„Zostaw tego psa, potem pogadamy!” – O tym, jak jeden pies rozdzielił rodzeństwo na zawsze

– Zostaw tego psa u kogoś innego, potem przyjdź! – Tomek wrzasnął przez domofon tak głośno, że aż cofnęłam się o krok. Stałam pod jego blokiem na warszawskim Mokotowie, z Karmelą na smyczy. Karmela, moja ukochana suczka ze schroniska, była jedyną istotą, która nie oceniała mnie od miesięcy. A Tomek? Mój brat, z którym kiedyś dzieliłam wszystko – od dziecięcych sekretów po pierwsze złamane serca – teraz nie potrafił nawet spojrzeć mi w oczy.

– Tomek, proszę cię… – zaczęłam cicho, ale już słyszałam trzask odkładanej słuchawki. Karmela spojrzała na mnie pytająco, jakby wyczuwała napięcie. Przez chwilę stałam jak wryta, próbując zrozumieć, jak to się stało, że pies stał się kością niezgody między nami.

Jeszcze rok temu Tomek sam wyciągał mnie na spacery z Karmelą po Polu Mokotowskim. Śmialiśmy się wtedy z jego nieudanych prób rzucania frisbee i moich opowieści o pracy w szkole. Ale wszystko zaczęło się psuć po śmierci mamy. Każde z nas zamknęło się w swoim świecie bólu. Ja rzuciłam się w wir pracy i opieki nad psem, on – w samotność i wieczne pretensje.

Pamiętam dzień pogrzebu. Stałam wtedy przy grobie mamy, a Tomek nawet nie podszedł. Potem tygodniami nie odbierał telefonu. Gdy w końcu się spotkaliśmy, rozmowa była sztywna i pełna niedopowiedzeń.

– Ty zawsze musisz mieć coś swojego – rzucił wtedy z goryczą. – Nawet teraz, kiedy powinniśmy być razem, ty wybierasz psa.

Nie odpowiedziałam. Nie umiałam. Bo czy to źle, że znalazłam w Karmeli pocieszenie? Że jej obecność koiła mój lęk przed pustką?

Od tamtej pory nasze kontakty ograniczały się do krótkich wiadomości: „Żyjesz?”, „Wszystko ok?”. Aż do dziś.

Tomek zadzwonił rano. Jego głos był inny niż zwykle – zmęczony, jakby coś go dręczyło.

– Musimy pogadać. Przyjdź dziś wieczorem. Ale… zostaw psa u kogoś.

Nie rozumiałam tego warunku. Przecież Karmela była cicha, grzeczna. Nigdy mu nie przeszkadzała. Ale posłusznie zapytałam sąsiadkę, panią Zosię, czy mogłaby się nią zająć na godzinę. Niestety, pani Zosia była chora.

I tak stałam pod blokiem Tomka z psem i poczuciem winy.

Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Karmela położyła głowę na moich kolanach i westchnęła głęboko. Wzięłam telefon i napisałam Tomkowi: „Przepraszam. Nie miałam z kim zostawić Karmeli. Może jutro?”

Odpisał po godzinie: „Nie rozumiesz niczego. Zawsze jesteś sama dla siebie najważniejsza.”

Łzy napłynęły mi do oczu. Czy naprawdę byłam aż tak egoistyczna? Czy to ja zawiodłam jako siostra?

Wieczorem zadzwoniła ciocia Basia.

– Dziecko, co się dzieje między wami? Tomek dzwonił do mnie roztrzęsiony…

Opowiedziałam jej wszystko – o psie, o mamie, o tym, jak bardzo czuję się samotna.

– On też cierpi – powiedziała cicho ciocia. – Może boi się, że pies zastąpił mu rodzinę?

Przez kolejne dni próbowałam dzwonić do Tomka. Bez skutku. W pracy byłam rozkojarzona, uczniowie pytali, czy wszystko ze mną w porządku.

W końcu postanowiłam napisać list. Papierowy, jak dawniej.

„Tomek,
Nie wiem już, jak do Ciebie dotrzeć. Karmela nie jest zamiast Ciebie ani zamiast mamy. Jest moją przyjaciółką, która pomogła mi przetrwać najgorsze chwile. Ale Ty jesteś moim bratem i bardzo mi Ciebie brakuje…”

Czekałam tydzień na odpowiedź. W końcu przyszła wiadomość: „Nie potrafię teraz rozmawiać. Może kiedyś.”

Minęły miesiące. Tomek nie odezwał się ani razu. Widziałam go raz przez okno kawiarni – wyglądał na starszego o kilka lat.

Czasem zastanawiam się, czy powinnam była wtedy zostawić Karmelę u kogoś za wszelką cenę. Czy jeden pies naprawdę może rozdzielić rodzeństwo? Czy to tylko pretekst do tego, by nie mierzyć się z własnym bólem?

Dziś wiem jedno: czasem wybieramy lojalność wobec tych, którzy nas kochają bezwarunkowo – nawet jeśli mają cztery łapy i mokry nos.

Może kiedyś Tomek zrozumie…

Czy naprawdę można być złym człowiekiem tylko dlatego, że nie potrafi się zostawić kogoś, kto był przy nas w najgorszych chwilach? Czy rodzina powinna wymagać od nas takich wyborów?