Wróciłam z pracy, a w progu czekał kurier z bukietem… Ale to nie był prezent od mojego męża. Odkryłam prawdę, która zmieniła wszystko

– Dzień dobry, przesyłka dla pani Anny Kowalskiej – powiedział kurier, ledwo mieszcząc się w drzwiach z ogromnym bukietem kwiatów. Pachniało frezjami i różami herbacianymi, dokładnie tymi, które zawsze wybieram, gdy chcę poprawić sobie humor. Przez sekundę pomyślałam: „Pamiętał”. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Może w końcu zauważył, jak bardzo ostatnio jestem zmęczona? Może to jego sposób na przeprosiny za te wszystkie wieczory spędzone przy komputerze, kiedy nawet nie podnosił wzroku znad ekranu?

Ale kiedy rozwiązałam satynową wstążkę i wyjęłam karnecik, serce zabiło mi mocniej. „Dziękuję za wczoraj. Jesteś wyjątkowa.” – przeczytałam. Bez podpisu. Przez chwilę stałam w przedpokoju jak sparaliżowana. To nie był charakter pisma mojego męża. On nigdy nie napisałby czegoś tak… intymnego. Zresztą, co to znaczy „za wczoraj”? Wczoraj wieczorem byłam sama w domu, a on wrócił późno z pracy.

– Mamo, kto przysłał ci kwiaty? – zapytała Zosia, moja córka, która właśnie wróciła z angielskiego.

– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam cicho, czując jak głos mi drży.

Zosia spojrzała na mnie podejrzliwie. Miała dopiero trzynaście lat, ale już potrafiła wyczuć każdy fałsz w moim głosie. Odłożyłam bukiet na stół i poszłam do kuchni zrobić herbatę. Ręce mi się trzęsły.

Wieczorem, gdy mąż wrócił do domu, postawiłam przed nim bukiet.

– Dostałam dziś kwiaty – powiedziałam spokojnie.

Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Ode mnie? – zapytał.

– Nie wiem. Karnecik nie jest podpisany.

Wziął kartkę do ręki i przeczytał. Przez chwilę widziałam na jego twarzy cień… czego? Zaskoczenia? Niepokoju?

– To chyba jakaś pomyłka – rzucił szybko i odłożył kartkę na stół.

Ale ja już wiedziałam, że coś jest nie tak. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. W głowie miałam tysiące pytań. Kto mógłby mi wysłać kwiaty? Czy to jakiś żart? A może…

Następnego dnia w pracy nie mogłam się skupić. Koleżanka z biura, Magda, zauważyła mój nastrój.

– Coś się stało? – zapytała.

Opowiedziałam jej o kwiatach.

– Może masz adoratora? – zażartowała.

– Magda, ja mam czterdzieści lat i dwójkę dzieci. Nie mam czasu na adoratorów – odpowiedziałam gorzko.

Ale jej słowa nie dawały mi spokoju. Po południu zadzwoniłam do kwiaciarni, z której przyszedł bukiet. Kobieta po drugiej stronie była bardzo uprzejma, ale powiedziała tylko:

– Przykro mi, zamówienie było anonimowe. Zapłacone gotówką.

Wieczorem znów próbowałam rozmawiać z mężem.

– Może chociaż powiesz mi prawdę? – zapytałam cicho.

Spojrzał na mnie długo.

– Aniu… naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. Może ktoś się pomylił?

Ale widziałam w jego oczach coś nowego. Strach? Wstyd?

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Zosia zaczęła się wycofywać, syn zamykał się w swoim pokoju. Ja chodziłam jak cień, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie: kto i dlaczego?

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę męża przez telefon. Szeptał coś nerwowo w łazience. Kiedy wyszedł, udawałam, że śpię. Ale tej nocy podjęłam decyzję: muszę dowiedzieć się prawdy.

Przeszukałam jego szufladę z dokumentami. Znalazłam rachunek za hotel sprzed kilku dni. Data? Wczoraj…

Serce mi stanęło. Wyszłam na balkon i długo patrzyłam w ciemność. Czy to możliwe? Czy mój mąż…?

Następnego dnia postanowiłam go skonfrontować.

– Byłeś w hotelu? – zapytałam bez ogródek.

Zbladł.

– Aniu… To nie tak…

– To jak? – głos mi się łamał.

Usiadł ciężko na krześle i ukrył twarz w dłoniach.

– Spotkałem się z kimś… Ale to nic nie znaczyło…

Poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Wszystko zaczęło się kręcić.

– Kwiaty były od niej? – zapytałam cicho.

Skinął głową.

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Dzieci wyczuwały napięcie i coraz częściej zamykały się w swoich pokojach. Ja chodziłam do pracy jak automat, wracałam do pustego domu i patrzyłam na zwiędłe już kwiaty stojące na stole.

W końcu usiadłam sama ze sobą i zaczęłam zadawać sobie pytania: czy jestem gotowa wybaczyć? Czy potrafię jeszcze zaufać? Czy warto walczyć o coś, co być może już dawno umarło?

Czasem myślę: ile jeszcze kobiet żyje w podobnym zawieszeniu? Ile z nas udaje przed światem, że wszystko jest w porządku?

Czy naprawdę lepiej nie wiedzieć prawdy? Czy lepiej żyć w kłamstwie niż zmierzyć się z bólem?