Kiedy Miłość Gaśnie: Historia Marty i Jakuba, Którzy Przegrali z Codziennością
– Znowu wracasz tak późno? – mój głos drżał, gdy Jakub po raz kolejny zamykał za sobą drzwi po dwudziestej drugiej. Stałam w kuchni, w dłoniach ściskając kubek z zimną już herbatą. Przez okno widziałam światła bloków naprzeciwko – tam pewnie ktoś właśnie kładł dzieci spać, ktoś inny śmiał się z żoną przy kolacji. U nas od miesięcy panowała cisza.
Jakub westchnął ciężko, rzucił klucze na komodę i nawet na mnie nie spojrzał. – Praca, Marta. Przecież wiesz.
Wiedziałam. Tak samo jak wiedziałam, że to nie tylko praca. Że coś się zmieniło. Że już nie jestem dla niego tą samą Martą, którą byłam pięć lat temu, gdy śmialiśmy się do łez na ławce w parku i planowaliśmy wspólne życie.
Pamiętam tamten dzień, kiedy wszystko się zaczęło. Była wiosna, pachniało bzem. Jakub przyniósł mi wtedy bukiet tulipanów i powiedział: „Z tobą chcę się budzić przez resztę życia”. Wierzyłam mu bezgranicznie. Wszyscy nam zazdrościli – rodzina, znajomi. Mama powtarzała: „Marta, trafiłaś na złoto”.
A potem przyszła codzienność. Kredyt na mieszkanie na Bemowie, praca na dwa etaty, wieczne zmęczenie. Zamiast randek – szybkie obiady i pranie do późna. Zamiast rozmów – milczenie przy stole.
Najgorsze były święta u teściów. Siedzieliśmy przy stole, a teściowa z uśmiechem pytała: – No i kiedy wnuki? – a ja czułam, jak Jakub ściska moją dłoń pod stołem, jakby chciał powiedzieć: „Nie teraz”.
Ale to nie dzieci były problemem. Problemem była pustka, która wkradła się między nas niepostrzeżenie.
Pewnego wieczoru usłyszałam jego telefon w łazience. Wiadomość od „Agnieszka z pracy”. Serce mi zamarło. Nie chciałam być tą żoną, która grzebie w cudzych wiadomościach, ale nie mogłam się powstrzymać.
– Kiedy znów pójdziemy na kawę? – napisała Agnieszka.
Nie spałam całą noc. Rano Jakub zauważył moje podkrążone oczy.
– Coś się stało? – zapytał.
– Może powinniśmy porozmawiać – odpowiedziałam cicho.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Przez chwilę milczeliśmy.
– Marta… Ja wiem, że ostatnio jest ciężko. Ale to tylko praca, naprawdę.
– To nie tylko praca – przerwałam mu. – Czuję się niewidzialna. Jakbyś był tu tylko ciałem.
Jakub spuścił wzrok. – Nie wiem, co mam powiedzieć.
Wtedy po raz pierwszy poczułam się naprawdę samotna.
Próbowałam rozmawiać z mamą. – Może przesadzasz? Każdy ma kryzys – mówiła. – Twój ojciec też czasem znikał w pracy.
Ale ja wiedziałam, że to coś więcej niż kryzys. To była przepaść.
Zaczęłam chodzić na długie spacery po parku Moczydło. Patrzyłam na zakochane pary i zastanawiałam się, czy oni też kiedyś poczują to samo co ja – tęsknotę za kimś, kto siedzi obok na kanapie.
Pewnego dnia spotkałam tam Anię, moją dawną przyjaciółkę ze studiów.
– Marta! Co u ciebie? Wyglądasz… inaczej.
Uśmiechnęłam się smutno. – Życie mnie trochę przygniotło.
Ania spojrzała na mnie uważnie. – Chcesz pogadać?
Opowiedziałam jej wszystko. O Jakubie, o Agnieszce, o pustce.
– Wiesz co? – powiedziała Ania po chwili milczenia. – Może czas pomyśleć o sobie? O tym, czego ty chcesz?
Te słowa długo we mnie rezonowały.
Wieczorem wróciłam do domu i zobaczyłam Jakuba siedzącego w salonie z laptopem na kolanach.
– Musimy coś zmienić – powiedziałam stanowczo.
Spojrzał na mnie zaskoczony. – Co masz na myśli?
– Albo spróbujemy jeszcze raz być razem naprawdę… albo musimy się rozstać.
Widziałam w jego oczach strach i ulgę jednocześnie. Jakby czekał na te słowa od dawna.
Przez kolejne tygodnie próbowaliśmy naprawić naszą relację: wspólne wyjścia do kina, rozmowy do późna w nocy, nawet wyjazd nad morze na weekend. Ale coś było już nie tak. Każda rozmowa kończyła się kłótnią albo milczeniem.
W końcu podjęliśmy decyzję o rozstaniu. Bez dramatów, bez krzyków. Po prostu wiedzieliśmy, że to koniec.
Wyprowadziłam się do wynajmowanego mieszkania na Ochocie. Pierwsze noce były najtrudniejsze – cisza dzwoniła w uszach, a łóżko wydawało się za duże dla jednej osoby.
Mama płakała przez telefon: – Marta, przecież wszystko można naprawić!
Ale ja już wiedziałam, że nie wszystko da się posklejać na siłę.
Dziś mija rok od naszego rozstania. Czasem mijam Jakuba na ulicy – uśmiechamy się do siebie smutno, jakbyśmy oboje żałowali straconych szans.
Czy żałuję? Czasem tak. Ale wiem też, że czasem trzeba pozwolić miłości odejść, zanim całkiem nas wypali.
Czy naprawdę można uratować związek, gdy codzienność zabija uczucia? A może lepiej nauczyć się żyć dla siebie i nie bać się zaczynać od nowa?