Babka, wybacz, że o Tobie zapomniałam – historia o winie, rodzinnych ranach i próbie naprawienia przeszłości

— Pani Iwono, przepraszam, że tak zaczepiam, ale czy wie pani, że pani babcia od trzech dni nic nie jadła? — głos pani Zofii, sąsiadki z parteru, rozbrzmiał w mojej głowie jak dzwon alarmowy. Stałam przed sklepem spożywczym z torbą pełną zakupów, myśląc o jutrzejszym spotkaniu w pracy i liście rzeczy do zrobienia. W jednej sekundzie cały mój świat się zatrzymał.

Moja babcia, Maria, miała już dziewięćdziesiąt dwa lata. Odkąd dziadek zmarł pięć lat temu, mieszkała sama w naszym starym mieszkaniu na Pradze. Zawsze powtarzała, że nie chce nikomu przeszkadzać, że sobie radzi. Oczywiście, odwiedzałam ją — przynajmniej raz w tygodniu. Ale ostatnio… ostatnio wszystko się posypało. Praca w agencji reklamowej pochłaniała mnie całkowicie. Mój mąż, Tomek, miał własne problemy w firmie. Syn Bartek przygotowywał się do matury i był wiecznie rozdrażniony. W domu ciągle ktoś krzyczał albo trzaskał drzwiami.

A ja? Ja próbowałam być wszędzie naraz. Idealną matką, żoną, córką i wnuczką. Ale kiedy pani Zofia powiedziała mi o babci, poczułam się jak najgorszy człowiek na świecie.

— Jak to nic nie jadła? — zapytałam z niedowierzaniem.
— Mówię pani, od trzech dni nie widziałam jej w sklepie ani na ławce pod blokiem. Zawsze wychodziła po chleb albo mleko. A teraz… cisza.

Zostawiłam zakupy pod drzwiami sklepu i pobiegłam do babci. Po drodze dzwoniłam do Tomka, ale nie odbierał. Wbiegłam po schodach na czwarte piętro, serce waliło mi jak młotem. Zapukałam do drzwi.

— Babciu? To ja, Iwona! — krzyknęłam.

Cisza. Dopiero po chwili usłyszałam cichy szelest i powolne kroki. Drzwi otworzyły się na centymetr.

— Iwonka? Co się stało?

Zobaczyłam jej wychudzoną twarz i oczy pełne zmęczenia. W mieszkaniu panował chłód i zapach starego kurzu.

— Babciu… czemu nie jadłaś? — zapytałam drżącym głosem.

Babcia wzruszyła ramionami.

— Nie chciałam cię martwić. Myślałam, że przyjdziesz w sobotę jak zawsze…

Poczułam łzy napływające do oczu. Przyniosłam jej zakupy i zaczęłam przygotowywać kanapki. Babcia patrzyła na mnie z wdzięcznością i smutkiem.

— Wiesz, Iwonko… czasem człowiek czuje się taki niepotrzebny — powiedziała cicho.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek innego. Przypomniałam sobie wszystkie chwile z dzieciństwa: jak babcia piekła dla mnie szarlotkę, jak tuliła mnie po nocnych koszmarach, jak uczyła mnie szydełkować. A teraz ja nie potrafiłam nawet zadbać o to, żeby miała co jeść.

Wróciłam do domu późno. Tomek siedział przed telewizorem.

— Gdzie byłaś tak długo? — zapytał bez zainteresowania.
— U babci. Nie jadła od trzech dni — odpowiedziałam ostro.
— Przecież to nie twoja wina — wzruszył ramionami.

Ale ja wiedziałam swoje. Całą noc nie mogłam zasnąć. W głowie słyszałam tylko głos babci: „Czasem człowiek czuje się taki niepotrzebny”.

Następnego dnia zadzwoniłam do mamy. Od lat nasze relacje były napięte. Mama uważała, że powinnam więcej pomagać babci, a ja miałam jej za złe brak wsparcia przy Bartku i ciągłe krytykowanie mojego życia.

— Mamo, musimy coś zrobić z babcią — zaczęłam niepewnie.
— A co ja ci mówiłam przez cały czas? Że ona nie może być sama! Ale ty zawsze masz ważniejsze sprawy!

Zacisnęłam zęby. Znowu ta sama śpiewka. Znowu wszystko moja wina.

Przez kolejne dni próbowałam pogodzić pracę z opieką nad babcią. Rano jechałam do niej z zakupami, potem biegłam do biura na spotkania z klientami, a wieczorem wracałam do domu wykończona psychicznie i fizycznie. Bartek coraz częściej zamykał się w swoim pokoju, a Tomek unikał rozmów o rodzinie.

Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z Bartkiem.

— Synu… czy mógłbyś czasem odwiedzić prababcię? Ona bardzo za tobą tęskni.
— Mamo, mam maturę! Nie mam czasu na takie rzeczy! — burknął i wrócił do komputera.

Poczułam się bezsilna. Czy naprawdę wszyscy jesteśmy tak zajęci sobą, że nie widzimy drugiego człowieka?

W pracy szefowa zaczęła patrzeć na mnie krzywo. Spóźnienia, telefony podczas spotkań… Wiedziałam, że długo tak nie pociągnę. Ale co miałam zrobić? Oddać babcię do domu opieki? Nigdy by mi tego nie wybaczyła.

W końcu doszło do rodzinnej awantury podczas niedzielnego obiadu u mamy.

— Ty zawsze wszystko robisz sama! — krzyczała mama.
— Bo nikt mi nie pomaga! — odpowiedziałam równie głośno.
— A Tomek? A Bartek? Każdy ma swoje życie!
— A babcia? Ona już nie ma nikogo poza nami!

Babcia siedziała cicho przy stole i patrzyła na nas ze łzami w oczach.

Po tej kłótni coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że jeśli czegoś nie zmienię, stracimy siebie nawzajem na zawsze.

Zaczęliśmy ustalać dyżury: mama raz w tygodniu gotowała dla babci obiad, Bartek pomagał jej w zakupach przez internet (choć marudził), a Tomek raz na dwa tygodnie woził ją do lekarza. Ja starałam się być u niej jak najczęściej mogłam — choćby na herbatę i krótką rozmowę.

Nie było łatwo. Często płakałam po nocach ze zmęczenia i poczucia winy. Ale powoli zaczęliśmy znów być rodziną. Babcia odzyskała apetyt i uśmiech. Czasem opowiadała mi historie ze swojej młodości — o wojnie, o pierwszej miłości, o tym jak bała się przyszłości…

Dziś wiem jedno: nigdy nie wolno zapominać o tych, którzy nas kochali bezwarunkowo. Nawet jeśli życie pędzi jak szalone i każdy ma swoje problemy — rodzina to jedyne miejsce, gdzie naprawdę jesteśmy potrzebni.

Czasem zastanawiam się: ile jeszcze takich babć czeka samotnie na telefon lub wizytę bliskich? Czy naprawdę musimy dojść do granicy rozpaczy, żeby przypomnieć sobie o tym, co najważniejsze?