „Musimy porozmawiać”.
Wieczorem przyszedł. Siedzieliśmy na ławce pod blokiem, a ja czułam, jak serce wali mi w piersi.
– Aniu… – zaczął niepewnie. – Przepraszam. Nie mogę tego ciągnąć.
– Co?
– Poznałem kogoś. Wiesz… nie jestem gotowy na takie życie. Na dziecko, na twoją mamę…
Patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć. Wszystko, co budowałam przez ostatnie miesiące – marzenia o wspólnym życiu, o ucieczce z tego dusznego mieszkania – rozsypało się w pył.
Wróciłam do domu i zamknęłam się w łazience. Płakałam tak cicho, żeby mama nie usłyszała. Bartek spał w swoim pokoju, a ja czułam się bardziej samotna niż kiedykolwiek.
Następne dni były jak koszmar. Mama coraz częściej narzekała na ból nóg i serca. Bartek pytał o Michała – był dla niego jak starszy brat. Ja próbowałam funkcjonować: gotować, sprzątać, szukać pracy na wakacje. O studiach zaczęłam myśleć jak o czymś nierealnym.
Któregoś wieczoru usłyszałam rozmowę mamy przez telefon:
– Nie wiem, co z nią zrobić… Ona myśli tylko o sobie! A ja? Kto mi pomoże?
Zrozumiałam wtedy, że nigdy nie będę dla niej wystarczająco dobra.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie ciotka Jola z Gdańska:
– Aniu, przyjedź do nas na wakacje. Odpoczniesz trochę.
Mama była wściekła:
– Jak możesz mnie zostawić?!
Ale ja już nie mogłam dłużej wytrzymać. Spakowałam Bartka i pojechaliśmy do Gdańska.
Tam po raz pierwszy od lat poczułam się wolna. Ciotka zabrała nas nad morze, Bartek biegał po plaży jak szalony. Wieczorami rozmawiałyśmy przy herbacie.
– Aniu, musisz pomyśleć o sobie – powiedziała ciotka pewnego wieczoru. – Twoja mama zawsze będzie wymagać więcej i więcej.
Wtedy podjęłam decyzję: wracam do domu tylko po to, żeby zabrać papiery i wyjechać na studia do Krakowa. Znalazłam pokój w akademiku i pracę w kawiarni.
Kiedy powiedziałam mamie o swojej decyzji, rozpętało się piekło:
– Jesteś egoistką! Zostawiasz mnie samą! Co powiem sąsiadom?
Ale tym razem nie dałam się złamać.
Wyjechałam z Bartkiem do Krakowa. Było ciężko: praca, studia, opieka nad synem… Ale po raz pierwszy czułam się panią swojego losu.
Czasem nocami płakałam z tęsknoty za tym, co straciłam – za dzieciństwem, za złudzeniami o wielkiej miłości, za rodziną, która nigdy nie była taka jak powinna.
Dziś wiem jedno: nie można żyć tylko dla innych. Trzeba znaleźć w sobie odwagę, żeby zawalczyć o siebie.
Czy żałuję? Czasem tak… Ale czy miałam inne wyjście? Czy można być szczęśliwym, kiedy wszyscy ciągną cię w dół?
A może szczęście to właśnie umiejętność odcięcia się od tego, co nas niszczy? Co wy byście zrobili na moim miejscu?