Złudzenia Roztrzaskane: Odkrycie Zdrady po Dwunastu Latach

– Nie wierzę ci, Piotrze! – mój głos drżał, a dłonie ściskały kubek z herbatą tak mocno, że aż bałam się, że pęknie. – Przysięgałeś mi… Przysięgałeś!

Patrzył na mnie z tym swoim spokojem, który zawsze mnie rozbrajał. Ale dziś ten spokój był jak mur, za którym ukrywał się ktoś obcy.

– Aniu… – zaczął cicho, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.

– Nie mów do mnie tak! – krzyknęłam. – Nie masz prawa!

W tej chwili świat, który przez dwanaście lat wydawał mi się stabilny i bezpieczny, rozpadł się na kawałki. Zawsze byłam tą, która wszystko ogarnia: dom, córkę, pracę w bibliotece. Piotr był moją ostoją. Wracał punktualnie o siedemnastej trzydzieści, całował mnie w policzek i pytał, co na obiad. W weekendy zabierał nas na spacery do lasu albo do kina. Wszyscy mówili: „Ale masz szczęście, Aniu! Taki mąż to skarb.”

A teraz? Teraz siedziałam naprzeciwko niego i czułam się jak idiotka.

– To tylko raz… – powiedział w końcu, spuszczając wzrok.

– Raz? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Myślisz, że to coś zmienia? Że to mniej boli?

W głowie miałam mętlik. Próbowałam sobie przypomnieć wszystkie te drobne sygnały: jego zamyślenie, częstsze wyjazdy służbowe do Warszawy, nowe perfumy. Ale zawsze znajdowałam wytłumaczenie. Bo przecież Piotr by mnie nie zdradził. Nie on.

Córka, Zosia, spała w swoim pokoju. Miała jedenaście lat i była całym moim światem. To dla niej Piotr został w domu. Tak powiedział. „Nie chcę jej ranić.”

Ale czy ona naprawdę niczego nie zauważyła? Dzieci czują więcej niż nam się wydaje.

Następne dni były jak życie pod wodą. Wszystko działo się jakby za szybą: śniadania, odprowadzanie Zosi do szkoły, praca w bibliotece, rozmowy z sąsiadką o pogodzie. Piotr starał się być jeszcze bardziej obecny, jeszcze bardziej pomocny. Ale ja widziałam tylko jego ręce na klamce drzwi do sypialni – tych samych drzwi, za którymi przez lata dzieliliśmy łóżko i sekrety.

Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę Zosi z koleżanką przez telefon:

– Mama jest smutna… Nie wiem czemu. Tata też dziwnie się zachowuje…

Serce mi pękło. Czy powinnam jej powiedzieć prawdę? Czy powinnam udawać dalej?

Moja mama zawsze powtarzała: „Małżeństwo to kompromis.” Ale czy kompromisem jest życie w kłamstwie?

Próbowałam porozmawiać z Piotrem. Usiadłam naprzeciwko niego przy kuchennym stole.

– Dlaczego? – zapytałam cicho.

Milczał długo.

– Sam nie wiem… Byłem zmęczony… Samotny… Ty zawsze byłaś zajęta Zosią i pracą…

Poczułam złość.

– A ja? Myślisz, że ja nie byłam zmęczona? Że nie czułam się samotna?

Wybuchłam płaczem. On próbował mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.

– Nie dotykaj mnie!

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak współlokatorzy. Rozmawialiśmy tylko o Zosi i codziennych sprawach: rachunkach, zakupach, planach na wakacje. W nocy leżałam bezsennie i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Magda, moja przyjaciółka jeszcze z liceum.

– Anka, co się dzieje? Wyglądasz jak cień samej siebie.

Opowiedziałam jej wszystko przez łzy.

– Musisz pomyśleć o sobie – powiedziała stanowczo. – Nie możesz żyć tylko dla Zosi i Piotra.

Ale jak to zrobić? Jak zacząć żyć dla siebie po tylu latach podporządkowania rodzinie?

W pracy zaczęłam spędzać więcej czasu. Biblioteka była moim azylem – zapachem starych książek i ciszą między regałami. Tam mogłam być sobą.

Zosia coraz częściej zadawała pytania:

– Mamo, dlaczego tata śpi w salonie?
– Mamo, czy wy się pokłóciliście?

Nie chciałam jej okłamywać.

– Zdarzają się trudne chwile w małżeństwie – odpowiedziałam wymijająco.

Ale wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała powiedzieć jej prawdę.

Któregoś wieczoru Piotr wrócił później niż zwykle. Siedziałam przy stole z kubkiem herbaty i patrzyłam przez okno na ciemne podwórko.

– Aniu… Musimy porozmawiać – powiedział cicho.

Spojrzałam na niego bez słowa.

– Chcę spróbować to naprawić… Dla nas…

Poczułam gniew i rozpacz jednocześnie.

– Naprawić? Jak? Wymazać wszystko?

Milczał długo.

– Może terapia? Razem?

Nie odpowiedziałam od razu. Bałam się kolejnego rozczarowania.

Zgodziłam się po tygodniu namysłu. Spotkania z panią psycholog były trudne. Musiałam zmierzyć się z własnym żalem i poczuciem winy. Piotr mówił o swoich lękach i samotności. Ja o swoim rozczarowaniu i stracie zaufania.

Po kilku miesiącach było trochę lepiej. Ale rana pozostała. Czasem patrzyłam na Piotra i widziałam tego samego człowieka co kiedyś – a czasem zupełnie obcego.

Zosia dorastała szybciej niż powinna. Pewnego dnia przyszła do mnie do kuchni:

– Mamo… Kochasz tatę?

Zatkało mnie.

– To skomplikowane…

Przytuliła mnie mocno.

Czasem myślę, że życie to nieustanne godzenie się ze stratą złudzeń. Ale czy można jeszcze zaufać po takim upadku? Czy warto walczyć o coś, co już raz się rozpadło?