Mój mąż przyprowadził kochankę do domu, gdy nasza córka walczyła o życie w szpitalu. Gdy powiedziałam o tym mamie, nie stanęła po mojej stronie…

– Jak możesz być tak bezczelny?! – krzyknęłam, czując jak łzy palą mnie pod powiekami. Stałam w progu salonu, a on – mój mąż, Michał – stał naprzeciwko mnie z tą kobietą. Jej imię – Paulina – usłyszałam dopiero później. Wtedy była po prostu obcą osobą w moim domu, w moim świecie, który właśnie się rozpadał.

To był środek stycznia, śnieg padał za oknem, a nasza sześcioletnia córka, Zosia, leżała w szpitalu po ciężkim zapaleniu płuc. Spędzałam przy niej całe dnie i noce, modląc się o każdy jej oddech. Michał rzadko pojawiał się na oddziale – tłumaczył się pracą. Wierzyłam mu. Chciałam wierzyć. Ale tego dnia wróciłam do domu po czyste ubrania i… zobaczyłam ich razem.

Paulina miała na sobie moją bluzę. Moje kapcie. Siedziała na kanapie, jakby była u siebie. Michał nawet nie próbował udawać zaskoczenia.

– To nie tak, jak myślisz – powiedział cicho.

– Naprawdę? – głos mi drżał. – To jak jest?

Paulina spuściła wzrok. Michał podszedł do mnie i próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.

– Nasza córka jest w szpitalu! – krzyknęłam. – A ty… ty…

Nie dokończyłam. Zabrakło mi słów. Wybiegłam z domu, zostawiając ich samych.

W drodze do szpitala dzwoniłam do mamy. Potrzebowałam jej wsparcia jak nigdy wcześniej.

– Mamo… Michał mnie zdradza. Przyprowadził ją do domu… kiedy Zosia jest w szpitalu! – łkałam do słuchawki.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Może przesadzasz? Może to tylko koleżanka? – usłyszałam w końcu.

– Mamo! Widziałam ich razem! Ona była w moich rzeczach!

– Dziecko… Michał zawsze był dobrym mężem. Może powinnaś się zastanowić, czy nie przesadzasz z emocjami? Zosia potrzebuje teraz spokoju.

Nie mogłam uwierzyć. Moja własna matka nie stanęła po mojej stronie. Poczułam się jeszcze bardziej samotna niż wcześniej.

Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Zosia powoli wracała do zdrowia, a ja udawałam przed nią, że wszystko jest w porządku. Michał dzwonił, pisał SMS-y, przepraszał. Próbował tłumaczyć się stresem, zmęczeniem, kryzysem wieku średniego. Paulina zniknęła z naszego domu, ale jej obecność czułam wszędzie: w zapachu perfum na poduszce, w kubku po kawie zostawionym na stole.

Pewnego wieczoru mama przyszła do szpitala z termosikiem herbaty.

– Musisz być silna dla Zosi – powiedziała cicho.

– A co ze mną? – zapytałam szeptem. – Czy ja też się liczę?

Mama spojrzała na mnie surowo.

– Kiedyś kobiety nie miały takich problemów. Trzeba było zacisnąć zęby i trwać przy rodzinie.

– Ale ja nie chcę żyć w kłamstwie! – wybuchłam.

Mama wzruszyła ramionami.

– Dziecko… życie to nie bajka.

Wróciłam do domu dopiero wtedy, gdy Zosia została wypisana ze szpitala. Michał czekał na nas z kwiatami i prezentami dla córki. Próbował być czuły, troskliwy. Przez chwilę łudziłam się, że może to wszystko da się naprawić. Ale nocami płakałam w poduszkę, czując się zdradzona przez wszystkich: męża i własną matkę.

Zosia szybko wyczuła napiętą atmosferę.

– Mamusiu, dlaczego tata śpi na kanapie? – zapytała pewnej nocy.

Nie umiałam jej odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku zdradę? Jak powiedzieć prawdę bez ranienia?

Michał coraz częściej znikał z domu pod pretekstem pracy. Pewnego dnia znalazłam w jego kurtce bilet do kina – dwa miejsca obok siebie na romantyczny film. Nie miałam już złudzeń.

Zdecydowałam się na rozmowę.

– Michał… chcę rozwodu – powiedziałam spokojnie.

Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Naprawdę chcesz to wszystko przekreślić przez jeden błąd?

– To nie był jeden błąd. To był wybór. Twój wybór.

Mama była wściekła, gdy jej powiedziałam o swojej decyzji.

– Rozwód? Co ludzie powiedzą? Myślisz o Zosi?

– Myślę przede wszystkim o sobie i o niej – odpowiedziałam stanowczo.

Przez kolejne tygodnie byłam sama jak nigdy dotąd. Znajomi unikali trudnych tematów, mama przestała dzwonić codziennie. Michał próbował jeszcze wrócić, ale już nie potrafiłam mu zaufać.

Któregoś dnia Zosia przytuliła się do mnie mocno i powiedziała:

– Mamusiu, ja chcę żebyś była szczęśliwa.

Te słowa dały mi siłę.

Dziś jestem sama z córką i uczę się żyć na nowo. Czasem pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy naprawdę musiałam zostać sama?

Ale wiem jedno: nikt nie ma prawa odbierać mi godności i prawa do szczęścia.

Czy wy też kiedyś poczuliście się samotni we własnej rodzinie? Dlaczego najbliżsi czasem zawodzą najbardziej?