Wszyscy wiedzieli, tylko nie ja: Życie pod cieniem zdrady w Warszawie
– Anna, musimy porozmawiać – głos Marka drżał, a jego oczy unikały mojego spojrzenia. Stał w progu naszego mieszkania na Mokotowie, trzymając w ręku klucze, które przez lata były symbolem naszego wspólnego życia. W powietrzu czuć było napięcie, jakby zaraz miała spaść burza.
Nie wiedziałam jeszcze, że za chwilę mój świat rozpadnie się na kawałki. Przez dwadzieścia lat byłam żoną, matką, przyjaciółką – kobietą, która ufała ludziom najbardziej bliskim. Marek był moim oparciem, a Magda – powierniczką wszystkich sekretów. Wierzyłam, że razem możemy przetrwać wszystko. Jak bardzo się myliłam.
– O co chodzi? – zapytałam cicho, czując narastający niepokój.
Marek spuścił głowę. – To nie jest łatwe… Ale musisz wiedzieć. Ja… Ja i Magda… – urwał, jakby brakowało mu powietrza.
W jednej chwili poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Magda? Moja Magda? Przecież jeszcze wczoraj piłyśmy razem kawę w naszej ulubionej kawiarni na Placu Zbawiciela. Opowiadała mi o swoim nowym projekcie w pracy, śmiała się z moich żartów o Marku. Jak mogła?
– Co wy? – wyszeptałam, nie mogąc wydusić z siebie więcej słów.
– To trwało… długo – powiedział Marek. – Nie chciałem cię ranić. Przysięgam.
Wybiegłam z mieszkania, zanim zdążył powiedzieć coś więcej. Warszawa nigdy nie wydawała mi się tak obca i zimna. Ludzie mijali mnie na ulicy, nieświadomi mojego bólu. Czułam się przezroczysta, jakby mój świat przestał istnieć.
Przez kolejne dni nie odbierałam telefonów od nikogo. Mama dzwoniła co godzinę, dzieci pisały wiadomości: „Mamo, co się dzieje?”, „Dlaczego tata płacze?”. Nie miałam siły odpowiadać. Leżałam na kanapie i patrzyłam w sufit, próbując zrozumieć, kiedy wszystko zaczęło się psuć.
W końcu przyszła Magda. Weszła bez pukania, jak zawsze. Usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła płakać.
– Anka… Przepraszam. Nie chciałam tego. To się po prostu stało… Marek był samotny, ja też… Nie wiem, jak to się zaczęło.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. – Przecież byłaś moją przyjaciółką! Powierzałam ci wszystko! Jak mogłaś?
Magda milczała przez chwilę, po czym wyszeptała: – Wszyscy wiedzieli. Tylko ty nie.
Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek innego. Wszyscy wiedzieli? Kto? Sąsiedzi? Nasze wspólne koleżanki? Moja siostra? Czy naprawdę byłam aż tak ślepa?
Zaczęłam przypominać sobie wszystkie te drobne sygnały: dziwne spojrzenia na rodzinnych spotkaniach, urwane rozmowy, kiedy wchodziłam do pokoju, wymówki Magdy, gdy odwoływała nasze spotkania w ostatniej chwili. Nawet dzieci czasem patrzyły na mnie z jakimś dziwnym współczuciem.
W pracy nie potrafiłam się skupić. Koleżanka z biura, Kasia, zaprosiła mnie na lunch.
– Anka… Wiem, że jest ci ciężko. Ale może powinnaś porozmawiać z Markiem? Dla dzieci…
– Wiedziałaś? – przerwałam jej ostro.
Kasia spuściła wzrok. – Słyszałam plotki… Ale myślałam, że to niemożliwe.
Poczułam się zdradzona przez cały świat. Przez ludzi, którym ufałam najbardziej.
Wieczorami płakałam do poduszki i zadawałam sobie pytanie: czy naprawdę byłam aż tak naiwna? Czy może po prostu nie chciałam widzieć prawdy?
Dzieci – Ola i Tomek – były rozdarte między mną a Markiem. Ola miała szesnaście lat i zamknęła się w sobie. Tomek miał dziesięć i pytał tylko: „Mamo, czy tata wróci?”.
Marek próbował rozmawiać ze mną kilka razy. Przychodził wieczorami pod drzwi mieszkania i zostawiał mi listy.
„Anka,
Nie wiem, jak mam cię przeprosić. Zawiodłem cię jako mąż i ojciec naszych dzieci. Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę, ale chciałbym móc być częścią waszego życia. Proszę, pozwól mi naprawić choć trochę tego, co zepsułem.
Marek”
Nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Każde jego słowo bolało mnie bardziej niż poprzednie.
Najgorsze były spotkania rodzinne. Mama patrzyła na mnie z troską i szeptała: – Córeczko, musisz być silna dla dzieci.
Siostra próbowała mnie pocieszać: – Może to lepiej? Teraz przynajmniej wiesz…
Ale ja nie chciałam wiedzieć. Chciałam wrócić do tamtych dni sprzed zdrady – do naszej kuchni pachnącej kawą i świeżym chlebem, do wieczorów spędzanych razem przed telewizorem.
Z czasem zaczęłam wychodzić z domu coraz częściej. Spacerowałam po Łazienkach Królewskich i obserwowałam ludzi – zakochane pary, rodziny z dziećmi, starszych panów grających w szachy na ławkach. Zazdrościłam im spokoju i poczucia bezpieczeństwa.
Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę z piętra niżej – panią Zofię.
– Aniu… Wiem, że to nie moja sprawa, ale jeśli będziesz potrzebować rozmowy albo herbaty – zapraszam do siebie.
To była pierwsza osoba od dawna, która nie oceniała mnie ani nie udzielała rad. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam ulgę.
Zaczęłam powoli odbudowywać swoje życie. Zapisałam się na jogę, wróciłam do czytania książek i spotkań z dawnymi znajomymi ze studiów. Dzieci powoli przyzwyczajały się do nowej rzeczywistości – Ola zaczęła chodzić na terapię, Tomek znalazł ukojenie w piłce nożnej.
Marek zamieszkał z Magdą na drugim końcu miasta. Czasem widywaliśmy się na zebraniach szkolnych albo podczas przekazywania dzieci na weekendy. Było między nami chłodno i oficjalnie.
Często zastanawiam się nad tym wszystkim: czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy gdybym była bardziej uważna, zauważyłabym wcześniej sygnały zdrady? A może po prostu niektórych rzeczy nie da się przewidzieć?
Dziś wiem jedno: życie potrafi roztrzaskać nas na kawałki w najmniej spodziewanym momencie. Ale nawet z tych kawałków można zbudować coś nowego – choćby było zupełnie inne niż to, co znaliśmy wcześniej.
Czy można jeszcze komuś zaufać po takim doświadczeniu? Czy warto próbować budować nowe relacje? A może lepiej nauczyć się być szczęśliwą samej ze sobą?