Zdrada na zdjęciu: Jak jedno ujęcie z firmowego wyjazdu rozbiło moje małżeństwo

Zatrzymałam palec na ekranie telefonu, czując, jak serce wali mi w piersi. Zdjęcie z wyjazdu integracyjnego firmy mojego męża – niby zwykła pamiątka, a jednak coś było nie tak. Na pierwszym planie – on, mój Michał, w granatowym polarze z logo firmy, uśmiechnięty szeroko. Obok niego kobieta w karmelowym płaszczu, z burzą rudych włosów. Stał przy niej tak blisko, jak już dawno nie stał przy mnie. Ich ramiona niemal się stykały, a spojrzenia mówiły więcej niż tysiąc słów.

„Kto to jest?” – zapytałam siebie w myślach, czując narastający niepokój. Przewinęłam dalej galerię na Facebooku firmy. Kolejne zdjęcia – ona i on, śmieją się do siebie, dzielą się czymś do picia, ona poprawia mu kaptur. Nagle poczułam się jak intruz we własnym życiu. Przecież to tylko wyjazd służbowy, powtarzałam sobie, ale coś we mnie krzyczało: „To nie jest normalne”.

Wieczorem Michał wrócił do domu. Siedziałam przy stole w kuchni, udając, że czytam gazetę. On rzucił torbę pod wieszak i wszedł do kuchni z tym swoim zmęczonym uśmiechem.

– Cześć, kochanie. Jak minął dzień? – zapytał, nalewając sobie wody.

– Dobrze. – Odpowiedziałam chłodno. – A tobie?

– W porządku. Trochę zmęczony po tym całym zamieszaniu na wyjeździe.

– Fajnie było? – Zapytałam niby od niechcenia.

– Tak, nawet bardzo. Wiesz, integracja i te sprawy.

– Poznałam kogoś nowego na zdjęciach – powiedziałam powoli. – Taka ruda dziewczyna w karmelowym płaszczu. Kim ona jest?

Michał zamarł na chwilę. Widziałam to. Próbował się uśmiechnąć, ale jego oczy zdradziły niepokój.

– To nowa koleżanka z działu marketingu. Anka. Dopiero zaczęła pracę.

– Wyglądacie na bardzo zintegrowanych – rzuciłam z goryczą.

Cisza zawisła między nami jak ciężka kotara. Michał spuścił wzrok i zaczął bawić się szklanką.

– Przesadzasz – powiedział cicho.

Ale ja już wiedziałam, że nic nie przesadzam.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. W głowie przewijały mi się obrazy z tamtych zdjęć. Zaczęłam analizować każde jego zachowanie: czy wraca później niż zwykle? Czy częściej sprawdza telefon? Czy mniej się do mnie odzywa? Odpowiedzi były bolesne: tak, tak i jeszcze raz tak.

Pewnego wieczoru usłyszałam jego rozmowę przez telefon. Siedział w łazience, myśląc pewnie, że nie słyszę.

– Tak, Anka… też mi było dobrze… Nie wiem, kiedy znów się zobaczymy…

Poczułam, jak nogi uginają się pode mną. Wyszłam na balkon i płakałam długo, żeby dzieci nie słyszały.

Następnego dnia postanowiłam działać. Zostawiłam dzieci u mamy i pojechałam do firmy Michała pod pretekstem zostawienia mu dokumentów. Weszłam do biura i zobaczyłam ją – Ankę – śmiejącą się z kimś przy ekspresie do kawy. Była piękna i młoda, miała w sobie coś magnetycznego. Michał siedział przy biurku naprzeciwko niej. Gdy mnie zobaczył, zbladł.

– Cześć – powiedziałam głośno, żeby wszyscy słyszeli.

– Cześć… Co ty tu robisz? – zapytał nerwowo.

– Przyniosłam ci dokumenty – odpowiedziałam lodowatym tonem i spojrzałam prosto na Ankę.

Ona odwzajemniła spojrzenie bez cienia skrępowania. Poczułam się jak statystka we własnym życiu.

Wróciłam do domu i przez kilka godzin siedziałam w milczeniu. Michał wrócił późno tego dnia.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole. Dzieci spały w swoich pokojach.

– Michał… Czy ty mnie zdradzasz?

Nie odpowiedział od razu. Patrzył gdzieś poza mnie, jakby szukał odpowiedzi na suficie.

– Nie wiem… To wszystko jest takie skomplikowane…

– Albo tak, albo nie! – krzyknęłam przez łzy.

W końcu przyznał się do wszystkiego. Że czuje się samotny od miesięcy, że między nami jest tylko rutyna i obowiązki, że Anka go rozumie i daje mu to, czego ja już nie potrafię dać: uwagę, śmiech, poczucie bycia ważnym.

Poczułam się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak współlokatorzy. Dzieci niczego nie rozumiały, pytały czemu tata śpi na kanapie i czemu mama płacze nocami w łazience.

Moja mama powtarzała: „Walcz o rodzinę!”, a przyjaciółka radziła: „Odejdź zanim cię całkiem zniszczy”. Każda rada bolała bardziej niż poprzednia.

W końcu Michał spakował walizkę i wyprowadził się do wynajmowanego mieszkania na drugim końcu miasta. Dzieci płakały przez tydzień, a ja próbowałam jakoś poskładać nasze życie na nowo.

Dziś minęło pół roku od tamtego zdjęcia. Nadal boli mnie każda myśl o nim i o niej. Czasem zastanawiam się, czy mogłam coś zrobić inaczej? Czy to ja zawiodłam jako żona? Czy można było uratować nasze małżeństwo?

Patrzę na siebie w lustrze i pytam: „Czy zdrada zawsze zaczyna się od jednego zdjęcia? A może od tego, że przestajemy patrzeć na siebie nawzajem tak jak kiedyś?”