Między miłością a lojalnością: Jak moja rodzina rozpadła się przez pieniądze

– Nie rozumiesz, Aniu! To się po prostu należy naszej rodzinie! – głos pani Haliny, mojej byłej teściowej, odbijał się echem w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak trzasnęła drzwiami.

Stałam w przedpokoju mojego mieszkania na warszawskim Mokotowie, ściskając w dłoni akt notarialny. Właśnie sprzedałam mieszkanie, które kupiłam jeszcze przed ślubem z Tomkiem. Byłam dumna – sama na nie zapracowałam, sama je urządziłam. Po rozwodzie zostało mi niewiele, ale to mieszkanie było moją ostoją. Teraz miałam zacząć od nowa. Ale nie przewidziałam, że przeszłość wróci z taką siłą.

Pani Halina pojawiła się niespodziewanie. Zawsze była kobietą o stalowych nerwach i ostrym języku. Nawet kiedy byłam jej synową, czułam, że nie do końca mnie akceptuje. Ale po rozwodzie… cóż, wtedy przestałam istnieć. Aż do dziś.

– To mieszkanie powstało dzięki naszej rodzinie! – powtarzała. – Tomek pomagał ci je remontować, a ja dawałam wam pieniądze na meble!

– Pani Halino, to były prezenty świąteczne… – próbowałam tłumaczyć, ale ona nie słuchała.

– Nie obchodzi mnie to! Chcę połowę z tego, co dostałaś za sprzedaż! – krzyknęła i wyszła.

Zostałam sama. Przez chwilę miałam ochotę się rozpłakać, ale zamiast tego usiadłam na podłodze i zaczęłam analizować sytuację. Czy naprawdę jestem jej coś winna? Czy lojalność wobec byłej rodziny ma jakiekolwiek znaczenie po rozwodzie?

Wieczorem zadzwonił Tomek. – Mama mówiła, że była u ciebie. Aniu, może byś się dogadała? Wiesz, ona jest w trudnej sytuacji…

– Tomek, to moje mieszkanie. Sama je kupiłam. Ty tylko pomogłeś pomalować ściany! – odpowiedziałam z goryczą.

– Ale przecież byliśmy rodziną…

– Już nie jesteśmy – przerwałam mu i rozłączyłam się.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W pracy byłam rozkojarzona, a koleżanki zauważyły, że coś jest nie tak.

– Anka, co się dzieje? – zapytała Magda podczas lunchu.

Opowiedziałam jej wszystko. Magda spojrzała na mnie ze współczuciem.

– Wiesz co? To jest chore. Nie daj się szantażować. To twoje życie i twoje pieniądze.

Ale czy naprawdę mogę tak po prostu odciąć się od ludzi, z którymi przez lata dzieliłam życie? Przecież pani Halina była babcią mojej córki Oli.

W weekend Ola miała przyjść do mnie na noc. Kiedy przyszła, od razu zauważyłam, że jest spięta.

– Mama… babcia mówiła, że jesteś niesprawiedliwa – powiedziała cicho.

Zabolało mnie to bardziej niż wszystkie słowa pani Haliny.

– Kochanie, czasem dorośli mają trudne sprawy do załatwienia. Ale pamiętaj, że cię kocham i zawsze będę przy tobie – powiedziałam i przytuliłam ją mocno.

Przez kolejne tygodnie konflikt narastał. Pani Halina zaczęła rozpowiadać po rodzinie Tomka, że jestem niewdzięczna i pazerną materialistką. Dostałam kilka nieprzyjemnych wiadomości od jego kuzynki:

– Jak możesz tak traktować ludzi, którzy ci pomagali? – napisała mi na Messengerze.

Czułam się coraz bardziej osaczona. Zaczęłam wątpić w siebie. Może rzeczywiście powinnam oddać część pieniędzy? Może to ja jestem egoistką?

Poszłam do prawnika. Siedziałam w jego gabinecie z dłońmi zaciśniętymi na torebce.

– Pani Anno, nie ma pani żadnego obowiązku dzielić się pieniędzmi z byłą teściową – powiedział spokojnie mecenas Nowakowski. – To pani majątek osobisty.

Poczułam ulgę… ale tylko na chwilę. Bo przecież prawo to jedno, a relacje rodzinne to drugie.

W pracy coraz częściej zamykałam się w sobie. Przestałam wychodzić ze znajomymi. Czułam się winna wobec Oli, która coraz częściej pytała:

– Mamo, dlaczego babcia cię nie lubi?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie moja mama.

– Aniu, nie możesz pozwolić, żeby ktoś cię wykorzystywał. Pamiętaj, ile przeszłaś po rozwodzie. Teraz musisz zadbać o siebie i Olę.

Te słowa dodały mi siły. Postanowiłam napisać do pani Haliny list:

„Pani Halino,
Rozumiem, że jest Pani rozczarowana i czuje się niesprawiedliwie potraktowana. Ale mieszkanie było moją własnością i nie zamierzam dzielić się pieniędzmi ze sprzedaży. Proszę to uszanować dla dobra Oli.”

Nie odpisała.

Minęły miesiące. Relacje z Tomkiem stały się chłodne jak nigdy wcześniej. Ola coraz rzadziej widywała babcię. Czułam ciężar tej decyzji każdego dnia.

Czasem budzę się w nocy i pytam sama siebie: czy warto było walczyć o swoje? Czy pieniądze naprawdę są ważniejsze niż spokój i relacje rodzinne? A może powinnam była ustąpić dla świętego spokoju?

Czy ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji? Jak wybraliście między lojalnością a własnym szczęściem?