Rozbite skrzydła miłości: gdy przeszłość puka do drzwi

– Wojtek? – zawołałam, zamykając za sobą drzwi mieszkania. W rękach trzymałam siatki z zakupami, a serce biło mi szybciej niż zwykle. Byłam szczęśliwa – po tygodniach stresu i nieprzespanych nocy w końcu oddałam projekt, który spędzał mi sen z powiek. Dziś miał być nasz wieczór. Chciałam sprawić mu niespodziankę, ugotować kolację, po prostu pobyć razem.

W przedpokoju panowała cisza. Z kuchni dobiegał tylko cichy szum lodówki. Zdziwiło mnie to – Wojtek zwykle o tej porze był już w domu. Może wyszedł na spacer? Może poszedł po coś do sklepu? Przeszłam do salonu i wtedy usłyszałam głosy. Ciche, przytłumione, jakby ktoś nie chciał, żebym je usłyszała.

Zamarłam. Przez chwilę stałam bez ruchu, próbując zrozumieć, co się dzieje. W końcu postawiłam siatki na podłodze i ruszyłam w stronę sypialni. Drzwi były lekko uchylone. Usłyszałam śmiech – kobiecy śmiech, którego nie znałam.

– Wojtek, przestań! – powiedziała ona, a mój mąż odpowiedział jej szeptem, którego nie byłam w stanie zrozumieć.

Poczułam, jak świat zaczyna się chwiać pod moimi stopami. Przez głowę przelatywały mi setki myśli: Może to jakaś koleżanka z pracy? Może coś się stało? Ale przecież… przecież nie tak to powinno wyglądać.

Weszłam do środka bez pukania. Na łóżku siedziała młoda kobieta – długie ciemne włosy, usta pomalowane na czerwono. Wojtek stał obok niej, wyraźnie zaskoczony moim widokiem.

– Kinga… – zaczął, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

– Kim ona jest? – zapytałam, czując jak głos mi drży.

Kobieta spojrzała na mnie z wyższością i uśmiechnęła się lekko.

– Jestem Marta – powiedziała. – Dawna znajoma Wojtka. Wpadłam tylko na chwilę.

Wojtek spuścił wzrok. Wiedziałam już, że to nie była zwykła znajoma. W powietrzu wisiało napięcie, którego nie dało się zignorować.

– Kinga, to nie tak… – zaczął Wojtek, ale ja już wiedziałam wszystko.

Wyszłam z pokoju, czując jak łzy napływają mi do oczu. Usiadłam na kanapie w salonie i próbowałam złapać oddech. Słyszałam ich ciche szepty za drzwiami, potem szelest ubrań i w końcu dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. Marta wyszła. Wojtek został.

Przysiadł obok mnie, ale nie miałam siły na niego patrzeć.

– Kinga… Przepraszam. To był błąd. Ona pojawiła się nagle… Nie wiem, co się ze mną stało – mówił cicho.

Nie odpowiedziałam od razu. W głowie miałam mętlik. Przez lata budowaliśmy nasze życie cegiełka po cegiełce: wspólne mieszkanie na Ochocie, wakacje w Tatrach, plany na przyszłość. A teraz wszystko runęło w jednej chwili.

– Jak długo to trwa? – zapytałam w końcu.

Zawahał się.

– Kilka miesięcy… Ale to nic nie znaczyło! Kinga, kocham cię! – próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.

– Nie dotykaj mnie – syknęłam przez łzy.

Wojtek spuścił głowę i milczał. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy przerywanej tylko moim płaczem.

Wtedy przypomniałam sobie rozmowę sprzed roku. Wojtek wrócił późno z pracy i był dziwnie rozkojarzony. Tłumaczył się nadgodzinami, zmęczeniem… A ja wierzyłam mu bezgranicznie. Czy byłam aż tak naiwna?

Następne dni były dla mnie jak koszmar na jawie. Chodziłam do pracy jak automat, unikałam kontaktu wzrokowego z ludźmi. W domu panowała cisza – Wojtek próbował ze mną rozmawiać, ale nie miałam siły słuchać jego tłumaczeń. Każde spojrzenie na niego bolało mnie coraz bardziej.

Pewnego wieczoru zadzwoniła do mnie mama.

– Kinga, co się dzieje? Słyszę po głosie, że coś jest nie tak.

Nie wytrzymałam i rozpłakałam się w słuchawkę.

– Mama… Wojtek mnie zdradził – wyszeptałam.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Wiedziałam… – powiedziała cicho mama. – Zawsze był jakiś taki… niespokojny duch. Ale pamiętaj, Kinga: jesteś silna. Nie pozwól mu siebie złamać.

Te słowa długo dźwięczały mi w głowie. Czy naprawdę byłam silna? Czy potrafiłabym wybaczyć? A może powinnam odejść?

W pracy koleżanki zaczęły coś podejrzewać. Ola zaprosiła mnie na kawę po godzinach.

– Kinga, widzę, że coś cię gryzie. Chcesz pogadać?

Opowiedziałam jej wszystko. Siedziałyśmy w małej kawiarni na Mokotowie, a ja płakałam jak dziecko.

– Musisz pomyśleć o sobie – powiedziała Ola stanowczo. – Wojtek cię zranił i nie zasługuje na twoje łzy.

Ale czy naprawdę mogłam tak po prostu przekreślić wszystko?

Wieczorami patrzyłam na nasze wspólne zdjęcia: ślub w Krakowie, wyjazd nad morze, śmiech przy ognisku z przyjaciółmi… Czy to wszystko było kłamstwem?

Wojtek próbował odzyskać moje zaufanie. Pisał mi liściki zostawiane na stole: „Przepraszam”, „Kocham cię”, „Proszę, porozmawiaj ze mną”. Ale ja nie byłam gotowa na rozmowę.

Któregoś dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i zobaczyłam go siedzącego przy stole z głową w dłoniach. Wyglądał na załamanego.

– Kinga… Ja naprawdę żałuję – powiedział cicho. – Wiem, że cię zraniłem i pewnie nigdy mi tego nie wybaczysz. Ale chcę walczyć o nas.

Spojrzałam mu prosto w oczy pierwszy raz od wielu dni.

– Nie wiem jeszcze, czy potrafię ci wybaczyć – odpowiedziałam szczerze. – Ale wiem jedno: już nigdy nie będziemy tacy sami.

Minęły tygodnie pełne rozmów i łez. Zdecydowaliśmy się pójść na terapię dla par. To była trudna decyzja – musiałam zmierzyć się ze swoimi lękami i gniewem, a Wojtek musiał nauczyć się pokory i szczerości.

Czasem myślę o Marcie – kim była dla niego? Czy naprawdę nic dla niego nie znaczyła? A może to ja byłam tą naiwną?

Dziś wiem jedno: życie potrafi zaskoczyć nawet wtedy, gdy wydaje nam się, że wszystko mamy pod kontrolą. Czy można odbudować zaufanie po zdradzie? Czy warto walczyć o miłość mimo bólu?

Czas pokaże… Ale czy Wy bylibyście w stanie wybaczyć taką zdradę? Jak daleko można się posunąć w imię miłości?