Dom oddany dzieciom – serce oddane na zawsze? Wyznanie Hanny Nowak

— Mamo, przecież to tylko formalność. Przepiszesz dom na nas, a my się wszystkim zajmiemy — mówiła Agnieszka, moja najstarsza córka, z tym swoim uśmiechem, który zawsze rozbrajał mnie do łez. Siedzieliśmy wtedy przy kuchennym stole, a ja patrzyłam na nią i na Pawła, mojego syna, którzy jeszcze niedawno biegali po tym domu w brudnych butach, a dziś byli już dorosłymi ludźmi.

Wtedy nie miałam wątpliwości. Przecież tak robią wszyscy — oddają dom dzieciom, żeby im było łatwiej. Żeby nie musieli się martwić papierami, podatkami, spadkami. A ja? Ja miałam tylko jedno marzenie: żebyśmy byli razem. Żeby ten dom, który budowałam z moim świętej pamięci mężem przez trzydzieści lat, dalej tętnił życiem. Żeby śmiech wnuków odbijał się od tych samych ścian, które pamiętały pierwsze kroki moich dzieci.

Podpisałam papiery. Nawet nie czytałam wszystkiego dokładnie — ufałam im bezgranicznie. Agnieszka przytuliła mnie mocno, Paweł pocałował w czoło. „Mamo, teraz już niczym się nie martw. Odpocznij sobie, my się wszystkim zajmiemy” — powtarzali.

Przez pierwsze miesiące rzeczywiście czułam ulgę. Dzieci przychodziły często, wnuki biegały po ogrodzie, a ja piekłam dla nich szarlotkę i robiłam kompot z wiśni. Czułam się potrzebna i kochana. Ale potem wszystko zaczęło się zmieniać.

Najpierw Agnieszka zaczęła przebąkiwać o remoncie. „Mamo, trzeba by kuchnię zrobić na nowo. Może byś się na jakiś czas przeniosła do Pawła?” — zaproponowała pewnego dnia. Zgodziłam się bez słowa sprzeciwu. Przecież to tylko na chwilę.

U Pawła było inaczej — ciasno, głośno, jego żona patrzyła na mnie spod byka. „Nie wiem, jak długo to potrwa” — rzuciła pewnego wieczoru, kiedy myślała, że nie słyszę. Czułam się jak intruz we własnej rodzinie.

Po miesiącu wróciłam do domu — ale już nie był mój. W kuchni stały nowe meble, moje ulubione filiżanki zniknęły gdzieś w piwnicy. Wnuki biegały po nowym parkiecie, a ja czułam się jak gość. Agnieszka coraz częściej przypominała mi, że „to teraz ich dom” i żebym „szanowała nowe zasady”.

Pewnego dnia usłyszałam rozmowę córki z zięciem:
— Może mama powinna pomyśleć o jakimś domu seniora? Przecież tu nie ma dla niej miejsca.
— Nie przesadzaj, jeszcze trochę wytrzymamy — odpowiedział zięć z wyraźnym zniecierpliwieniem.

Serce mi pękło. Przez całą noc płakałam w poduszkę, nie mogąc uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Następnego dnia Agnieszka przyszła do mnie z poważną miną:
— Mamo, musimy porozmawiać. Wiesz, że cię kochamy, ale… no właśnie… Chcielibyśmy mieć trochę prywatności. Może rzeczywiście powinnaś pomyśleć o czymś swoim?

Nie miałam dokąd pójść. Paweł powiedział wprost:
— Mamo, u nas nie ma miejsca. Dzieci dorastają, potrzebujemy przestrzeni.

Znalazłam się na ulicy z jedną walizką i kilkoma zdjęciami w ramkach. Przez kilka nocy spałam u sąsiadki pani Zosi — tej samej, która kiedyś przychodziła do mnie po przepis na pierogi. Teraz to ja prosiłam ją o kawałek podłogi.

W końcu trafiłam do małego pokoiku w domu opieki na obrzeżach miasta. Pachniało tu lekarstwami i starością. Każdego ranka budzi mnie obcy głos pielęgniarki i szum telewizora z pokoju obok.

Czasem odwiedza mnie wnuczka Ola — jedyna, która jeszcze pamięta o babci Hani. Przynosi mi rysunki i opowiada o szkole. Ale dzieci? Dzieci dzwonią rzadko. Zawsze są zajęte: praca, remonty, wyjazdy.

Często pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy byłam zbyt uległa? Czy za bardzo chciałam być potrzebna? Czy naprawdę dom jest ważniejszy niż człowiek?

Pamiętam dzień, kiedy ostatni raz zamknęłam drzwi mojego domu. Stałam na progu i patrzyłam na ogród pełen kwiatów — tych samych, które sadziłam z mężem po ślubie. Wtedy jeszcze wierzyłam, że rodzina to siła nie do złamania.

Dziś wiem jedno: można oddać wszystko — dom, serce, życie — a i tak zostać samemu.

Czasem patrzę przez okno na ludzi idących ulicą i zastanawiam się: czy oni też kiedyś zostaną sami? Czy warto poświęcać wszystko dla innych? Czy ktoś jeszcze pamięta o tych, którzy dali im wszystko?

Może ktoś z was zna odpowiedź na te pytania? Może ktoś przeżył coś podobnego? Bo ja już nie wiem…