Teściowa, która rozbiła moje małżeństwo – historia o miłości, zdradzie i sile przebaczenia

– Znowu wracasz tak późno? – zapytałam, starając się ukryć drżenie w głosie. Stałam w kuchni, opierając się o blat, a zegar nad lodówką wybijał dwudziestą pierwszą. Adam rzucił klucze na stół i nawet na mnie nie spojrzał.

– Praca, Anka. Przecież wiesz, że muszę – odpowiedział chłodno, zdejmując płaszcz. Czułam, jak narasta we mnie złość i bezsilność. To nie była już ta sama rozmowa, co kiedyś. Teraz każde słowo było jak cios.

Piętnaście lat razem. Dwie córki – Zosia i Lena. Dom na przedmieściach Warszawy, kredyt hipoteczny, wspólne wakacje nad Bałtykiem. Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi. Ale od kilku miesięcy coś się zmieniło. Adam coraz częściej znikał, a ja czułam się coraz bardziej samotna.

Najgorsze zaczęło się, gdy jego mama, pani Halina, zamieszkała z nami po śmierci teścia. Wiedziałam, że to dla niej trudny czas, ale nie spodziewałam się, jak bardzo zmieni nasze życie.

– Aniu, czy ty naprawdę musisz tak gotować? Adam zawsze lubił schabowego, a ty ciągle te sałatki – mówiła z uśmiechem, który miał w sobie coś złośliwego. Próbowałam ignorować jej uwagi, ale z czasem było coraz trudniej.

Adam stawał się coraz bardziej nerwowy. Zaczęły się kłótnie o drobiazgi: o to, że dzieci za głośno się śmieją, że nie ma porządku w łazience, że nie rozumiem jego pracy. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Adama z matką przez drzwi do salonu.

– Synku, ona cię nie docenia. Widzisz, jak cię traktuje? Ty harujesz, a ona tylko narzeka. Może lepiej by ci było samemu…

Zamarłam. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Czy naprawdę moja teściowa namawia mojego męża do rozwodu?

Następnego dnia próbowałam z nim porozmawiać.

– Adam, co się z nami dzieje? – zapytałam cicho.

– Nie wiem, Anka. Może to wszystko nie ma już sensu…

Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Teściowa coraz częściej komentowała moje wychowanie dzieci, sposób prowadzenia domu, nawet to, jak się ubieram.

– Zosia powinna mieć dłuższe włosy. Takie krótkie fryzury są niemodne – mówiła przy śniadaniu.

– Lena za dużo siedzi przy komputerze. Ty w ogóle nie panujesz nad tym domem – dodawała przy kolacji.

Czułam się osaczona. Zaczęłam wątpić w siebie jako matkę i żonę. Adam coraz częściej wychodził z domu bez słowa. Zosia i Lena patrzyły na mnie z niepokojem.

Pewnej nocy usłyszałam płacz Zosi w jej pokoju.

– Mamo, czy wy się rozwiedziecie? – zapytała przez łzy.

Objęłam ją mocno i obiecałam, że zrobię wszystko, by nasza rodzina przetrwała. Ale czy miałam jeszcze na to siłę?

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szef wezwał mnie na rozmowę.

– Aniu, co się dzieje? Jesteś świetną księgową, ale ostatnio jesteś nieobecna duchem.

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Wróciłam do domu i zobaczyłam Adama siedzącego z matką przy stole.

– Musimy porozmawiać – powiedział bez emocji.

Wiedziałam już, co usłyszę.

– Chcę rozwodu – powiedział cicho. – To nie twoja wina… Po prostu… już nie potrafię.

Teściowa patrzyła na mnie z satysfakcją.

Przez kolejne miesiące walczyłam o każdy dzień. Próbowałam rozmawiać z Adamem, prosiłam o terapię małżeńską. On jednak był już gdzie indziej – psychicznie i emocjonalnie. Teściowa coraz bardziej panoszyła się w naszym domu.

W końcu poddałam się. Złożyliśmy papiery rozwodowe. Dzieci płakały przez kilka nocy z rzędu. Ja też płakałam – po nocach, gdy nikt nie widział.

Po rozwodzie musiałam znaleźć nowe mieszkanie. Wynajęłam małe dwupokojowe mieszkanie na Ursynowie. Zosia i Lena zamieszkały ze mną na zmianę – tydzień u mnie, tydzień u ojca.

Pierwsze miesiące były koszmarem. Czułam się przegrana i samotna. Znajomi odsunęli się ode mnie – niektórzy byli bardziej po stronie Adama i jego matki.

Pewnego dnia spotkałam na klatce sąsiadkę, panią Krystynę.

– Aniu… wiem, że ci ciężko. Ale pamiętaj: czasem trzeba wybrać siebie – powiedziała ciepło.

Te słowa dały mi siłę. Zaczęłam powoli odbudowywać swoje życie. Zapisałam się na jogę, zaczęłam spotykać się z koleżankami z pracy po godzinach. Dzieci powoli przyzwyczajały się do nowej sytuacji.

Po roku od rozwodu Adam zadzwonił do mnie niespodziewanie.

– Anka… przepraszam za wszystko. Mama… ona… chyba przesadziła…

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Czy można wybaczyć komuś, kto pozwolił innym rozbić nasze małżeństwo?

Dziś jestem silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Wiem już, że nie można pozwolić nikomu decydować o naszym szczęściu – nawet rodzinie.

Czasem patrzę na swoje córki i zastanawiam się: czy zrobiłam wszystko, by je ochronić? Czy można wybaczyć tym, którzy zniszczyli nasze szczęście? Co wy byście zrobili na moim miejscu?