„Moja matka mnie oszukała i wszystko zapisała siostrze”: Historia rodzinnej zdrady i walki o sprawiedliwość

– Jak mogłaś mi to zrobić, mamo? – szepnęłam, patrząc na pożółkły akt notarialny, który trzymałam w drżących dłoniach. W salonie panowała cisza, przerywana tylko cichym szlochem mojej młodszej siostry, Magdy. Siedziała naprzeciwko mnie, skulona na kanapie, z oczami wbitymi w podłogę.

Jeszcze tydzień temu byłam przekonana, że po śmierci mamy wszystko się ułoży. Że będziemy razem z Magdą wspierać się w żałobie, dzielić wspomnieniami i powoli układać życie na nowo. Ale wtedy pojawił się on – testament. Dokument, który zmienił wszystko.

Mama zawsze powtarzała: „Dziewczyny, musicie trzymać się razem. Rodzina jest najważniejsza”. Wierzyłam jej. Nawet wtedy, gdy Magda wracała do domu nad ranem, a ja musiałam tłumaczyć się sąsiadom. Nawet wtedy, gdy mama po raz kolejny prosiła mnie, żebym pomogła Magdzie znaleźć pracę albo zapłaciła za jej rachunki. Byłam tą odpowiedzialną, tą „starszą”, która zawsze musiała być silna.

Po pogrzebie wszystko działo się jak we śnie. Goście, kwiaty, łzy. Potem przyszedł czas na sprawy urzędowe. To wtedy dowiedziałam się prawdy. Mama zapisała mieszkanie Magdzie. Tylko jej. Ja – ta, która przez lata opiekowała się mamą, gotowała obiady, jeździła z nią do lekarzy – zostałam z niczym.

– To nie tak miało być – powiedziałam cicho, próbując zrozumieć motywy mamy. – Przecież obiecałaś…

Magda podniosła głowę. Jej oczy były czerwone od płaczu.

– Ja nie wiedziałam… Przysięgam! Mama powiedziała mi tylko, że wszystko będzie dobrze…

Nie wierzyłam jej. Zawsze była ulubienicą mamy. Piękna, beztroska, wiecznie w tarapatach. Ja – ta rozsądna, przewidywalna – byłam dla mamy „pewniakiem”. Może dlatego uznała, że poradzę sobie sama?

Wróciły do mnie wspomnienia z dzieciństwa: jak Magda rozbiła szybę w kuchni i zwaliła winę na mnie; jak mama tuliła ją po każdej kłótni; jak ja zawsze musiałam ustępować.

– A co z moją częścią? – zapytałam w końcu twardo. – Przecież to też był mój dom.

Magda wzruszyła ramionami.

– Nie wiem… Może możemy się jakoś dogadać? Przecież nie chcę cię wyrzucać…

Ale wiedziałam już, że to koniec. Że nawet jeśli zostanę w tym mieszkaniu jeszcze przez chwilę, to już nigdy nie poczuję się tu jak u siebie.

Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Znajomi pytali: „Co słychać?”, a ja odpowiadałam: „W porządku”. Nie chciałam nikomu mówić prawdy. Wstydziłam się. Jakby to była moja wina, że matka mnie zdradziła.

Wieczorami leżałam na łóżku i analizowałam każdy szczegół ostatnich miesięcy. Czy coś przeoczyłam? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Dlaczego mama nie powiedziała mi wprost?

Pewnego dnia zadzwonił telefon.

– Cześć, Aniu – usłyszałam głos ciotki Haliny. – Słyszałam o tym wszystkim… Chciałam tylko powiedzieć, że zawsze możesz na mnie liczyć.

Rozpłakałam się. Po raz pierwszy od śmierci mamy poczułam ulgę. Ktoś mnie rozumiał.

Ciotka opowiedziała mi historię sprzed lat. Okazało się, że mama już dawno planowała przepisać mieszkanie Magdzie. Bała się, że sobie nie poradzi. Chciała ją „zabezpieczyć”.

– Ale przecież to niesprawiedliwe! – wykrzyknęłam przez łzy.

– Wiem, kochanie – westchnęła ciotka Halina. – Ale twoja mama zawsze miała słabość do Magdy…

Zaczęłam rozważać walkę o swoje prawa. Rozmawiałam z prawnikiem. Okazało się, że mogę ubiegać się o zachowek. Ale czy naprawdę chcę ciągać siostrę po sądach? Czy to jeszcze ma sens?

Magda zaczęła unikać domu. Widywałyśmy się rzadko i tylko wtedy, gdy musiałyśmy załatwić coś formalnego. Czułam się jak intruz we własnym życiu.

Pewnego wieczoru usiadłyśmy razem przy kuchennym stole.

– Aniu… – zaczęła niepewnie Magda. – Może powinnam sprzedać mieszkanie i podzielić się z tobą pieniędzmi?

Popatrzyłam na nią długo.

– To nie o pieniądze chodzi – powiedziałam cicho. – Chodzi o to, że mama mi nie zaufała…

Magda spuściła wzrok.

– Przepraszam – wyszeptała.

Nie wiem, czy jej wybaczyłam. Może kiedyś będę potrafiła spojrzeć na nią bez żalu.

Dziś mieszkam w wynajmowanym pokoju na obrzeżach Warszawy. Zaczynam wszystko od nowa. Czasem budzę się w środku nocy i pytam siebie: czy naprawdę rodzina jest najważniejsza? Czy można wybaczyć taką zdradę?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy walczylibyście o swoje prawa czy odpuścili dla świętego spokoju?