Zdrada wśród czterech ścian: Czy naprawdę powinnam była słuchać mamy?
– Nie otwieraj drzwi każdemu, kto puka, Marto – głos mamy dźwięczał mi w głowie, kiedy po raz kolejny patrzyłam przez wizjer na klatkę schodową. Tym razem to była Anka, moja przyjaciółka jeszcze z liceum. Stała z torbą zakupów i uśmiechem, który miał rozjaśnić mój dzień. Otworzyłam.
– Hej, jak się trzymasz? – zapytała, wchodząc do środka i od razu kierując się do kuchni.
– Dobrze… chyba – odpowiedziałam, choć wcale nie byłam tego taka pewna. Od kiedy urodził się Staś, czułam się jak zamknięta w akwarium. Mąż, Tomek, wracał późno z pracy, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że rozmawiam z własnym odbiciem w oknie.
Anka była moim ratunkiem. Przynosiła świeże plotki, śmiała się głośno i potrafiła wyciągnąć mnie na spacer nawet wtedy, gdy miałam ochotę tylko płakać. Ale tego dnia coś było inaczej. Zauważyłam to w jej spojrzeniu – jakby czegoś szukała w moim mieszkaniu.
– Tomek w domu? – rzuciła niby od niechcenia.
– Nie, jeszcze w pracy. Pewnie wróci późno.
Zignorowałam to pytanie. W końcu Anka znała Tomka od lat. Byliśmy paczką – ja, ona i on. Ale od jakiegoś czasu czułam dziwny chłód w jej głosie, gdy o nim wspominała.
Wieczorem, kiedy Tomek wrócił, był zmęczony i rozdrażniony. Staś płakał bez przerwy, a ja czułam się jak cień samej siebie. Położyłam synka spać i usiadłam obok Tomka na kanapie.
– Może powinniśmy gdzieś wyjść? – zaproponowałam cicho.
– Nie mam siły – odburknął.
Zasnęłam z głową pełną myśli. Nad ranem obudził mnie dźwięk telefonu. SMS od Anki: „Możemy pogadać? To ważne.”
Spotkałyśmy się w kawiarni pod blokiem. Anka była spięta, bawiła się łyżeczką i unikała mojego wzroku.
– Marta… muszę ci coś powiedzieć – zaczęła drżącym głosem. – Chodzi o Tomka.
Serce mi zamarło. Przez chwilę miałam nadzieję, że to tylko jakieś nieporozumienie.
– Co z nim?
– My… To był błąd. Przysięgam, nie chciałam…
Nie musiała kończyć. Wszystko stało się jasne. Zdrada. Własna przyjaciółka i mąż. Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.
Wróciłam do domu na autopilocie. Staś spał spokojnie w łóżeczku, a ja patrzyłam na niego przez łzy. Przypomniały mi się słowa mamy: „Nie ufaj za bardzo ludziom, nawet tym najbliższym.” Zawsze uważałam ją za zgorzkniałą staruszkę, która widzi wszędzie zagrożenie. Teraz jej przestrogi brzmiały jak proroctwo.
Tomek wrócił wieczorem. Stał w drzwiach z miną winowajcy.
– Marta…
– Wiem o wszystkim – przerwałam mu zimno.
Usiadł naprzeciwko mnie i przez chwilę milczeliśmy.
– To był jeden raz… Byłem pijany… Ty byłaś taka daleka ostatnio…
– Więc to moja wina? – wybuchłam. – Bo zajmowałam się naszym dzieckiem? Bo byłam zmęczona?
Nie odpowiedział. Wyszedł do kuchni i długo nie wracał.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Anka próbowała dzwonić, pisać wiadomości – ignorowałam wszystko. Czułam się zdradzona podwójnie: przez mężczyznę, któremu zaufałam, i przez kobietę, którą uważałam za siostrę.
Mama przyszła któregoś dnia bez zapowiedzi. Usiadła przy stole i patrzyła na mnie tym swoim przenikliwym wzrokiem.
– Wiedziałam, że tak się skończy – powiedziała cicho.
– Dlaczego zawsze musisz mieć rację? – zapytałam ze złością.
– Bo życie mnie nauczyło – odparła spokojnie. – Ale to twoje życie, twoje decyzje.
Nie chciałam słuchać jej mądrości. Chciałam tylko przestać czuć ten ból rozrywający mnie od środka.
Wieczorami leżałam obok Stasia i zastanawiałam się, co dalej. Czy powinnam wybaczyć Tomkowi? Czy mogę jeszcze zaufać komukolwiek? Czy jestem skazana na powielanie błędów mojej matki?
Któregoś dnia Tomek przyszedł wcześniej z pracy i usiadł obok mnie na łóżku.
– Chcę spróbować to naprawić – powiedział cicho. – Dla nas… dla Stasia.
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam tam strach i żal. Ale czy to wystarczy?
Anka wyprowadziła się z miasta kilka tygodni później. Zostawiła mi list: „Przepraszam za wszystko. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz.”
Nie odpowiedziałam jej nigdy.
Minęły miesiące. Z Tomkiem chodzimy na terapię dla par. Czasem wydaje mi się, że budujemy coś od nowa, ale cień zdrady wciąż kładzie się na naszym życiu.
Często myślę o mamie i jej przestrogach. Czy naprawdę powinnam była jej słuchać? A może każdy musi sam przeżyć swój ból?
Czasem patrzę na Stasia i zastanawiam się: czy uda mi się go ochronić przed błędami dorosłych? Czy naprawdę można nauczyć kogoś ufać… i nie żałować tego później?