Przez lata za granicą dla ich przyszłości: Kupiłam każdemu dziecku mieszkanie, a nie pozwolili mi zostać na noc
— Mamo, nie możesz tu zostać na noc. — Głos Kasi był cichy, ale stanowczy. Stałam w przedpokoju jej nowego mieszkania na warszawskim Mokotowie, z walizką w ręku i sercem ściśniętym jak nigdy dotąd.
Przez chwilę nie mogłam wydusić słowa. W głowie dudniły mi wspomnienia: nocne zmiany w niemieckim hotelu, święta spędzane samotnie w obcym kraju, rozmowy przez Skype’a z dziećmi, które z roku na rok coraz mniej mnie potrzebowały. Wszystko to robiłam dla nich. Każdą złotówkę odkładałam, by kupić im mieszkania, by nie musieli zaczynać od zera tak jak ja.
— Kasiu, przecież… — zaczęłam, ale córka odwróciła wzrok.
— Mamo, ja mam jutro ważny dzień w pracy. Nie mogę się rozpraszać. Poza tym… — zawahała się. — Po prostu nie jestem przyzwyczajona, żeby ktoś tu spał.
Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Przez lata wyobrażałam sobie powrót do Polski: dzieci czekające na mnie na lotnisku, wspólne obiady, śmiech przy stole. Tymczasem Kasia patrzyła na mnie jak na obcą osobę.
Wyszłam na klatkę schodową i zadzwoniłam do syna, Piotrka.
— Piotruś, mogę dziś u ciebie przenocować? — zapytałam, starając się ukryć drżenie głosu.
— Mamo… — westchnął. — Wiesz, że mam teraz dziewczynę. Nie chcę jej stawiać w niezręcznej sytuacji. Może lepiej będzie, jak pójdziesz do hotelu?
Hotel. Przez dwadzieścia lat sprzątałam pokoje w hotelach dla obcych ludzi, by moje dzieci miały lepiej. Teraz miałam wrócić do hotelu jako klientka, bo własne dzieci nie miały dla mnie miejsca.
Wzięłam taksówkę do taniego pensjonatu na obrzeżach miasta. W pokoju pachniało stęchlizną i tanim mydłem. Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie siostra, Basia.
— Hanka, co ty wyprawiasz? Dzieci cię nie przyjęły? — Jej głos był pełen niedowierzania.
— Nie mają dla mnie miejsca — wyszeptałam.
— Przecież im wszystko dałaś! Kupiłaś im mieszkania, samochody…
— Może właśnie dlatego… Może za dużo im dałam? Może powinnam była być bardziej obecna?
Basia milczała przez chwilę.
— Przyjedź do mnie na wieś. Tu zawsze znajdzie się dla ciebie łóżko i talerz zupy.
Pojechałam do Basi. W jej domu pachniało świeżym chlebem i kawą zbożową. Siedziałyśmy przy stole i rozmawiałyśmy o wszystkim: o mamie, która zmarła, gdy byłam za granicą; o dzieciach, które dorosły beze mnie; o życiu, które przeciekło mi przez palce.
— Hanka, ty zawsze byłaś silna — powiedziała Basia. — Ale czasem trzeba pozwolić sobie na słabość. Może dzieci muszą dorosnąć do tego, żeby cię naprawdę docenić?
Zostałam u Basi kilka dni. Wieczorami patrzyłam na stare zdjęcia: Kasia z pierwszym tornistrem, Piotrek na rowerku. Próbowałam przypomnieć sobie ich głosy z dzieciństwa, ich śmiech. Zdałam sobie sprawę, że znam ich twarze ze zdjęć bardziej niż z codzienności.
Po tygodniu zadzwoniła Kasia.
— Mamo… Przepraszam. Chyba nie byłam fair. Po prostu… Nie wiem, jak to wszystko poukładać. Ty zawsze byłaś gdzieś daleko. Teraz nagle jesteś i… czuję się dziwnie.
— Kasiu, ja też się czuję dziwnie — odpowiedziałam szczerze. — Chciałabym być częścią waszego życia, ale nie wiem już jak.
— Może spróbujemy powoli? Przyjedź na obiad w niedzielę?
Pojechałam. Było sztywno, niezręcznie. Kasia gotowała rosół według mojego przepisu, ale smakował inaczej. Piotrek przyszedł z dziewczyną i przez cały czas patrzył w telefon. Rozmowa się nie kleiła.
Wróciłam do pensjonatu z poczuciem pustki. Zrozumiałam wtedy coś ważnego: można dać dzieciom wszystko — pieniądze, mieszkania, samochody — ale jeśli nie da się siebie, swojej obecności i miłości na co dzień, to zostaje tylko pustka.
Zaczęłam szukać pracy w Polsce. Znalazłam zatrudnienie jako opiekunka starszej pani w sąsiedniej miejscowości. Codziennie odwiedzałam ją, gotowałam obiady i słuchałam jej opowieści o dawnych czasach. Czułam się potrzebna.
Z czasem Kasia zaczęła dzwonić częściej. Piotrek zaprosił mnie na swoje urodziny. Powoli budowaliśmy coś nowego — kruchego i delikatnego jak porcelana po przejściach.
Czasem pytam siebie: czy było warto? Czy lepiej byłoby żyć skromniej razem niż bogaciej osobno? Czy dzieci kiedyś mi wybaczą moją nieobecność?
Może nigdy nie znajdę odpowiedzi. Ale jedno wiem na pewno: rodzina to nie tylko mieszkania i pieniądze. To obecność — nawet jeśli czasem jest już za późno, by zacząć od nowa.
Czy można odzyskać stracony czas? Czy wybaczenie naprawdę przychodzi z czasem? Co wy o tym myślicie?